W polskim handlu masowym długo podział był dość jasny: Żabki i podobne sklepy zgarniały „osiedlowy” ruch, a dyskonty czy hipermarkety były nieco oddalone, zwykle trzeba było tam dojeżdżać. Wygląda na to, że coś się jednak zmienia. Biedronka jak Żabka? Czy to realny scenariusz?
Biedronka chwali się w mediach sklepem w supermodnej warszawskiej Elektrowni Powiśle. Nie jest przy tym to typowy punkt popularnej sieci, a taki pasujący do tego miejsca – odpowiednio wyposażony, zaprojektowany i z założenia bardziej „premium”. Sieć podkreśla przy tym, że nie jest to zbyt duży punkt – a taki, zaliczający się do segmentu „ultra mini”.
Co to takiego? To mniejszy format sklepu, z powierzchnią od 200 do 500 mkw. Zwykle oferta takiego sklepu też jest ograniczona do nieco ponad 2 tys. artykułów. Są to wielkomiejskie sklepy, bez wielkich parkingów, za to dopasowane do gęstej zabudowy metropolii.
Biedronka ogłasza, że ma już ok. 100 sklepów tego typu. Chce otwierać kolejne, choć na razie nie mówi tu za bardzo o szczegółach.
Biedronka jak Żabka? Ale po co?
Jeszcze nie tak dawno nie każdy wierzył w przyszłość formatu „convenience store” w Polsce. Osiedlowe sklepy w końcu były (i są) wypierane przez dyskonty czy hipermarkety. Sukces Żabki pokazał jednak, że Polacy – zwłaszcza ci z dużych ośrodków – mogą też pokonać mniejsze, ale i droższe sklepy.
Zwrot Biedronki w stronę mniejszych sklepów można więc tłumaczyć poniekąd jako odpowiedź na rosnącą popularność Żabki. Na pewno jednak marka koncernu Jeronimo Martins ostrzy sobie też zęby na bardziej wyrobionego i zamożnego klienta. Takiego, który bywa w Elektrowni Powiśle, a niekoniecznie jeździ raz na tydzień na wielkie zakupy do dyskontu.
Zbigniew Jaszkowski, dyrektor operacyjny regionu Warszawa w sieci Biedronka, ma jeszcze jedno wytłumaczenie. Po prostu w dużych miastach nie ma już wolnych lokalizacji na klasyczne dyskonty.
„W takich lokalizacjach jak np. centrum miasta, w ścisłej zabudowie aglomeracji miejskiej typu Warszawa, Kraków czy Gdańsk, ciężko jest już otworzyć sklep ze względu na koszty i brak dużych, wolnych powierzchni” – tłumaczy Jaszkowski. A przecież każda firma musi się rozwijać i szukać nowych pól ekspansji, zwłaszcza jak konkurencja jest coraz ambitniejsza. Wygląda więc na to, że Żabki będą musiały przeznaczać coraz więcej energii na obronę przed ekspansją Biedronek.