Blogerzy i YouTuberzy dostają masę prezentów od firm. Chcecie wiedzieć jakie? Wystarczy wejść na Allegro…

Gorące tematy Technologie Dołącz do dyskusji (525)
Blogerzy i YouTuberzy dostają masę prezentów od firm. Chcecie wiedzieć jakie? Wystarczy wejść na Allegro…

Duży niesmak pozostał po tym jak znany youtuber o pseudonimie Niekryty Krytyk wystawił na Allegro edycję kolekcjonerską gry na konsolę PlayStation, którą dostał w prezencie od Sony. Przyłapali go na tym inni gracze i dziennikarze. 

Taka jest brutalna prawda i im szybciej się z nią pogodzicie, tym lepiej: znani youtuberzy i blogerzy są rozpieszczani. Wydawcy, dystrybutorzy, producenci i marketingowcy wpychają im swoje produkty drzwiami i oknami w nadziei, że a może gwiazda internetu się zachwyci, a może wykorzysta swoje wpływy i o cudownym ubranku/telefonie/książce/alkoholu opowie dalej. Albo przynajmniej pochwali się prezentem na Instagramie, gdzie zobaczy go jeszcze kilkadziesiąt tysięcy innych osób – normalnie taka reklama kosztowałaby krocie.

Jest to więc w miarę uczciwy dla obu stron układ, choć oczywiście zawsze pełen moralnych niedopowiedzeń. No bo to niby nie jest reklama, a nieoznaczona reklama jest nielegalna, ale jednak bardzo często o to właśnie chodzi. Wiadomo też, że autor „korumpowany” notorycznie smakołykami, gadżetami i prezencikami może mieć problemy ze swoim obiektywizmem. Blogerzy ironicznie nazywają takie prezenty „promkami” albo „darami losu”.

Z jednej strony zrozumiałe jest, że jeśli ktoś daje komuś prezent, nie może jednocześnie oczekiwać, że ta osoba będzie go trzymać w nieskończoność. Z drugiej – pewnego rodzaju niesmak powoduje sytuacja, w której ktoś (jak głoszą opisy aukcji) prezentów tych nawet nie rozpakowuje, tylko automatycznie przerzuca je na renomowany serwis aukcyjny.

Internet zna jeszcze bardziej niesmaczne zjawisko, niż sprzedawanie „prezentów”, a mianowicie notoryczne sprzedawanie „egzemplarzy recenzenckich”. Dystrybutorzy bardzo często decydują się nie tylko udostępnić dany produkt do recenzji, ale też zostawiają go recenzentowi. To normalna praktyka, ponieważ przeważnie i tak nie mają z nich dużego użytku. Podpytaliśmy jak wygląda to w redakcji zaprzyjaźnionego Spider’s Web. Niektórzy redaktorzy przyznali, że czasem równocześnie mają w domu nawet po kilka urządzeń na raz, które zostały im w ostatnich latach a dystrybutor nie chciał ich z powrotem przyjąć.

Dary losu trafiają na Allegro?

Dla dystrybutorów paradoksalnie jest to korzystna sytuacja, ponieważ istnieje szansa, że redaktor z takiego telefonu będzie korzystał, polecał w swoich publikacjach. I że obok recenzji właściwej do telefonu będzie wracał na przykład w testach porównawczych, filmach na kanale YouTube czy na przykład opisując zmiany w nowej wersji Androida. Wydawcy mają więc w takich działaniach interes, bo często zostawiając telefon, w zamian otrzymują ekwiwalent tekstowy o wartości kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Ale nie wszystkie redakcje podchodzą do tej kwestii równie rygorystycznie, korzystając lub magazynując egzemplarze recenzencko-promocyjne. Na Twitterze regularnie można znaleźć blogerów i youtuberów technologicznych, którzy sprzedają otrzymane w ten sposób fanty. Takie aukcje wyglądają podejrzanie również wśród samych allegrowiczów, ponieważ niezwykle niewiarygodnie wygląda konto, które nagle sprzedaje kilka zegarków, telefonów, tabletów i drona, nie mając na żadną z tych rzeczy dowodu zakupu. Również przypisane wszędzie opisy „gadżet jest nagrodą wygraną w konkursie” nie dodają sprawie wiarygodności.

Czytaj też: Młody youtuber naraził się środowisku „coachingowemu”. Ale miał rację i nie powinien dać się zaszczuć

Zaprzyjaźniony z redakcją Bezprawnika bloger technologiczny przyznał, że przez takie praktyki branżowe wstydził się kiedyś sprzedać prywatny komputer swojej partnerki życiowej – bo ktoś mógłby pomyśleć, że sprzedaje urządzenie otrzymane w ramach tzw. „darów losu” lub egzemplarz recenzencki.

O ile takie praktyki nie muszą być niezgodne z prawem (o czym za chwilę), to z całą pewnością są niezgodne z dobrym smakiem oraz pewnymi zasadami współżycia społecznego. Nic dziwnego więc, że dziennikarzy sprzedających materiały prasowe zaczęła na Twitterze ścigać „Policja Promkowa”. To raczej humorystyczny projekt, ale skoro Komisja Etyki Reklamy w ramach samostanowienia może besztać reklamodawców, to może i dziennikarzom też trzeba pewnych wzorców moralnych?

Produkt nieprzeznaczony do sprzedaży

Osobnym zagadnieniem jest to, czy wprowadzanie do obrotu produktów często przesyłanych jako „nieprzeznaczone do sprzedaży” jest w ogóle legalne. Na przykład na grach komputerowych coś takiego jest napisane zwykle wprost, choć i tak nie każdemu to przeszkadza.

promka01

Całą sytuację najłatwiej porównać do sprzedaży testerów perfum, które to doczekały się szerszego omówienia w orzecznictwie na przykład Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Otóż sprzedaż testerów, choć wiele perfumerii internetowych to robi, jest nielegalna.

Rzecz w tym, że takie ograniczenia dotyczą wzajemnych relacji pomiędzy przedsiębiorcami i sprzedaży hurtowej, tzw. wprowadzania do obrotu (chodzi o naruszenie praw do znaku towarowego). Bloger czy youtuber, nawet będący przedsiębiorcą, dokonuje odsprzedaży we własnym zakresie, handel dotyczy jednego egzemplarza i nie jest związany z prowadzoną działalnością gospodarczą. Osoba prywatna, która jakoś weszła w posiadanie testera, może się go pozbyć na przykład na Allegro.

W przypadku sprzedaży egzemplarzy recenzenckich gier, wiele zależy od kształtu samej licencji. Może ona uwzględniać na przykład ograniczenie produktu tylko do celów recenzenckich i nabywca takiej gry będzie korzystał z niej niezgodnie z prawem. Z tego też względu należy uważać na takie „promocje” w serwisach aukcyjnych.

Najciekawsza wydaje się kwestia odsprzedawania egzemplarzy recenzenckich na przykład elektroniki. Z jednej strony takie pojedyncze przypadki nie naruszają praw do znaków towarowych producentów, z drugiej – są to rażące przykłady nieuczciwości wobec nabywców. Nieświadomi allegrowicze kupują produkty, które często nie są kompletne, nie posiadają gwarancji, nie są objęte żadną rękojmią. Co więcej, np. w smartfonie może być zainstalowane oprogramowanie śledzące każdy ich ruch, ponieważ taka jest właśnie cecha egzemplarzy recenzenckich.

Przede wszystkim kwestia dobrego smaku

Popieram pomysł „samoregulacji” dziennikarzy w zakresie sprzedawania egzemplarzy promocyjnych, ponieważ jest to zjawisko szkodliwe dla licznych branż związanych z dziennikarstwem, blogerstwem czy tworzeniem internetowych filmów.

Historia Niekrytego Krytyka pokazuje, że nieprzesadnym entuzjazmem taki rażący brak wdzięczności cieszy się też u PR-owców. Szefowa wizerunku polskiego PlayStation zakomunikowała na Twitterze, że poprosiła o zwrot promocyjnego egzemplarza gry. A – jak wiadomo – w przypadku okazania rażącej niewdzięczności darowiznę można odwołać. W tym wypadku udało się to załatwić bez sądu.