Wiele niemądrych słów padło z ust sfrustrowanych przeciwników PiS po wygranej Andrzeja Dudy. Niektórzy celebryci, można powiedzieć że tradycyjnie, ogłosili wyjazd z kraju. Pojawiły się też deklaracje takie jak „nie zatankuję już na Orlenie”. Największym echem odbił się jednak bojkot Podkarpacia, Podlasia czy innych regionów, w których wysoko wygrał urzędujący prezydent. Pomysł wybitnie głupi i szkodliwy. Dlatego proponuję coś odwrotnego.
Bojkot Podkarpacia to absurdalny pomysł
Patrząc na mapę Polski pokazującą gdzie wygrał Duda widać wyraźnie, że największy elektorat ma on w województwie podkarpackim. Prezydent zdecydowanie wygrał też między innymi na Podlasiu i Lubelszczyźnie. To zrodziło bardzo szybko falę komentarzy w mediach społecznościowych, których autorami są rozczarowani wyborcy Rafała Trzaskowskiego bądź innych opozycyjnych kandydatów. Jedni piszą, ze przez najbliższe lata, planując urlop w Polsce, na pewno ominą Podkarpacie. Inni opowiadają, że dzwonią po pensjonatach i, pytając o wolne miejsce, przy okazji próbują ustalić na kogo głosował właściciel – jeśli na Dudę, to rzucają słuchawką.
Petycja o przyłączenie #Podkarpacie do Ukrainy za zwycięstwo @AndrzejDuda. Jest doniesienie do prokuratury https://t.co/db2gI1CfR7 @WidakJulita @prezydentpl @MS_GOV_PL @ZiobroPL #WszyscyPodkarpaciem pic.twitter.com/hf2VsGPL8k
— Rzeszów News (@RzeszowNews) July 16, 2020
Ci sami ludzie przed wyborami z wielkim entuzjazmem reagowali na zapowiedzi Rafała Trzaskowskiego, który wiele mówił o zasypaniu podziałów. Ale podziały trzeba zasypywać niezależnie od tego kto wygrywa wybory. Tymczasem wiele osób chce po wyborach prezydenckich jeszcze mocniej podkreślić swoją odrębność od innych Polaków, tylko dlatego że głosowali oni na innego kandydata. A stąd już bardzo prosta droga do narodowej autodestrukcji.
A może by tak rzucić wszystko i jednak pojechać w te Bieszczady?
A tymczasem bardzo wielu ludzi spośród tych, którzy głosowali na Andrzeja Dudę, to ludzie dobrzy i uczciwi. To nie ich wina, że od dziesiątek lat oglądają tylko telewizję publiczną, bo albo nie mają dostępu do innej, albo rodzinna tradycja wspólnego zasiadania przed telewizorem o 19:30 jest nie do obalenia. Często wierzą w wierutne kłamstwa serwowane im przez rząd, bo nie mają jak dowiedzieć się o tym, co sądzi druga strona. Bywa też tak, że owe kłamstwa powiela im ksiądz, a słowa duchownego mają być przecież (przynajmniej w teorii) emanacją tego, co ma nam do przekazania stwórca.
Atmosfera, w której „miastowi” mieliby zacząć rezygnować z wyjazdów w regiony ceniące sobie Prawo i Sprawiedliwość, tylko pomogłaby utwierdzić ich mieszkańców w przekonaniu, że ludzie z innych części Polski mają z nimi problem. A czy nie lepiej byłoby odwiedzać tych ludzi, pokazywać im że „nie taki diabeł straszny”? Niekoniecznie wdając się z nimi w rozmowy o polityce, ale uświadamiając ich, że istnieje świat poza rzeczywistością kreowaną przez pełną jadu telewizję Jacka Kurskiego. Tylko skracanie dystansu daje szansę na odbudowanie wspólnoty, o którym przecież tak wielu mówiło przed wyborami. Przed nami trwająca pięć lat druga kadencja Andrzeja Dudy – to od nas zależy czy przez ten czas zbliżymy się do siebie czy też będziemy mieli ochotę pookładać się maczetami.
Kosiniak-Kamysz: Polskę mamy podzieloną. Słyszę, że ktoś nie będzie kupował u polskich rolników czy że nie pojedzie na Podlasie, Podkarpacie, to jest kompletnie odjechane. Nie mogę się na coś takiego zgodzić#300POLITYKALIVE https://t.co/FA2WvbyiZa pic.twitter.com/8XMSaBqjvR
— 300Polityka (@300polityka) July 15, 2020
Opozycja też mogłaby o wschodzie pomyśleć
To też apel do polityków opozycji. Którzy, szczególnie na ostatniej prostej, potraktowali wschód Polski jako pole z góry przegranej bitwy. Rafał Trzaskowski na finiszu kampanii nie był ani na Podkarpaciu, ani na Lubelszczyźnie. Owszem, trudnych dla niego terenach, ale przecież chciał być prezydentem wszystkich Polaków, prawda? W opozycji są politycy, którzy „czują” potrzeby wsi i mniejszych miast. To oni powinni kreować strategię rozmawiania z mieszkańcami tych części Polski, które – na razie przynajmniej – nie wyobrażają sobie innych rządów niż te Prawa i Sprawiedliwości.
Jest jeszcze jedna rzecz, która na pewno by się przydała. Zadbanie o to, by osoby niemające dostępu do innych mediów niż te rządowe, miały możliwość dostania obiektywnej, a nie propagandowej informacji. Przed wyborami Gazeta Wyborcza próbowała do nich dotrzeć w ten sposób, ale skończyło się na rozdawaniu darmowej gazetki z wierszami Zbigniewa Hołdysa. A to nie na tym ma polegać. Ci ludzie powinni dostać obiektywną wiedzę mówiącą o tym co rząd robi dla nich dobrze, a co budzi kontrowersje. Być może powinna się wziąć za to jakaś organizacja pozarządowa. Byle nie politycy i byle nie jednoznacznie politycznie ukierunkowane media.
Niech zachód przeprosi się ze wschodem
Nie chcę, żeby zabrzmiało to jakoś strasznie pompatycznie, ale wszyscy jesteśmy jedną rodziną. Szalenie różnorodną, pełną sprzeczek i różnic zdań. Ale taką, która prędzej czy później powinna porzucić kłótnie i usiąść do wspólnego stołu. I przy takim stole nie powinno zabraknąć kuzyna z dużego miasta, który obraził się na babcię i wujka i postanowił spędzać święta w swojej kawalerce. Dlatego bojkot Podkarpacia jak najszybciej wsadźmy do opakowania z głupkowatymi pomysłami. I zacznijmy wdrażać te pomysły, które zrobią z nas na nowo zgodne i szanujące się społeczeństwo.