W Anglii można dostać nawet 3000 funtów za rezygnację z samochodu na rzecz transportu publicznego. Tak rząd walczy o to, by aut było mniej

Moto Środowisko Zagranica Dołącz do dyskusji (98)
W Anglii można dostać nawet 3000 funtów za rezygnację z samochodu na rzecz transportu publicznego. Tak rząd walczy o to, by aut było mniej

Kolejne kraje mają nowe sposoby na to, jak zachęcić mieszkańców do korzystania z innych form transportu niż samochody. Brytyjski rząd dopłaca do rezygnacji z auta. Na razie testowo działa to tylko w Coventry. Każdy, kto chce i zrezygnuje z auta, otrzyma 3000 funtów do wykorzystania na usługi transportowe.

3000 funtów do wydania na transport publiczny ma przyzwyczaić wielu mieszkańców do korzystania z niego i zachęcić do zainteresowania się nim

Rząd w Anglii rozpoczął eksperyment, który ma sprawić, że po ich drogach będzie jeździło mniej samochodów. W zamian za porzucenie auta, ludzie mogą otrzymać 3000 funtów do wykorzystania na usługi transportu publicznego.

Obecnie szanse na to mają jedynie mieszkańcy Coventry, które jest traktowane jako poligon doświadczalny. Osoby, które się na to zdecydują, otrzymają równowartość 3000 funtów na karcie miejskiej, dzięki czemu przez długi czas nie będą musieli wydawać pieniędzy na bilety w komunikacji miejskiej.

W The Sunday Times pojawiły się już pierwsze komentarze mieszkańców, którzy biorą udział w akcji. Para, która zrezygnowała z jednego z aut, twierdzi, że:

„Po co kupować drugi samochód? Po prostu nie warto” – stwierdzają Julliette i Adair Richars.

I właśnie walka z drugimi lub trzecimi autami w domach wydaje się być tym, co ma szansę na sukces. Logiczne bowiem jest, że ciężko, by rodzina zrezygnowała kompletnie z posiadania samochodu, który w nagłych wypadkach, w momencie, gdy nie mieszkamy w ścisłym centrum, nadal jest najszybszą formą transportu. Jednak jeżeli udałoby się zastąpić drugie auto w domu komunikacją publiczną, to już byłby duży sukces.

Zwłaszcza że jeżeli mieszkańcy zaczną korzystać z transportu publicznego częściej, to będą też baczniej się nim interesować, a co za tym idzie, wymagać, by był dobrze zorganizowany, tym bardziej że jest finansowany z  publicznych pieniędzy. Aktualnie wydawać się to może często niemożliwe, ale wszystko jest kwestią przyzwyczajenia i pewnej kultury oraz mody, która w danych społecznościach funkcjonuje.

Holendrzy, którzy uwielbiają poruszanie się na rowerach, nie są do nich jakoś szczególnie stworzeni i nie różnią się w gabarytach od reszty Europejczyków, którzy preferują samochody. Wszystko jest kwestią zaszczepienia pewnych nawyków i przyzwyczajeń.

Brytyjski rząd dopłaca do rezygnacji z auta w Coventry, ale też chce karać tych, którzy wjeżdżają starymi autami do Londynu

Mieszkańcy Coventry dostali możliwość wymiany samochodu na usługi publiczne, ale wielu kierowców w innych miastach będzie zniechęcanych do jeżdżenia autem w inny sposób. Od przyszłego poniedziałku, 25 października, londyńczycy mający starsze auta będą musieli liczyć się z dzienną opłatą w wysokości 12,50 funta, za wjazd do centrum samochodem niespełniającym rygorystycznych norm.

Z taką karą liczyć się musi każdy, kto będzie chciał wjechać autem osobowym z silnikiem diesla sprzed 2015 roku lub samochodem na benzynę, które jest sprzed 2006 roku. Według wyliczeń podanych przez angielski portal BBC, takich aut w Londynie ma być około 20%. Sprawia to, że ta zmiana mocno dotknie niektórych mieszkańców.

Jest to część większej strategii, która ma sprawić, że do 2040 roku w Londynie 80% podróży ma odbywać się pieszo, rowerem lub transportem zbiorowym. Wcześniejsze eksperymenty, z zakazem wjazdu starszych, bardziej zatruwających powietrze aut do ścisłego centrum, sprawiły, że ich liczba mocno spadła, a poziom NO2, czyli dwutlenku azotu, spadł o 44%.

Nie tylko Anglia chce walczyć z samochodami. Inne kraje też wprowadzają zachęty i kary

Sam program ma sprawić, że do miejskiej kasy wpływać ma 1,9 miliona funtów dziennie, przy czym ratusz londyński twierdzi, że nie zamierza na tym zarabiać, gdyż każdy pens uzyskany z tego, zostanie przeznaczony na dostosowanie usług transportowych dla wygody mieszkańców.

Oczywiście pomysł ten spotyka się z różnymi opiniami. Są głosy, np. z Partii Zielonych, które mówią, że pomysł jest za mało postępowy, gdyż główny transport odbywa się na obrzeżach miasta, których nie obowiązują limity. Konserwatyści natomiast uważają, że jest zbyt radykalny, zwłaszcza w okresie pandemii, i spowolni odbudowę gospodarki. Mimo to inne angielskie miasta też chcą wprowadzić podobne zakazy. Podobne przepisy istnieją też już w niektórych miastach Europy jak Paryż, Berlin czy Amsterdam. Nawet w Polsce pojawił się projekt Ministerstwa Klimatu i Środowiska, który miałby wprowadzać zakaz wjazdu niektórych aut w centra dużych miast.

Anglia nie jest też jedynym krajem, który zamiast karać, chce zmotywować finansowo mieszkańców do rezygnacji z aut i wybrania bardziej ekologicznych form transportu. Swego czasu opisywaliśmy już pomysł z Francji, gdzie rząd dopłaca do wymiany samochód na rowery elektryczne. Każdy, kto się zdecydował na zezłomowanie auta, mógł uzyskać nawet 2500 euro dopłaty. Podobne programy miała też Finlandia, więc jak widać, jest to coraz częstszy trend.