Oszczędność w wysokości kilku czy kilkudziesięciu groszy na litrze dla kogoś tankującego jednorazowo kilkanaście litrów i rzadko jeżdżącego samochodem to niewiele. Ale każdy pieniądz się liczy. Poza tym chyba nikt nie lubi przepłacać.
Niektóre miasta od lat borykają się z opinią „drogich” pod względem paliw. Kierowcy skarżą się, że w obrębie kilkunastu czy kilkudziesięciu kilometrów ceny różnią się o kilkadziesiąt groszy na litrze, natomiast w ich miejscowości są do siebie dziwnie zbliżone. Zdarzało się, że wątpliwości doprowadzały do interwencji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który miał sprawdzić, czy nie dochodzi do zmowy cenowej między właścicielami. Tak zrobiono m.in. w Legnicy, ale problem śmiało można rozszerzyć na całą Polskę.
W Legnicy sprawa skończyła się... niczym. Brakowało twardych dowodów. Urzędnicy tłumaczą, że zbieżne ceny to prawdopodobnie efekt obserwowania konkurencji, a nie ustaleń między sprzedawcami. Polityka cenowa bazująca na ogólnodostępnych danych nie narusza przepisów antymonopolowych i jest autonomiczną decyzją sprzedawców. Brak faktycznej konkurencji w danym rejonie może więc wynikać bardziej z lokalnych uwarunkowań niż z nieuczciwości.
To sąsiad decyduje, ile zapłacisz za litr, ponieważ cenami rządzi mikrorynek
Ceny paliw kształtuje tzw. mikrorynek, czyli lokalne warunki, w jakich działa stacja. Oprócz kosztu hurtowego paliwa liczą się m.in.: lokalizacja, liczba konkurentów, ceny gruntów czy koszty utrzymania obiektu. Wbrew pozorom transport paliwa ma niewielki wpływ na końcową cenę, ponieważ nawet przy dużych odległościach różnice sięgają zaledwie kilku groszy na litrze. Znacznie większą wartość ma wspomniane otoczenie konkurencyjne. Stacje na obrzeżach miast rywalizujące z graczami w lepszych lokalizacjach często oferują nieco tańsze paliwo, podobnie jak stacje przy marketach. Liczą na to, że klient, który zrobi zakupy, zachęcony atrakcyjną ceną benzyny od razu zatankuje auto.
Wyjątkowym przypadkiem są stacje przy autostradach. Tam różnice w cenie litra paliwa potrafią sięgać nawet jednego złotego. Kierowcy, którzy nie chcą zjeżdżać z autostrady w poszukiwaniu tańszego paliwa, płacą więcej za wygodę, a właściciele stacji doskonale wiedzą, że nie muszą konkurować ceną, gdy kolejna stacja paliw mieści się dużo dalej.
Bez hot doga i kawy, ale za to z niższą ceną
Przykłady z różnych regionów Polski pokazują, że miejska stacja paliw z niską ceną i uproszczoną ofertą może korzystnie dla kierowców wpłynąć na lokalny rynek.
W Chełmie władze miasta postanowiły walczyć z wysokimi cenami, otwierając samorządową stację paliw. Stacja ruszyła na początku 2024 roku. Jest samoobsługowa – bez hot dogów czy kawy – ale z tańszym paliwem. Kosztuje ono tam o 20–30 groszy mniej niż na pobliskich stacjach prywatnych. Frekwencja okazała się wyższa niż przewidywano, co może pozwolić na zwrot inwestycji już w czwartym roku działalności.
Podobne stacje kierowcy znajdą także m.in. w Płocku, Tarnowie czy Stalowej Woli albo Koszalinie. W Warszawie na Mokotowie przy ul. Powsińskiej działa stacja paliw, na której tankują rządowe pojazdy. Jest niewielka, ale funkcjonuje publicznie, więc można tam zatankować i to nieco taniej niż gdzie indziej.