Rządzący próbują nas uspokoić, że po wakacjach inflacja powinna nieco wyhamować. Czy można w to jednak wierzyć? Przyzwyczailiśmy się już do bardzo wysokich cen paliw czy gazu. Teraz, jak mówi prezes Urzędu Regulacji Energetyki, musimy się przygotować na wyższe ceny czegoś jeszcze. Ceny prądu w 2023 r. mogą być naprawdę niesamowicie wysokie.
Chyba już tylko najwięksi optymiści uważają, że inflacja może poważnie wyhamować w najbliższym czasie. A i oni mogą zwątpić w swój optymizm, jeśli poznają wypowiedzi szefa URE Rafała Gawina.
„W przyszłym roku spodziewamy się co najmniej kilkudziesięcioprocentowych podwyżek cen energii elektrycznej w zatwierdzanych taryfach”, mówi wprost w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
Z czego to wynika? Odpowiedź nie jest jakoś strasznie zaskakująca. Przyczyną są przede wszystkim wzrosty cen paliw (jak węgiel i gaz), które są używane do produkcji energii.
Ceny hurtowe nie mają jednak bezpośredniego przełożenia na to, ile płacimy za prąd. Tu jeszcze stawki musi zatwierdzić właśnie URE. Dzisiaj Gawin mówi, że „nie jest w stanie powiedzieć, czy np. stawki za prąd pójdą w górę o 80 proc.”.
Ceny prądu w 2023 r. Tanio już było
Oczywiście interweniować może państwo. Ale… Gawin przyznaje, że zawsze oznacza to gigantyczne wydatki dla budżetu.
„Nie wiem, jakie są możliwości po stronie budżetu państwa” – zaznacza w rozmowie z „DGP”. Pewnie jednak pieniądze „się znajdą” na jakieś zabezpieczenie Polaków przed gigantycznymi podwyżkami. 2023 r. to przecież rok wyborów, a gigantyczne podwyżki za prąd oznaczałyby potężny cios w partię rządzącą. Ale jak to się mówi, „co się odwlecze, to nie uciecze”.
Więc nawet jak w 2023 r. nie zobaczymy kosmicznych stawek za prąd, to pewnie stanie się to w 2024 r. I to już niezależnie od tego, kto będzie wtedy rządził.
Czy są więc tu jakieś złote środki? Porada w takiej sytuacji może być tylko jedna. „Odbiorcy powinni zacząć oszczędzać energię” – wskazuje Rafał Gawin. Faktycznie, powinniśmy sobie tę radę wziąć do serca. Zapewne przyda nam się w nadchodzących latach…