Eksperci ostrzegają: jeden źle wpisany adres lub krótka wizyta poza domem mogą wystarczyć, by w dokumentach pojawiła się adnotacja o „niewłaściwym wykorzystaniu zwolnienia”.
Zgodnie z prawem, kontrolę może przeprowadzać zarówno Zakład Ubezpieczeń Społecznych, jak i pracodawca zatrudniający co najmniej 20 osób.
Cel jest prosty: sprawdzić, czy chory rzeczywiście przebywa pod wskazanym adresem i czy rekonwalescencja przebiega tak, jak przewiduje lekarz, a nie w kolejce do fryzjera czy na weekendowym wypadzie w góry.
Kontrole są coraz częstsze. Firmy zlecają je wyspecjalizowanym podmiotom, bo absencja chorobowa to realny koszt – nie tylko finansowy, ale też organizacyjny. W praktyce oznacza to, że „ryzyko wizyty” jest dziś większe niż jeszcze kilka lat temu.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Jak wygląda procedura?
Jeśli kontroler puka do drzwi, a pacjenta brak, sprawa nie kończy się na jednym podejściu. Najczęściej próba jest powtarzana, po czym sporządza się protokół i przekazuje go pracownikowi, który ma prawo do wyjaśnień. Potem dokumenty trafiają do pracodawcy (lub ZUS), który podejmuje decyzję o ewentualnym wstrzymaniu wypłaty świadczenia.
Wbrew obiegowym opiniom, nawet chwilowe wyjście po zakupy może skończyć się problemem, jeśli urzędnik lub kontroler uzna, że było to „niewłaściwe wykorzystanie zwolnienia”. Teoretycznie można się bronić – przedstawić dowody, że wyjście było uzasadnione, np. wizyta u lekarza – ale w praktyce nie zawsze działa to na korzyść pracownika.
Tu przepisy są bezwzględne. Jeśli pracodawca (przy absencji do 33 dni w roku) lub ZUS (powyżej tego progu) stwierdzi naruszenie zasad, zasiłek przepada. Co więcej, zgodnie z art. 92 Kodeksu pracy, brak prawa do zasiłku oznacza automatycznie brak prawa do wynagrodzenia chorobowego. W efekcie można stracić cały dochód za dany okres choroby.
To jednak nie koniec – pracodawca może nałożyć dodatkowe sankcje, od nagany po zwolnienie dyscyplinarne. W skrajnych przypadkach, gdy nadużycie jest ewidentne (np. wykonywanie w tym czasie innej pracy zarobkowej), konsekwencje bywają natychmiastowe.
Adres na L4 – drobny szczegół, duży problem
Najczęstszą przyczyną problemów jest brak aktualizacji adresu pobytu. Pracownik bierze L4, a potem wyjeżdża np. do rodziny – zapominając zgłosić zmianę lekarzowi. Efekt? Kontroler trafia pod pusty adres, a w dokumentach zostaje ślad o nieobecności. I choć często jest to zwykłe niedopatrzenie, formalnie prawo traktuje je tak samo, jak próbę nadużycia.
Niektórzy pracownicy celowo podają „adres-widmo”, licząc na to, że unikną kontroli. To strategia, która w 2025 roku jest wyjątkowo ryzykowna – firmy i ZUS coraz lepiej weryfikują dane, a same kontrole są szybsze i lepiej udokumentowane.
Dlaczego temat wraca?
Boom na pracę zdalną i większa mobilność pracowników spowodowały, że przypadki nieobecności w miejscu wskazanym w L4 stały się powszechniejsze. Do tego dochodzi rosnąca presja na ograniczanie absencji – szczególnie w dużych firmach, gdzie każda dłuższa choroba jednego z członków zespołu wpływa na cały projekt.
Z perspektywy pracownika oznacza to jedno – ryzyko kontroli jest dziś większe, a tłumaczenie „byłem tylko po chleb” może nie wystarczyć.
Zawsze upewnij się, że na zwolnieniu lekarskim widnieje aktualny adres, pod którym faktycznie przebywasz. Jeśli planujesz się przemieścić – zgłoś to lekarzowi i poinformuj pracodawcę. Warto też przechowywać dokumenty potwierdzające wizyty lekarskie czy inne istotne powody wyjścia z domu.
Dobrą praktyką jest także świadome korzystanie z L4 – pamiętajmy, że to nie urlop, a formalne potwierdzenie niezdolności do pracy.