Dekomunizacja nazw ulic napotyka na przeszkody w samorządzie. Środowiska kombatanckie domagają się wyrzucenia z Platformy Obywatelskiej radnych z Żyradowa. Ci zagłosowali za przywróceniem nazwy ulicy Generała Nila-Fieldorfa na Jedności Robotniczej. Prawica widzi w tym posunięciu otwartą pochwałę komunizmu. Sami radni tłumaczą się działaniem zgodnie z wolą mieszkańców.
Ustawa dekomunizacyjna ma bardzo szeroki zakres zastosowania
Polityka historyczna jest w Polsce zwyczajową kością niezgody. Spieramy się o historię nie tylko z sąsiadami, ale także sami ze sobą. Na przykład przeprowadzana nie tak dawno dekomunizacja nazw ulic spotkała się z nadspodziewanie silnym oporem samorządów. Teoretycznie komu mogłaby przeszkadzać chęć pozbycia się nazw upamiętniających władzę Polski Ludowej? Pomijając, oczywiście, samych komunistów. Tych jednak jest w naszym kraju stosunkowo mało.
Prawo i Sprawiedliwość uchwaliło w 2016 r. ustawę dekomunizacyjną. Zgodnie z jej art. 1 ust. 1, rozmaite nazwy obiektów czy instytucji użyteczności publicznej muszą spełniać dodatkowe kryterium. „Nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny„.
Ktoś mógłby powiedzieć: „ale przecież w Polsce nie było komunizmu”. Na tą okoliczność twórcy ustawy się oczywiście przygotowali. Ust. 2 precyzuje, że chodzi przede wszystkim o okres 1945-1989 r. Przy okazji określając go „represyjnym, autorytarnym i niesuwerennym systemem władzy„. Co w zasadzie jest prawdą.
W Żyrardowie decyzją rady miasta ulica Generała Nila-Fieldorfa wróci do poprzedniej nazwy: Jedności Robotniczej
Rzecz jasna, dekomunizacja nazw ulic oznacza konieczność znalezienia im jakichś nowych. Problem w tym, że rządzący uznali to za świetną okazję do realizowania określonej polityki historycznej. Niektórych z kolei mogą razić kontrowersyjne postaci na przykład Żołnierzy Wyklętych. W poniedziałek na przykład radni z Białegostoku postanowili zmienić nazwę powstałej na skutek ustawy ulicy Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Inni reagują alergicznie na samą nazwę Narodowych Sił Zbrojnych.
Wydawać by się mogło, że podobna sytuacja miała miejsce w Żyrardowie. Polskie Radio Białystok na swojej stronie internetowej informuje, że radni podjęli w poniedziałek ważną decyzję. Ulica Generała Nila-Fieldorfa ponownie ma stać się ulicą Jedności Robotniczej. Skojarzenie z „robotniczą” retoryką ustroju słusznie minionego nasuwa się samo.
Takie posunięcie byłoby niemożliwe bez poparcia ze strony radnych Platformy Obywatelskiej. Na pierwszy rzut oka sprawa wygląda więc jak kolejny przypadek decyzji umotywowanej bieżącą polityką. W końcu generał Fieldorf nie jest w żadnym wypadku postacią kontrowersyjną. Mowa o dowódcy Kedywu, aresztowanym przez NKWD i zabitym w wyniku typowo stalinowskiej zbrodni sądowej.
Na pierwszy rzut oka, radni PO odmrozili sobie uszy na złość PiSowi – ale czy aby na pewno?
To z kolei zaowocowało oburzeniem, także ze strony niektórych organizacji kombatanckich. Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych z Krakowa zaapelowało nawet do władz PO o wydalenie radnych, którzy poparli uchwałę. Ci oczywiście się tłumaczą. Ich zdaniem nazwa ulicy „Jedności Robotniczej” wcale nie oznacza ich zdaniem automatycznego związku z Polską Ludową.
Faktycznie, władze komunistyczne lubiły nadawać tą nazwę, przy okazji jednoczenia PPR z PPS w PZPR. Dany konkretny przypadek może się jednak teoretycznie odnosić do czegoś zupełnie innego. Chociażby do warszawskiego tygodnika wydawanego w dwóch ostatnich latach pierwszej wojny światowej. Istniały również „Bloki Jedności Robotniczej”, startujące w wyborach samorządowych w połowie lat dwudziestych.
Sami radni PO odwołują się raczej do enigmatycznej „żyradrowskiej tradycji”, samego początku historii miasta. Czy chociażby pierwszego strajku szpularek z 1883 r. Takie wytłumaczenie wydaje się przynajmniej trochę naciągane. Przekonują przy tym, że do osoby samego generała żadnych zastrzeżeń nie mają. Planują nadanie jego imienia jakiejś innej ulicy, czy parkowi albo skwerowi.
Dekomunizacja nazw ulic w Żyrardowie od początku nie przebiegała zgodnie z planem
Okazuje się jednak, że żyradrowscy radni Platformy mają w swoich rękach dużo mocniejsze argumenty. Otóż dekomunizacja nazw ulic w Żyrardowie już znalazła się na wokandzie. Wojewódzki Sąd Administracyjny stwierdził nieważność poprzedniej uchwały rady miasta zmieniającej nazwę. Wówczas rządziła prawica – i chciała dokonać zmiany odwrotnej. To jest: z ulicy „Jedności Robotniczej” na „Generała Nila-Fieldorfa”.
Sąd uznał jednak, że w tym konkretnym przypadku nazwa wcale nie podlega ustawie dekomunizacyjnej. Ówcześni radni się nie odwołali. Po prostu przegłosowali następną uchwałę, w tej samej sprawie. Warto przy tym zauważyć, że ulica „Jedności Robotniczej” nie znajduje się w wykazie nazw do zmiany przygotowanej przez Instytut Pamięci Narodowej. Takie a nie inne rozstrzygnięcie sądu nie powinno dziwić.
Co więcej, przedstawiciele żyradrowskiej PO przekonują, że dekomunizacja nazw ulic w mieście wzbudziła sprzeciw przede wszystkim mieszkańców. W Żyrardowie skorzystano z inicjatywy obywatelskiej. Pod pomysłem powrotu do poprzedniej nazwy podpisało się 530 osób. To niemało, jak na około czterdziestotysięczne miasto. Dodatkowo kolejna zmiana nazwy siłą rzeczy oznaczałaby kolejne zamieszanie. Na tym straciliby ewidentnie właśnie mieszkańcy.
Każda władza powinna brać pod uwagę fakt, że nie wszyscy obywatele podzielają jej punkt widzenia na naszą wspólną historię
Dekomunizacja nazw ulic sama w sobie nie jest złym pomysłem. Pod warunkiem, że dotyczy przypadków ewidentnych i rażących. Upamiętnia osoby, instytucje, czy wydarzenia, które wprost odwołują się do totalitarnych praktyk komunizmu. Tych nie ostało się tak wiele. Nawet, jeśli wykaz IPN sugeruje inaczej. Nie można jednak popadać w paranoję.
Dobrym podsumowaniem takich działań jest żart z próbą zdekomunizowania ulicy Dworcowej, rzekomo nazwanej tak od zmyślonego radzieckiego komunisty o nazwisku „Dworcow”. Najgorsze jest to, że żart został w pewnym momencie potraktowany poważnie.
Warto także podkreślić, że rozliczenia z przeszłością nie powinny być pretekstem do narzucania reszcie społeczeństwa swojej interpretacji historii. Do osoby generała Augusta Emila Fieldorfa-Nila raczek nikt nie ma większych zastrzeżeń. W przypadku Żołnierzy Wyklętych Polacy nie wypracowali jeszcze konsensusu. Historii nie da się dowolnie urobić za pomocą władzy państwowej. Czego najlepszym przykładem są działania władzy z czasów Polski Ludowej.