Żeńskie nazwy zawodów nadal kłują nas w uszy. I to bez względu na nasz światopogląd

Edukacja Praca Społeczeństwo Dołącz do dyskusji
Żeńskie nazwy zawodów nadal kłują nas w uszy. I to bez względu na nasz światopogląd

Dyskusja o feminatywach w społeczeństwie przestaje być już kwestią, którą traktujemy jako nowość. Jednak pomimo tego, że mija już kilka lat od otwarcia dyskusji o żeńskich nazwach profesji, nadal często kłują nas one w uszy. Co ciekawe, drażniące działanie żeńskich nazw zawodów nie jest wprost skorelowane z poglądami politycznymi i światopoglądem, jaki obecnie wyznajemy. Czasami po prostu nie chcemy używać feminatywów z przyczyn całkowicie obiektywnych.

Feminatywy w dalszym ciągu drażnią Polaków przede wszystkim w pracy

Jeżeli myślimy, że wszystkie żeńskie nazwy zawodów nas drażnią na co dzień, jesteśmy w błędzie. Istnieją przecież takie feminatywy, jak kelnerka czy fryzjerka, które funkcjonują w języku polskim od wielu lat. Polacy jednak wciąż mają problem z zaakceptowaniem innych nazw żeńskich profesji, które do tej pory nie były na co dzień używane. Martyna Zachorska, znana w sieci jako Pani od feminatywów, mówiła dla PAP o tym, jak Polacy reagują obecnie na żeńskie formy nazw zawodów:

Nie da się jednak nie zauważyć, że feminatywy wciąż drażnią. Obecnie można wyróżnić dwie największe grupy osób, które są im przeciwne. Pierwszą stanowią osoby, które drażni samo brzmienie żeńskich form i którym te wyrazy tak generalnie się nie podobają – do czego mają prawo, przecież każdy ma swój gust. Drugą silną grupą są ci, którzy nie lubią feminatywów z powodów światopoglądowych.

Niestety, problemem są tutaj także kwestie polityczne – feminatywy w dalszym ciągu są silnie skorelowane ze środowiskami lewicowymi, co w dużej mierze wyklucza ich powszechne używanie przez osoby, które wyznają nie tylko prawicowe, ale także bardziej centrowe poglądy. Z badań wynika także, że tylko 45,7 proc. kobiet używa form żeńskich do określenia swojej roli zawodowej.

Badanie Pracuj.pl pokazuje nam jednak, że 83% respondentek popiera powszechne używanie żeńskich nazw stanowisk na równi z męskimi. W przypadku mężczyzn mamy do czynienia z mniejszą liczbą pracowników, którzy popierają powszechne używanie feminatywów – z raportu wynika, że tylko 64 proc. męskich respondentów nie ma nic przeciwko żeńskim formom nazw zawodów. Dodatkowo prawie połowa badanych mężczyzn uważa, że feminatywy nie pasują do określania wszystkich profesji.

Feminatywy drażnią nie tylko w pracy, ale także w szkole. Czasami muszą z ich powodu interweniować politycy

Oprócz używania żeńskich form językowych w pracy często także mamy z nimi do czynienia w szkołach, co oburza niektórych polityków na polskiej scenie. Swego czasu radni PiS wyrazili głośny protest przeciwko nakłanianiu uczniów do używania feminatywów w warszawskich szkołach. Według nich są to sztuczne twory językowe, a zmuszanie do ich używania w szkole, to przejaw indoktrynacji ideologicznej uczniów. W przypadku szkół zapominamy jednak, że w nich również od wielu lat używane są takie nazwy zawodów, jak sprzątaczka czy woźna.

Wielu ekspertów podkreśla, że za usuniecie feminatywów z języka polskiego, odpowiedzialny jest PRL, a sztuczne wyrugowanie żeńskich końcówek np. z nazw zawodów, sprawiło, że wracają one w sposób oddolny do polskiego języka w chwili obecnej.