Od kilku dni gram w FIFA 22 i choć przesadnie tej serii nie lubię, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nowa edycja jest nad wyraz udana, choć trochę zbliżając się do ideału – Pro Evolution Soccer.
Przede wszystkim jednak nowa FIFA jest nie tylko dobrą grą, ale też może być tytułem o charakterze historycznym. Wszystko dlatego, że EA Sports nie może znaleźć porozumienia finansowego z organizacją FIFA, która od ponad ćwierć wieku udziela jej licencji na wykorzystywanie w tytule gry swojej nazwy.
FIFA chce jeszcze więcej pieniędzy
Producent gry, EA Sports, nie jest w stanie porozumieć się z najważniejszą światową federacją piłkarską w sprawie praw do wykorzystywania nazwy w tytule. Dotychczas opłata za ten przywilej wynosiła 0,5 miliarda dolarów za każde cztery lata. Teraz FIFA oczekuje 1 miliarda za analogiczny czas, a do tego chce nieco ograniczyć możliwość korzystania z tego tytułu przez producenta znanej gry komputerowej.
Seria FIFA jest kurą znoszącą złote jajka. To zdecydowanie najpopularniejsza gra piłkarska w historii, która od mniej więcej dekady buduje hegemonię za sprawą głównie internetowego trybu FIFA Ultimate Team, który zarabia dodatkowe pieniądze dzięki systemowi mikropłatności.
FIFA nie zawsze była najlepszą grą piłkarską, przez wiele lat przegrywając z Pro Evolution Soccer od Konami. Jednak nawet wtedy była grą zdecydowanie najpopularniejszą – od dekady za sprawą wspomnianego trybu FIFA Ultimate Team, a wcześniej dzięki przywiązywaniu niezwykle dużej wagi do pozyskiwania licencji na liczne ligi, kluby i zawodników. Gracze chcieli mieć pewność, że kupując grę, znajdą w niej na przykład Liverpool, a nie zamiennik o nazwie Merseyside Red.
Seria FIFA zamieni się w EA Sports FC?
Obecna licencja na korzystanie z nazwy FIFA wygasa w 2023 roku, a to oznacza, że EA zostało naprawdę niewiele czasu na dogadanie się z organizacją. Zastanawiające jest jednak to, czy aby na pewno producentowi gier do czegoś jest ta nazwa potrzebna? Są globalnym hegemonem pod względem produkcji gier komputerowych o piłce nożnej i – czego by nie mówić – sama nazwa nie ma na to aktualnie przesadnego wpływu (o ile kiedykolwiek miała). Również liczne licencje dostępne w grze są raczej wynikiem porozumień z szeregiem różnych lig czy organizacji piłkarskich (np. FIFPro), a nie tylko bezpośrednio z FIFA.
FIFA 22 nie musi być ostatnią FIFĄ od EA Sports w historii. Tym niemniej dziennikarze w zagranicznych mediach związanych z rozrywką dostrzegli, że producent zastrzegł znak towarowy o nazwie EA Sports FC (co samo w sobie byłoby raczej kiepską nazwą dla ewentualnej gry). Być może decyzja już zapadła, a może jest to tylko element negocjacji pomiędzy EA a FIFA.
A może nową FIFA zrobi kto inny?
I tutaj moim zdaniem pojawia się problem największego zagrożenia dla EA Sports. Jeżeli umowa pomiędzy podmiotami wygasa już niebawem, a przy okazji nie ustalono żadnego okresu przejściowego, FIFA może sprzedać prawa do korzystania ze swojej marki innemu producentowi gier. To by przypominało trochę sytuacje znane z prawdziwego świata piłki, kiedyś z wielkim zdziwieniem przyjąłem do wiadomości, że nie ma już Amiki Wronki, za to drużyna nazywa się Lech i występuje od teraz w Poznaniu.
FIFA może wylicencjonować swoją nazwę jakiemuś producentowi-krzakowi, który nie zna się na produkcji gier komputerowych o piłce nożnej, ale prawdopodobnie i tak będzie w stanie generować wielomilionowe przychody na bazie nieświadomych konsumentów. Może to być też okazja dla jakiegoś poważnego wydawcy (Ubisoft?) by wejść wreszcie na rynek gier o piłce, choć nie wierzę, by posiadali „know-how”, by przygotować dobrą produkcję w rok. Ubisoft i powiązane z nim mobilne studio Gameloft miało swego czasu bardzo udane mobilne gry o piłce, ale to raczej nie wystarczy za bazę. Poza tym – to było dawno temu.
Wreszcie, jest jeszcze Konami, które już kilka lat temu podjęło decyzję o tym, że zarżnie swoją fenomenalną serię Pro Evolution Soccer, od tego sezonu wydawaną w postaci jakiegoś darmowego kmiotka. Szkoda, bo to by była okazja, by w miarę bezboleśnie zastąpić gry EA Sports pod banderą FIFA i dać nowy zastrzyk energii kapitalnej symulacji od Japończyków.
Ale to dobrze, że mniej pieniędzy popłynie do FIFA
Jako kibic piłkarski, nie jestem przesadnym entuzjastą organizacji UEFA i FIFA. Gdyby działały jak normalne korporacje, prawdopodobnie solidnie obrywałoby im się ze strony rozmaitych urzędów czy opinii społecznej. Ponieważ jednak zajmują się piłką, na wiele nieprawidłowości przymyka się oko.
Nie tak dawno temu UEFA w bandycki sposób torpedowała prywatną inicjatywę Superligi – dziś wiemy już, że liczne groźby, sankcje i naciski były zupełnie bezprawne. Ale swoją niechlubną kartę ma też FIFA, czego wyrazem jest na przykład kompletnie nieracjonalna organizacja mistrzostw świata w piłce nożnej w Katarze – zimą 2022 roku.
Być może więc im mniej pieniędzy trafi do FIFA, tym paradoksalnie lepiej dla światowego sportu.