Nowelizacja Kodeksu pracy wchodzi w życie już za kilka dni. Pracodawcy mają niewiele czasu, by się do nich dostosować. Jedną ze zmian jest konieczność wypłaty ekwiwalentu za pracę zdalną. Jak łatwo się jednak domyślić – i co można było przewidzieć już wcześniej – wielu pracodawców próbuje zrobić wszystko, by ekwiwalentu albo nie płacić, albo płacić możliwie jak najniższą kwotę.
Pracodawcom nie podoba się ekwiwalent za pracę zdalną. Część z nich już kombinuje
6 lutego w Dzienniku Ustaw została opublikowana ustawa z dnia 1 grudnia 2022 r. o zmianie ustawy – Kodeks pracy oraz niektórych innych ustaw. Vacatio legis wynosiło w tym przypadku dwa miesiące, a zatem ustawa zacznie obowiązywać już 7 kwietnia. Wśród nowych przepisów są m.in. te dotyczące pracy zdalnej. Pracodawcy będą m.in. zobowiązani do wypłaty ekwiwalentu za pracę zdalną.
Na łamach Bezprawnika tłumaczyliśmy już, że pracodawca będzie musiał zapłacić nie tylko za prąd czy internet – mowa chociażby o ekwiwalencie za używanie własnego sprzętu do pracy (jeśli zatrudniający nie dostarczył pracownikowi firmowego sprzętu). Teoretycznie zatem jest to dla pracowników bardzo dobra wiadomość. Teoretycznie – bo część pracodawców nie jest, mówiąc delikatnie, pozytywnie nastawiona do nowego obowiązku. Jak podaje money.pl, niektóre firmy, umożliwiające już wcześniej pracę zdalną, teraz chcą powrotu pracowników do biur. A jeśli ci mimo wszystko nadal chcą wykonywać pracę z domu – to pracodawcy proszą o pisemne uzasadnienie konieczności wykonywania obowiązków zawodowych poza siedzibą firmy. O ile zatem np. rodzice dzieci do lat 4. nie powinni mieć większych problemów z uzasadnieniem konieczności pracy zdalnej (zwłaszcza, że nowe przepisy chronią ich w szczególny sposób), o tyle wielu pracowników może nie być w stanie uargumentować potrzeby pracy na home office. Prawdopodobny jest też wariant, w którym pracownicy wprawdzie będą mogli wykonywać pracę poza siedzibą firmy, ale jedynie przez 1-2 dni w tygodniu. To pozwoliłoby obniżyć kwotę ekwiwalentu, jaki musi wypłacić w tym przypadku pracodawca.
Ekwiwalent – jeśli już – to raczej symboliczny
Z kolei w firmach, w których wstępnie ustalono już stawkę ekwiwalentu, to proponowane kwoty zdecydowanie nie robią na ogół wrażenia. Robert Lisicki z departamentu rynku pracy przy Konfederacji Lewiatan wskazuje, że większość zatrudniających zakłada kwoty w wysokości ok. 50 zł miesięcznie. Zdarzają się również niższe stawki (rzędu 30 zł) jak i wyższe – przekraczające 100 zł (najczęściej w branży IT).
Tym samym mimo że założenia ekwiwalentu były jak najbardziej słuszne, to już w praktyce dodatek za pracę zdalną nie wygląda tak atrakcyjnie. Może się też okazać, że wielu pracowników zostanie zmuszona do powrotu do biura – przez co nie tylko nie dostaną ekwiwalentu, ale też będą musieli ponieść dodatkowe koszty z tytułu dojazdu do pracy. Najbliższe miesiące będą zatem decydujące, jeśli chodzi o pracę zdalną w Polsce – i to, czy stanie się ona jeszcze bardziej powszechna, czy może wręcz przeciwnie.