Fundacja Kai Godek chce karać za posiadanie ulotek o aborcji. „Wyrok TK to za mało”

Prawo Rodzina Dołącz do dyskusji (102)
Fundacja Kai Godek chce karać za posiadanie ulotek o aborcji. „Wyrok TK to za mało”

Fundacja Kai Godek właśnie ogłosiła start nowej obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej pod nazwą „Aborcja to zabójstwo”. Czyżby przedstawiciele Fundacji „Życie i Rodzina” zauważyli nadzwyczajne zjednoczenie Polaków w obliczu konfliktu na wschodzie i postanowili nas na nowo podzielić?

Ostatnio o Fundacji było głośno w połowie marca, kiedy to aktywiści postanowili rozdawać kobietom, uciekającym od wojny w Ukrainie ulotki o aborcji. Broszury było opatrzone zdjęciami rozczłonkowanych płodów i listą konsekwencji prawnych, jakie grożą za usunięcie ciąży. Okazuje się, że tamte działania fundacji pro-life to był dopiero początek.

Zakaz aborcji, orzeczony w wyroku TK, to za mało

Jak głosi komunikat na stronie Fundacji:

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zakazu aborcji eugenicznej był sukcesem w walce o obronę życia. Aborcjoniści nie mogli się z nim pogodzić, więc zintensyfikowali morderczą propagandę – omijając prawo namawiają oraz pomagają w zabijaniu nienarodzonych dzieci.

Nietrudno zauważyć, że autor niniejszej wypowiedzi posługuje się językiem nacechowanym niezwykle pejoratywnie. Gwoli przypomnienia, przed wyrokiem Trybunału Julii Przyłębskiej z 2020 roku, w Polsce przez ponad 20 lat funkcjonował tzw. kompromis aborcyjny. Pozwalał on na usuwanie ciąży w wyjątkowych przypadkach. Wyrok uznał za niekonstytucyjny przepis, dopuszczający przerwanie ciąży ze względu na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu, co doprowadziło do usunięcia tej przesłanki z polskiego porządku prawnego. I do fali protestów. Ogromnej. I do cierpienia wielu istot. W tym dzieci, które urodziły się bardzo ciężko chore i żyły kilka godzin. To orzeczenie było też prawdopodobnie przyczyną śmierci co najmniej kilku kobiet. Lekarze bali się usunąć ciążę mimo zagrożenia. Obawiali się odpowiedzialności.

To rozwiązanie funkcjonuje w Polsce stosunkowo krótko, a jednak już można wyliczyć ogrom szkód, jakie powstały w jego wyniku. Kobiety boją się zachodzić w ciążę w Polsce. Boją się rodzić. Ale Fundacja Kai Godek uważa, że to nadal „za mało”. Kto tu ma krew na rękach?

Co zawiera nowy projekt?

Aktywiści antyaborcyjni chcą zmian w Kodeksie karnym. Chodzi o dodanie do niego kilku zapisów, które – zgodnie z wypowiedzią przedstawicieli Fundacji – mają wzmocnić ochronę życia poprzez realne uniemożliwienie pomocnictwa w aborcji i namawiania do niej ciężarnych kobiet.

Do art. 152 Kodeksu, według projektu, ma być dodany zapis o 3 latach pozbawienia wolności dla osoby, która „nakłania kobietę do przerwania ciąży”. Jeśli płód zyskał zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej – 8 lat. Fundacja Kai Godek chce, żeby wyroki w tych sprawach, były podawane do wiadomości publicznej. Czy to rozwiązanie ma podsycać nienawiść społeczną? O co tu chodzi?

Aktywiści życzą sobie również dodania artykułu, który mówiłby o skazaniu na maksymalnie 2 lata więzienia za propagowanie przerywania ciąży czy rozpowszechnianie informacji o możliwości aborcji, a nawet za samo posiadanie ulotki o możliwości aborcji w kraju bądź poza granicami. To z kolei już cenzura. Również w tym przypadku wyrok ma być podawany do wiadomości publicznej.

Wiem, że Fundacja „Życie i Rodzina”, jak i sama pani Kaja Godek lubią wzbudzać kontrowersje. Ale teraz? Naprawdę? Skoro Fundacja sama nazywa się „organizacją pro-life”, to może zamiast organizować kolejne pikiety, na których więcej jest policji, niż aktywistów, zaangażowałaby swoje środki i zasoby ludzkie, żeby pomóc? Mogłaby zorganizować jakieś zajęcia dla straumatyzowanych dzieciaków, które kilka tygodni albo nawet dni temu widziały obrazy, jakich nigdy nie zapomną. Na razie Fundacja postanowiła straszyć ich mamy. Jestem zniesmaczona.