A gdyby tak siłę głosu uzależnić od – zamiast dzieci – wysokości płaconego podatku?

Gorące tematy Państwo Podatki Dołącz do dyskusji (257)
A gdyby tak siłę głosu uzależnić od – zamiast dzieci – wysokości płaconego podatku?

W ostatnich dniach sporo mówi się o moim zdaniem rażąco antydemokratycznym pomyśle głosowania w imieniu dzieci przez rodziców niepełnoletnich obywateli naszego kraju. Ja mam chyba nawet lepszą koncepcję.

Jeśli ktoś ma dzieci, jego głos powinien zyskiwać na znaczeniu – twierdzi minister Gowin. Ta argumentacja ma pewien sens, ale moim zdaniem można to rozwiązać jeszcze lepiej.

Polska S. A.

Otóż oprzyjmy wagę głosu w wyborach na wysokości płaconego podatku dochodowego. Niech każdy głos będzie mnożony przez wysokość płaconego podatku. Bezrobotny będzie miał bardzo słaby głos. No bo w sumie co taki bezrobotny wnosi do społeczeństwa? Niezbyt się dokłada na drogi, albo nawet na własny zasiłek czy programy aktywizujące go zawodowo. Czemu ktoś taki miałby decydować o państwie, skoro wnosi do niego tyle co nic, a wręcz przeciwnie – regularnie go drenuje.

Typowy przedstawiciel klasy średniej ze swoimi uczciwymi, skrupulatnie płaconymi i średnimi podatkami, miałby już do powiedzenia znacznie więcej. Klasa średnia rozumie jak działa świat najlepiej ze wszystkich, ma już dostatecznie dużo praktyki z jego funkcjonowania, zapewne też dostateczne predyspozycje intelektualne.

A bogacz? Bogacz trzy razy zastanowiłby się czy bardziej opłaca mu się optymalizować podatki za granicą, czy jednak płacić je w kraju. Bo tak mu się podoba Ryszard Petru, bo tak bardzo chciałby żeby nasz polityczny Cristiano Ronaldo doszedł do władzy.

Byłoby to wręcz sprawiedliwe. Bo gdybyśmy przybyszowi z obcej planety powiedzieli, że gość wpłacający co miesiąc do kasy państwa 500 złotych i gość wpłacający  15 000 złotych mają dokładnie tyle samo do powiedzenia w sprawie jego kształtu, to pewnie Marsjanie gotowi byliby pomyśleć, że to jakiś żart.

Świat stanąłby na głowie. Gdyby przyszli do władzy liberałowie, obniżaliby podatki i rosłaby siła głosu najuboższych. Gdyby do władzy dochodzili socjaliści i dorzucili te swoje wymarzone 75% podatku – wzmacnialiby tym samym siłę decyzyjną najbardziej przedsiębiorczych. Ideologie polityczne w fantastyczny sposób balansowałyby nam się w wyborach, zapewniając niezbędną i chroniącą przed radykalizmem równowagę. Gdyby podatek stawał się narzędziem opresji – w kolejnych wyborach szybko byłby znoszony.

Same korzyści

Istnieje wiele powodów, dla których ludzie nie mają dzieci – chęć demograficznego zarżnięcia Polski jest tylko jednym z nich i wcale nie najpoważniejszym. Powody są rozmaite: to bezpłodność, ubóstwo, brzydota, aseksualność, aspołeczność, homoseksualizm, duchowieństwo katolickie. Nie widzę powody, by takie osoby dyskryminować zmniejszając wagę ich głosu, tylko dlatego, że nie były w stanie się rozmnożyć (najlepiej w dużych ilościach).

Pomysł o głosach uzależnionych od płaconego podatku, który forsuję w tym artykule, proszę oczywiście traktować w charakterze intelektualnej prowokacji (no dobrze, niech będzie, że tylko prowokacji). Jakkolwiek ma on trochę uroku, jego rezultatem byłaby zapewne zgubna w skutkach oligarchizacja kraju i kształtowanie określonych grup interesu. Wykluczenia części społeczeństwa, obok którego nawet tak krwawy liberał jak ja nie śmiałby przejść z zadowoleniem.

Ale jednocześnie pokazuje to w jaki sposób idiotyczne i – po bliższym przyjrzeniu – niesprawiedliwe są koncepcje faworyzowania czyjegoś głosu ze względu na różne czynniki. A przyznam szczerze, że taka Polska S.A. wydaje się o wiele bardziej racjonalna – w końcu z podatków korzystamy wszyscy, z cudzych dzieci już tylko w optymistycznej teorii.

Panie Gowin, nie robię sobie przesadnych nadziei, że udało mi się przekonać Pana jak absurdalnym pomysłem (patrząc z nieco wywróconej perspektywy) są różnego rodzaju „mnożniki” głosów. Ale może chociaż, forsując swój najnowszy pomysł, nie będzie się Pan cieszył?