Niektórych przepisów ludzie po prostu nie chcą przestrzegać, a kary nie zawsze pomagają. Nie chodzi nawet o prawo niesprawiedliwe, ale zwyczajnie irracjonalne, nadające się co najwyżej na prawnicze anegdotki. W Polsce obowiązuje albo obowiązywało w ostatnim czasie całkiem sporo takich przypadków. Najbardziej jaskrawym wydaje się covidowy zakaz wstępu do lasu. Głupie przepisy samym swoim istnieniem zachęcają do nieprzestrzegania także innych.
Trudno przestrzegać przepisów prawa, gdy te wydają się nie mieć żadnego sensu
Prawa teoretycznie należy przestrzegać. Od tej zasady są jednak pewne wyjątki. Na przykład doświadczenia zbrodni II Wojny Światowej pozwoliły wykształcić zasadę, w myśl których prawo rażąco niesprawiedliwe wręcz nie powinno być przestrzegane. Dzięki niej możemy ścigać różnego rodzaju zbrodniarzy wojennych nawet wtedy, gdy przepisy ich macierzystego kraju pozwalały im na popełnianie wszystkich możliwych okropieństw. Co jednak w sytuacji, gdy prawo po prostu nie ma większego sensu?
Nie jest to w żadnym wypadku rozważanie czysto teoretyczne. Głupie przepisy to coś, z czym mieszkańcy Polski muszą żyć. Każdy chyba ma jakąś swoją subiektywną listę. Niektórzy nawet idą o krok dalej i świadomie decydują się takie durne prawo ignorować.
Z pewnością ktoś zaraz podniesie temat przepisów unijnych. Bo wiecie, „ślimak to ryba lądowa” a „marchewka to owoc”. Kreatywną biurokrację zostawmy jednak w spokoju. Takie „głupie” przepisy mają akurat zazwyczaj swój cel. Fikcja prawna tworzona od czasu do czasu i rozszerzanie definicji o interesujące prawodawców przypadki to po prostu rozwiązanie problemów natury biurokratycznej. Jeśli już czepiać się Brukseli, to raczej poszczególnych przejawów klimatycznej gorliwości wymierzonych bezpośrednio w obywateli. Segregacja tekstyliów po nowemu też jest bardzo niepraktycznym rozwiązaniem.
Wybitnie wręcz głupie przepisy znajdziemy chyba w każdej gałęzi prawa w Polsce
W kraju mamy za to jednoznaczne perełki. Niektóre obowiązywały przez jakiś czas, aż w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy. Inne wciąż tkwią w naszym systemie prawnym i w dalszym ciągu uprzykrzają nam życie. Do pierwszej kategorii śmiało możemy zaliczyć covidowy zakaz wstępu do lasu. Stanowi on wręcz symbol legislacyjnej paniki pierwszej fazy epidemii wraz z absurdami tamtych czasów. Czemu państwo miałoby zabraniać nam zaczerpnięcia świeżego powietrza? Bo przez przypadek byśmy kogoś tam spotkali i moglibyśmy się nawzajem pozarażać.
W ostatnim czasie zniesiono zakaz wstępu na wały przeciwpowodziowe, który obowiązywał z powodu tegorocznej katastrofy. W założeniu chodziło o to, by przypadkiem nie zrobić sobie krzywdy oraz nie uszkodzić w jakiś sposób infrastruktury. Wały gdzieniegdzie wciąż mogły być przesiąknięte wodą. Problem z zakazem dotyczył przede wszystkim Wrocławia, który tym razem nie ucierpiał w wyniku powodzi. Tak się składa, że tamtejsze wały przeciwpowodziowe to ważne ciągi komunikacyjne dla niezmotoryzowanych. Niektóre zaś położone są nawet kilometr od rzeki. Czy jest sens obejmować wszystkie zakazem?
O wiele mniej wątpliwości co do bezsensowności przepisu budzą dwaj moi podatkowi ulubieńcy. Abonament RTV to prawdziwy fenomen. Rzadko się zdarza de facto podatek, który jest skutecznie ignorowany przez znaczną część społeczeństwa. Śmiem twierdzić, że podatek za psa również niektórzy posiadacze czworonogów potrafią mieć w nosie. By uniknąć zbędnych wydatków, Polacy nie rejestrują telewizorów i psów. Tymczasem pierwsza danina służy utrzymaniu mediów państwowych, a druga jest reliktem pochodzącym z XIX-wiecznych Prus. Nie obejmuje też żadnych innych zwierząt, może i na szczęście.
Durne prawo, ale prawo? Najlepiej byłoby niedziałające rozwiązania po prostu uchylać na bieżąco
W przypadku przepisów ruchu drogowego moim absolutnym faworytem jest nakaz zsiadania z roweru przy przekraczaniu przejścia dla pieszych. Rozumiem oczywiście nieprzejeżdżanie przez przejścia niczym wariat z taką prędkością, jaką siła mięśni jest nam w stanie zapewnić. Zakładając jednak poruszanie się z szybkością pieszego: w czym właściwie tkwi różnica? Nic dziwnego, że wielu rowerzystom zsiadać się nie chce i ja ich doskonale rozumiem.
Prawo karne również nie jest wolne od głupich przepisów. Mamy specjalny, który chroni konstytucyjne organy państwa przed znieważeniem lub poniżeniem. Mówisz brzydko o obecnym Trybunale Konstytucyjnym? Możesz trafić do więzienia nawet na dwa lata. To skądinąd najdurniejszy spośród wszystkich durnych przepisów kneblujących wolność słowa w debacie publicznej. Można przy tym zaryzykować stwierdzenie, że chyba każdy internauta dyskutujący o polityce w Polsce jest już zatwardziałym przestepcą-recydywistą.
Na specjalną wzmiankę zasługuje także składka zdrowotna naliczana od sprzedaży środków trwałych przedsiębiorstwa. Nic dziwnego, że Polski Ład jest uważany za jedną z najgorszych reform podatkowych dekady.
Wszystkie te głupie przepisy mają jeden punkt wspólny. Przez samo swoje istnienie podkopują autorytet prawa w państwie, które mieni się właśnie „demokratycznym państwem prawa”. System bez szacunku dla samej koncepcji zaczyna trzeszczeć. Dlatego właśnie prawodawcy przed wpadnięciem w legislacyjny szał powinni się zastanowić po kilka razy, czy ich najnowszy „genialny pomysł” ma w ogóle sens. Równocześnie warto byłoby także uchylać najgorsze z obowiązujących praw. Niestety, praktyka pokazuje, że dużo łatwiej jest uchwalić niż uchylić.