Każdy, kto – szczególnie w wakacje – odwiedza Główne Miasto w Gdańsku, wie że nieodłącznym elementem jego klimatu jest muzyka grana na żywo. Granie na ulicy, tak lubiane przed turystów, jest jednak problematyczne dla niektórych mieszkańców. Dlatego ratusz zdecydował się wprowadzić restrykcje wobec muzyków. Żeby zagrać, będą musieli przejść biurokratyczną procedurę.
Granie na ulicy w Gdańsku już nie takie proste
Od początku sierpnia strażnicy miejscy w Gdańsku mają sprawdzać czy grajkowie uliczni mają pozwolenia na koncertowanie w plenerze. Takim pozwoleniem jest rozpatrzony pozytywnie wniosek o zajęcie pasa drogowego. I choć zwykle gra się na deptakach, to według przepisów pasem drogowym jest również trakt pieszy. We wniosku trzeba wskazać wnioskodawcę i ewentualnego pełnomocnika, określić powierzchnię zajęcia pasa drogowego (długość, szerokość i powierzchnia), okres jego zajęcia oraz… szczegółowy plan sytuacyjny w skali 1:1000 lub 1:500. I teraz najciekawsze – wniosek należy złożyć co najmniej miesiąc przed występem! Zatem koniec ze spontanicznym rozstawianiem się zespołów na przykład pod fontanną Neptuna.
Samo złożenie wniosku nie oznacza, że zostanie on od razu zaakceptowany. Urzędnicy muszą ustalić czy nie będzie używania niedozwolonego sprzętu, między innymi nagłośnienia, wzmacniaczy czy piecyków. Grać będzie można tylko od 10:00 do 22:00, z wyłączeniem tych godzin, gdy z wieży Ratusza Głównego Miasta koncerty gra carillon. Muzycy będą mieli też całkowity zakaz grania w najbardziej reprezentatywnych miejscach, takich jak Zielona Brama.
Dlaczego granie na ulicy to w Gdańsku tak duży problem?
Te wszystkie restrykcje to efekt spływających nieustannie skarg od mieszkańców Głównego Miasta. Twierdzą oni, że muzyka, często bardzo głośna, towarzyszy im od rana do nocy. Zdaniem ratusza może to być jedna z przyczyn coraz szybszego wyludniania się Głównego Miasta. Już teraz lwia część mieszkań jest przeznaczona pod najem okazjonalny. A i nawet nocującym w centrum turystom często granie na ulicy przeszkadza. Szczególnie jeśli w grę wchodzą instrumenty dęte i perkusyjne.
Rozmawiałem o tym problemie z ulicznymi muzykami w Gdańsku. Mają duży żal i do urzędników, i do mieszkańców. Bo osobiście nigdy nikt do nich nie przyszedł, by poprosić o zakończenie koncertu albo przeniesienie się w inne miejsce. Skargi zawsze trafiały bezpośrednio do ratusza. Muzycy uważają też, że na przykład zamknięcie Zielonej Bramy dla muzyki na żywo jest pozbawieniem tego miejsca klimatu. Tym bardziej, że akustyka tego punktu łączącego Długi Targ z bulwarami nad Motławą sprawia, że koncertów słuchają tu zawsze tłumy turystów.
A procedur będzie jeszcze więcej
Gdańscy urzędnicy zapowiadają, że przed następnymi wakacjami opracują nowe procedury, mające ucywilizować granie na żywo w sercu miasta. Być może uda się je nieco odformalizować, bo dziś muzycy muszą robić mniej więcej to samo, co osoby ubiegające się o zezwolenie na sprzedaż truskawek. A nie da się ukryć, że grajkowie uliczni to bardzo często wartość dodana dla miasta, za którą w dodatku miasto nie ponosi żadnych kosztów. Źle by było zrazić muzyków do grania. Szczególnie tych, którzy o komfort okolicznych mieszkańców dbają i nie przychodzi im do głowy naparzanie w perkusję w środku nocy.