Nowe przepisy o jawności wynagrodzeń mogą zmienić rynek pracy.
Od lat kandydaci poszukujący pracy w Polsce muszą zmagać się z jednym podstawowym problemem: nie wiedzą, ile zarobią, dopóki nie przejdą przez cały proces rekrutacyjny. Tylko około 30 proc. ogłoszeń o pracę zawiera informację o wynagrodzeniu, mimo że dla 93 proc. osób szukających pracy podanie tej kwoty już na wstępie jest kluczowe. Sytuacja ta ma się jednak zmienić, ponieważ do czerwca 2026 r. Polska musi dostosować się do unijnych przepisów o jawności wynagrodzeń.
Pod obrady Sejmu trafił już projekt ustawy „Jasne zarobki”, który ma nałożyć na pracodawców obowiązek publikowania widełek płacowych w ofertach pracy. Równolegle Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pracuje nad własnym projektem, który również ma zagwarantować większą przejrzystość w wynagrodzeniach. W teorii zmiany te wydają się krokiem w dobrą stronę – nikt nie lubi kupować kota w worku, a tym bardziej podpisywać umowy o pracę w ciemno.
Pracownicy zachwyceni, za to pracodawcy w panice
Z perspektywy kandydatów do pracy obowiązkowe widełki wynagrodzeń to ogromna oszczędność czasu i nerwów. Po co brać udział w kilkustopniowej rekrutacji tylko po to, by na końcu dowiedzieć się, że oferowane wynagrodzenie jest znacznie poniżej oczekiwań? Z punktu widzenia firm rekrutujących to również logiczne rozwiązanie – zgłoszą się tylko ci, dla których zakres wynagrodzenia jest akceptowalny. To powinno skrócić proces rekrutacji i zwiększyć skuteczność zatrudnienia. Paulina Król z No Fluff Jobs wskazuje, że z własnej inicjatywy na swoim portalu nie przyjmowali ogłoszeń, które wynagrodzenia by nie ujawniały już na samym początku. I jakoś ogłoszeń w NFJ nie brakowało.
Pracodawcy jednak biją na alarm. Obawiają się, że ujawnienie widełek może doprowadzić do konieczności wyrównania płac, a co za tym idzie – wzrostu kosztów działalności. Również pracownicy wewnątrz firmy mogą zacząć zadawać niewygodne pytania o to, dlaczego kolega na tym samym stanowisku zarabia więcej. A kiedy prawda wyjdzie na jaw, ci gorzej opłacani mogą po prostu odejść. To jednak żadna nowość – w dobie internetu, forów branżowych i LinkedIna coraz łatwiej dowiedzieć się, jakie są rynkowe stawki.
Diabeł tkwi w szczegółach
Nie wszystko jednak wygląda tak kolorowo. Ustawa „Jasne zarobki” nie precyzuje na przykład, jak duże mogą być widełki wynagrodzeń. W efekcie może dojść do sytuacji, w której pracodawca poda przedział od 5 tys. do 20 tys. zł – czyli praktycznie nie poda żadnej użytecznej informacji. W podobną pułapkę wpadła Słowacja, gdzie brak regulacji w tej kwestii sprawił, że przepis okazał się w dużej mierze nieskuteczny.
Dodatkowo planowane regulacje przewidują, że pracownicy zyskają dostęp do informacji o średnim wynagrodzeniu na danym poziomie stanowiska w firmie oraz różnicach w zarobkach kobiet i mężczyzn. W teorii to świetne rozwiązanie mające na celu niwelowanie luki płacowej. W praktyce jednak pracodawcy będą musieli stworzyć skomplikowane systemy analiz i raportowania, a to oznacza kolejne koszty i czasochłonne zmiany w strukturze organizacyjnej.
Nieunikniona przyszłość
Bez względu na to, który projekt ostatecznie wejdzie w życie, jedno jest pewne – zmiany nadchodzą. Dla firm będzie to wyzwanie organizacyjne, dla kandydatów – spora ulga. Transparentność wynagrodzeń może okazać się rewolucją, która ostatecznie ułatwi życie obu stronom. Zanim jednak firmy przyzwyczają się do nowych zasad gry, możemy spodziewać się prób ich obchodzenia, kombinowania z widełkami i gorących dyskusji na temat skutków tej reformy.
A na razie? Cóż, jeśli chcesz wiedzieć, ile płacą, nadal najlepiej pisać priv.