Od kilku miesięcy moim zapasowym telefonem jest Infinix ZERO ULTRA. Byłem bardzo ciekawy co to za wynalazek, zapytałem producenta czy da mi się chwilę pobawić i tak się bawimy.
Infinix to stosunkowo nowa, na dodatek chińska marka na rynku telefonów komórkowych. Nie jest jednak wykastrowana z funkcji w taki sposób, jak Ameryka uczyniła to marce Huawei. Jest Google Play, można instalować aplikacje. Sama nazwa generalnie mi wiele nie mówi, kolejny nowy gracz na rynku. Choć swoją premierę miał we wrześniu 2022 roku, zaprezentował do tej pory kilkanaście modeli smartfonów.
I póki co Infinix sprawia moim zdaniem takie wrażenie, że to nie są bardzo dobre telefony dla kogoś kto ostatnie lata spędził na iPhone’ach i topowych Samsungach, ale z drugiej strony… mogą być całkiem dobre w swojej cenie.
Pierwszy kontakt z Infinixem to wizualny niesmak
Od pół roku korzystam sporadycznie z modelu Infinix ZERO ULTRA. Był to ich najwyższy model do początku grudnia, bo niecałe 2 tygodnie temu zaprezentowali jego następcę Zero 30 5G. Testowany telefon pomimo dość sporego wyświetlacza świetnie leży w dłoni. Nie bawi się w rywalizację na bardziej nowatorski design z technologiczną czołówką, a sama czołówka potrafi już na tym polu nieco przekombinować. Na przykład iPhone 14 Pro jest ładny, ale trzyma się go kiepsko.
Zero Ultra trzyma się dobrze, wygląda w porządku, na plecach a jakąś taką białą panterkę, która ma w sobie delikatny vibe białych kozaczków, chociaż czasem miałem też refleksję, że w sumie nie jest aż tak najgorzej. Ale jest też czarna wersja, która wygląda lepiej. To jest zresztą podobno szkło, choć w dotyku przypomina bardziej plastik.
Przede wszystkim mam bardzo mocno mieszane odczucia względem nakładki na system, która – jak chyba wszystkie chińskie telefony obecnie – stara się bardzo wiernie naśladować ikony i widgety rodem z iOS, tylko dużo brzydziej. Zupełnie niepotrzebnie, bo akurat mam wrażenie, że dziś najlepsze telefony z Androidem punktują najbardziej za to, że wyglądają inaczej od flagowego produktu Apple. Ta nakładka ma zresztą trochę ciekawych funkcji, widać, że ktoś starał się tam stworzyć coś ekstra. Szkoda tylko, że nie dopracowali grafik.
I tak też zakończyło się moje pierwsze spotkanie z Infinixem, ale los chciał, że kilka tygodni później pilnie potrzebowałem dodatkowego telefonu na co dzień.
A Infinix ZERO ULTRA był jedynym co miałem na stanie
W rezultacie zamiast bawić się tym co nam fabryka dała, postanowiłem maksymalnie dostosować go do swoich potrzeb. Usunąłem tyle wbudowanego softu ile się dało, zainstalowałem mój ulubiony od 12 lat Nova Launcher i ku mojemu zdziwieniu… telefon zaczął sprawiać bardzo solidne wrażenie.
Mam wrażenie, że nie tylko go przyspieszyłem, ale przede wszystkim nadałem mu wizualnie na tyle nowe życie, że ekran z bardzo dobrym wyświetlaczem naprawdę cieszył oko. Ten telefon szybko stał się funkcjonalny, fajny, a nawet dał się lubić. Z punktu widzenia ajfonowca brzmi to może nieco dziwnie, że urządzeniu trzeba na start zrobić szybką europeizację wizualną, ale zapewniam: warto.
Infinix ZERO ULTRA nie jest wart swojej ceny (3000 zł). Ale na szczęście nikt go za tyle nie chce sprzedawać
Uważam, że dobrze sobie radzi aparat, choć to nie jest do końca prawda: aparat jest bardzo przeciętny, ale algorytmy sztucznej inteligencji działają tam na pełnych obrotach. Wielokrotnie złapałem się na przykład na tym, że Infinix potrafił zrobić nocą, na przykład w ciemnym pokoju, lepsze zdjęcia, niż mój iPhone. Tam gdzie bebechy smartfona nie dają rady, tam popisują się algorytmy. I choć gdyby moje życie zależało od wykonania zdjęć na jakiś konkurs fotograficzny, to na bank wybrałbym Samsunga czy iPhone’a, co do zasady mniej wymagający użytkownik nie będzie rozczarowany. To jest zupełnie niezły aparat. Zastrzegam, że piszę to z perspektywy człowieka, który po prostu lubi dotknąć ekran i mieć ładne foto, a niekoniecznie rozszyfruje co dokładnie oznacza balans bieli. Dużo gorzej jest z filmami, które po prostu się trzęsą, odzwyczaiłem się już od tak kiepsko robionej stabilizacji.
Porozmawiajmy chwilę o tym, co Infinix w swoim flagowym modelu robi źle. Najgorszym błędem było sugerowanie, że ten telefon to flagowiec. Przejrzałem kilka recenzji w internecie i recenzenci często porównywali to urządzenie do flagowców, gdzie przgrywa ono na całej linii. Moim zdaniem przegrywa ono nawet z bardzo fajnym OnePlus 11, który dziś jak się dobrze poszuka, to rzeczywiście kosztuje te 3000 złotych.
Tylko z kolei Infinix ZERO Ultra kosztuje dziś ok. 1500 zł – i to moim zdaniem bardzo fajna cena
Jak wiadomo, cena deklarowana to jedno, a życie to drugie. Inxifinix ustalając cenę ZERO Ultra na poziomie 3000 zł chciał wysłać sygnał do rynku, że to nasze „opus magnum”, najdoskonalsza aktualnie konstrukcja w ofercie. Natomiast zapewne liczyli się z tym, że szybko telefon spadnie poniżej 2000 zł, bo sieć – jak przystało na świeżaka – w taki właśnie target celuje.
No i faktycznie, Zero Ultra szybko potaniał, a jak na telefon, który można kupić za 1500 zł radzi sobie naprawdę dobrze. Na Allegro w chwili publikacji tekstu jest po 1199 zł i to już disneyland. IZU ma bardzo fajny ekran, niezły aparat, jak tylko wywali się ich paskudną nakładkę to przód smartfona wręcz zaczyna mieć „pociągnięcie”, tam nie jest wcale źle z płynnością działania i wydajnością, no i na dodatek ma chyba aktualnie najlepszą ładowarkę na ryku, wliczając Samsungi Galaxy i iPhone’y. Serio, ta ładowarka jest genialna. Nie wiem jak im pójdzie na rynku smartfonów, ale w razie czego Baseusa dojadą na spokojnie.
Wspominałem już, że od 0 do 100% bateria ładuje się w 12 minut? To jest efekt „wow”, nawet jeśli nie powinna to być pierwsza cecha, którą kierujemy się przy wyborze telefonu.
Infinix ZERO Ultra to nie jest telefon dla kogoś kto ma 5-6 tysięcy złotych. To telefon dla kogoś, kto ma 20 000 złotych
Z tym zastrzeżeniem, że jednocześnie chce kupić 12-15 telefonów służbowych dla pracowników. Pamiętam okolice 2015 czy 2016 roku. Był sobie niejaki Huawei, który za śmieszne pieniądze sprzedawał na przykład Huawei P8. To była dostatecznie dobra jakość w niskiej cenie, co pozwoliło z czasem nabrać renomy i niestety pozwoliło też na podwyżki.
Infinix wcale nie wprowadza na rynek skończonego bubla, my się nawet pomimo początkowej niechęci trochę polubiliśmy, ale dla celów marketingu chyba nieco przepozycjonował ten telefon cenowo. Gdyby od początku wystawili go za te 1999 złotych, to mam wrażenie, że ton paru recenzji w sieci byłby zgoła odmienny. Zresztą, chyba przesadnie się w swojej ocenie nie mylę, bo nowy model z tej serii Zero 30 5G wystartował niecałe 2 tygodnie temu w promocji za 1799 zł.