Instytut Pokolenia to już kolejna państwowa instytucja mająca się zajmować demografią. Ile potrzeba Polsce bytów, które mają stwierdzić to, co wiedzą już chyba wszyscy? A być może Polski Instytut Rodziny i Demografii jednak nie powstanie i rządzącym potrzeba zamiennika?
Nowy Instytut Pokolenia wydaje się być niemalże kopią planowanego Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii
Polska od lat ma problemy z demografią. Dzietność, pomimo rzucania w młodych rodziców pieniędzmi przez rząd, wcale nie chce rosnąć. Do tego pandemia koronawirusa przynosi nam śmiertelność najwyższą od II Wojny Światowej. Nie powinno nikogo dziwić, że władza chciałaby przynajmniej sprawiać wrażenie, że próbuje coś z tym problemem zdziałać. W tym celu premier Mateusz Morawiecki powołał kolejną rządową instytucję mającą zajmować się tym samym – Instytut Pokolenia.
Jak podaje Rzeczpospolita, najnowsza jednostka badawcza ma zajmować się wieloma jakże istotnymi zadaniami. Takimi, jak chociażby: „gromadzenie, opracowywanie oraz udostępnianie organom władzy publicznej informacji o istotnych zjawiskach i procesach demograficznych, społecznych i kulturowych w Polsce”. W zakresie „aktualnej sytuacji w obszarze rodziny, małżeństwa, rodzicielstwa i dzietności”, „przemian demograficznych i społecznych, wraz z ich kontekstem kulturowym i ekonomicznym”.
Instytut Pokolenia będzie także „prognozować stan i struktury ludności oraz procesów demograficznych, obejmujących reprodukcję ludności, w tym małżeńskości, dzietności i umieralności”. Słowem: Instytut Pokolenia zajmie się dokładnie tym samym, co przygotowywany Polski Instytut Rodziny i Demografii. Nawet statut Instytutu Pokolenia sprawiać ma wrażenie, jakby ktoś przepisał fragmenty projektu ustawy o tej drugiej instytucji. Ot, pozmieniał trochę słów tu i tam, dla niepoznaki.
Rzeczpospolita zastanawia się wręcz nad tym, czy Instytut Pokolenia nie ma być przypadkiem Polskim Instytutem Rodziny i Demografii pod zmienioną nazwą i ustanowiony w innej formie prawnej. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na ten moment wydają się dwa osobne, równoległe byty zajmujące się tym samym. Czy w jakiś sposób ich powołanie miałoby ograniczyć skalę zapaści demograficznej? To bardzo wątpliwe.
Zamiast tworzyć nowe stanowiska do obsadzenia, rządzący powinni po prostu przestać szkodzić polskiej demografii
Podstawowym problemem w takim przypadku są oczywiście publiczne pieniądze. Powoływanie i obsadzenie dwóch instytucji zajmujących się tym samym dubluje koszty. Oczywiście oznacza to również dodatkowe stanowiska do obsadzenia. W tym przypadku mówimy o specjalnej radzie liczącej od 7 do 20 członków. Koszt funkcjonowania Instytutu Pokolenia szacuje się na ok. 10 milionów złotych. W przypadku Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii to następne 30 milionów.
Tego typu praktyki nie powinny nas już jednak szczególnie dziwić. Problem z Instytutem Pokolenia jest dużo poważniejszy i wynika z samej istoty polskiej polityki prorodzinnej. Owszem, można posługiwać się nią do budowy państwa socjalnego i podbudowywania sobie słupków sondażowych. Można również od czasu do czasu zrobić coś faktycznie pożytecznego. Na przykład zainwestować w nowe żłobki i przedszkola, czy wprowadzić jakieś ułatwienia dla pracujących rodziców. Niestety, jest także trzeci filar tej polityki to działania czysto pozorne, lub wręcz ideologiczne.
Problemy z demografią w Polsce są na tyle proste do zdiagnozowania, że nawet samym rządzącym zdarza się je dostrzec. Chodzi między innymi o brak pewności swojej sytuacji materialnej wśród młodych ludzi. Do tego dochodzą permanentne problemy z mieszkaniami, które nie zachęcają do powiększania rodziny. To czynniki przede wszystkim gospodarcze, ale także kulturowe. Spadek dzietności wraz z wzrostem zamożności można przecież zaobserwować na całej planecie. Do tego oczywiście dochodzi nadprogramowa śmiertelność wywołana przez koronawirusa.
By ustalić przyczyny zapaści demograficznej nie potrzeba powoływać specjalnych instytutów badawczych. Tymczasem rządzący przez ostatnie lata bardziej starali się „chronić” polskie rodziny przed takimi zagrożeniami, jak aborcja, „ideologia LGBT”, czy rozwody. Skutek? Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji embriopatologicznej i śmierci Izabeli z Pszczyny Polacy boją się mieć dzieci. Może więc zamiast mnożyć stanowiska ponad jakąkolwiek potrzebę, wystarczy przestać szkodzić?