Jeszcze w latach 90. chodzenie do restauracji było u nas uznawane za fanaberię. Później, jak jedliśmy w takich lokalach, to raczej „odświętnie”. Ale wygląda na to, że Polacy wreszcie przekonali się do restauracji. Liczba konsumentów lokali gastronomicznych rośnie już w tempie 20 proc. rocznie.
Jedzenie „na mieście” jeszcze nie tak dawno było zarezerwowane dla celebrowania ważnych okazji. Teraz staje się codziennością, wynika z najnowszego raportu GFK Polonia.
Świadczą o tym liczby – np. 60 proc. Polaków deklaruje już, że korzysta z restauracji i innych lokali gastronomicznych. Cały rynek HoReCa – czyli restauracje i catering, ale też hotele, jest natomiast nad Wisłą wart już niema 31 mld zł. W przyszłym roku na pewno będzie jeszcze lepiej.
Jedzenie „na mieście”. 100 zł miesięcznie
Może daleko nam do południowców, bo ich wielogodzinne, wieczorne celebracje posiłków w gwarnych restauracjach to jeszcze nie nasza rzeczywistość, ale z każdym rokiem jest coraz lepiej – komentuje te wyniki Maciek Żakowski, znany kucharz oraz współzałożyciel Restaurant Week.
Faktycznie, w porównaniu z Włochami czy Francuzami nasze gastronomiczne wyjścia wyglądają bardziej niż skromnie. Z tego samego badania GFK Polonia wynika, że statystyczny Polak wydaje na restauracje 100 zł miesięcznie.
Dużo, mało? Biorąc pod uwagę, że przez dziesięciolecia wychodzenie do restauracji było uznawane nad Wisłą za fanaberię elit, można uznać, że to całkiem sporo. Z drugiej strony – 100 zł starczy ledwie na kilka zestawów w McDonald’sie czy KFC. A w dużym mieście 100 zł rachunek można dostać za jedno wyjście do porządniejszego lokalu gastronomicznego.
Jak więc jest z tym wychodzeniem do restauracji? Czy za jedzenie „na mieście” wciąż uznajemy wychodzenie do lokali typu fast-food, czy jednak nasze gusta się tu europeizują?
Autorzy raportu sugerują jednak to drugie. – Restauracyjni goście poszerzają także spektrum odwiedzanych miejsc, poszukują nowych unikalnych propozycji kulinarnych, coraz więcej Polaków wybiera restauracje, wśród nich także fine dinigowe, serwujące kuchnię najwyższej jakości – czytamy w opracowaniu.
Najpierw McDonald’s, potem restauracja
Pewnie coś w tym jest. Choć wiele zależy tu od miejsca zamieszkania. Mieszkańcy dużych miast mają już w czym wybierać – i często mają do dyspozycji restauracje na naprawdę światowym poziomie.
Jednak do mniejszych miejscowości kulinarne rewolucje docierają. Przypomnijmy sobie zeszłoroczną samorządową kampanię wyborczą. Jeden z kandydatów na burmistrza Sokołowa Podlaskiego oparł swoją kampanię na… obietnicy wybudowania restauracji McDonald’s w mieście (co pokazuje skalę obietnic wyborczych).
Cóż, miejmy nadzieję, że tuż po tym jak w mniejszych miejscowościach pojawią się fast-foody, to tuż za nimi przyjdą lokale gastronomiczne z prawdziwego zdarzenia.