Polska gospodarka długo wydawała się „kryzysoodporna”. No bo nawet covidową zapaść udało nam się względnie szybko i dobrze pokonać. Nie wspominając już o kryzysie sprzed ponad dekady, gdy byliśmy „zieloną wyspą”. Tym razem – wiele na to wskazuje – będzie inaczej, a jesienny kryzys naprawdę może rzucić na kolana naszą gospodarkę. Oto dlaczego.
Jak były lockdowny, to były i tarcze
Reakcja rządu na pierwsze lockdowny – trzeba przyznać – była szybka i sprawna. Łącznie na tarcze dla firm przeznaczono aż 230 mld zł. Wiele przedsiębiorstw nie przetrwałoby, gdyby nie tamta pomoc. Co warto zaznaczyć, wtedy nie było dla rządu firm lepszych czy gorszych – właściwie każdy mógł liczyć na pomoc.
Teraz jest niestety inaczej. Pomoc ma być dla firm energochłonnych, tzw. odbiorców wrażliwych – ale prawdopodobnie nie dla zwykłych polskich firm.
Jesienny kryzys. Zamiast tarcz… nowy podatek
Tym razem zamiast pomocy dla firm mamy zapowiedź… nowego podatku od namiarowych zysków. Ciągle nie wiadomo, jak on będzie ostatecznie wyglądał. Plany podatku Jacka Sasina zakładają jednak, że zapłaci go każda firma z załogą liczącą ponad 20 osób, która zarobiła „za dużo”. Skutki podatku będą jednak znacznie szersze. Dodatkowa danina odbije się pewnie na kooperantach wielkich firm, ale i na klientach – przez rosnące jeszcze bardziej ceny. Bo przecież korporacje będą sobie „odbijać” podatek na klientach.
Niestety, leczenie kryzysu podatkami jest symptomatyczne
Przypomnijmy – to kolejny już pomysł „leczenia” kryzysu nowymi, bardziej skomplikowanymi podatkami. Polski Ład w końcu ciągle odbija się na firmach. Widać w tym wszystkim prawidłowość – to przedsiębiorcy mają „ratować” sytuację przez kolejne nakładane na nich daniny. Niestety, nie można więc wykluczyć, że gdy kryzys będzie postępował, będą kolejne pomysły na nowe podatki.
Musimy się przygotować na długi kryzys
Mówimy „jesienny kryzys” czy też „kryzys jesienno-zimowy”. Wiosną powinno być lepiej, bo sezon grzewczy się skończy. Ale powiedzmy sobie szczerze – kryzys energetyczny potrwa jeszcze lata, bo nic nie zapowiada końca wojny w Ukrainie, a Putin będzie ciągle wykorzystywał surowce w walkach z Zachodem. Prędko się z tym wszystkim więc nie uporamy.
Kłopoty Niemców są naszymi kłopotami
Niemcy na dobre uzależnili się od rosyjskiego gazu – i wychodzenie z tego idzie im bardzo opornie. Sytuacja gospodarcza za Odrą jest coraz poważniejsza, a to odbija i będzie się odbijać na nas. Bo z żadną gospodarką ta polska nie jest tak zżyta, jak właśnie z niemiecką.
Na unijnym froncie też coraz gorzej
W tej arcytrudnej sytuacji na wagę złota są nasze sojusze. Jednak z Unią jesteśmy na wojennej ścieżce. Pieniądze z KPO bardzo by naszej gospodarce się przydały, ale ich nie ma szans szybko zdobyć. Za to prawdopodobne jest obcinanie nam „standardowych” funduszy z UE. Bez KPO jakoś sobie poradzimy, ale poważne odcinanie funduszy UE będzie już ciosem dla naszej gospodarki.
Jesienny kryzys i słaba złotówka
Dolar dobił do 5 zł i stał się historycznie najmocniejszy wobec naszej waluty. Złotówka niestety nie radzi sobie najlepiej. Tu wracamy do poprzedniego punktu. Pieniądze z KPO i „rozejm” z Brukselą mógłby nieco pomóc naszej walucie. Ale brak rozejmu oznacza pewnie dalsze dołowanie kursu złotówki. Inna sprawa, że również europejska waluta kiepsko sobie radzi, co bynajmniej nie jest dla nas dobrą informacją.
Na dodatek idą wybory
Polityczna stabilizacja sprzyja rozsądnym posunięciom władzy. Jednak jesteśmy już właściwie w trakcie arcyważnej kampanii wyborczej przed głosowaniem do parlamentu. Kampania będzie sprzyjała raczej socjalnym „prezentom” i populistycznym pomysłom – a nie rozsądnej polityce gospodarczej.
„Tryb wojenny” gospodarki to dobra, bardzo dobra informacja. Ale też jednak zła
W obliczu wojny za rogiem, nasza armia zbroi się jak nigdy dotąd. Nowe czołgi, nowe samoloty, nowe kontrakty… To oczywiście wszystko bardzo dobre wiadomości. Nasze przetrwanie zależy od silnej armii – i koniec kropka. Jednak nie ukrywajmy, że nie odbije się to na naszych kieszeniach. Inwestowanie w armię oznacza wyrzeczenia w innych sektorach. A przecież rząd nie pozwoli, by wyrzeczenia brał na siebie elektorat PiS…
Stare kłopoty nie zniknęły
Jesienny kryzys oznacza mnóstwo nowych problemów gospodarczych. Ale nie można zapominać o tych starych. Na przykład o braku rąk do pracy. Nawet jeśli lukę uzupełnili tu nieco uchodźcy, to i tak przedsiębiorcy mają kłopoty ze skompletowaniem ekip. A to gigantyczny kłopot, który przeszkadza polskim firmom się rozwijać.
Co najmniej tak samo dużym problemem jest inflacja. Ta zaczęła się rozkręcać na długo przed wojną, ale potem jeszcze ostro przyspieszyła. I nie widać tu dobrych informacji na horyzoncie…
Cóż, optymistyczne informacje to niestety teraz towar deficytowy. Najbliższy czas będzie bardzo trudny dla gospodarki i trudno to ukrywać.