Jeśli dajesz dziecku klapsa, jesteś nieudolnym rodzicem

Gorące tematy Rodzina Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (284)
Jeśli dajesz dziecku klapsa, jesteś nieudolnym rodzicem

Czy klaps to bicie? Oczywiście! Rodzic, który podnosi rękę na swoje dziecko, powinien uderzyć siebie samego, najlepiej kilka razy, aż parę klepek wejdzie do głowy. Przeciwni klapsom są naukowcy z całego świata.

Od pewnego czasu w mediach krąży zasadnicze pytanie: czy dzieciom powinno się dawać klapsa? Wszystko wzięło się od krótkiej krytyki Rzecznika Praw Obywatelskich wobec Rzecznika Praw Dziecka. Poszło o to, że Rzecznik Praw Dziecka zauważył, że trzeba odróżniać klaps od bicia. Ten pierwszy nie zostawia przecież wielkiego śladu. Potem bronił się, że nigdy nie popierał bicia dzieci, ale z drugiej strony „z estymą” wspominał klapsy.

Faktycznie, klaps różni się od uderzenia w policzek, tak samo jak różni się siniak od złamania nogi, kiedy spadniemy z dużej wysokości. Różni się, kiedy pijemy butelkę wódki zamiast puszki piwa (chociaż w obu przypadkach spożywamy alkohol).

Co nie znaczy, że taka duża. Klaps jest wyrazem bezsilności rodzica, emocjonalną odpowiedzią na zachowanie dziecka, próbą korygowania własnych błędów wychowawczych kosztem małego człowieka. Trzeba być w istocie bardzo odważnym i szlachetnym, żeby uderzyć kogoś mniejszego i słabszego od siebie. Czy tam: dać mu klapsa.

Czy można bić dzieci? Prawicowi publicyści powiedzą ci, że nawet trzeba, a jeśli ktoś chce iść za to do sądu, to upadł na słabiznę.

To znaczy, jeśli dajesz klapsa dziecku, nie oznacza, że możesz już wypić strzemiennego z Hitlerem, ale nie oznacza to też, że jesteś dobrym rodzicem.

Czy klaps to bicie?

Ostatnio rzuciłam okiem na ankietę na fanpage Wirtualnej Polski. Więcej niż połowa ankietowanych uważa, że klaps to nie bicie, a w komentarzach aż widno od jaśniejących wspomnień z dzieciństwa, kiedy to ojciec nie widział innego wyboru, jak zdjąć pas i sprać syna czy córkę. Wtedy był szacunek.

Przy czym nie, wcale tak nie było. Kanadyjski raport Joint Statement on Physical Punishment of Children and Youth zauważa, że dorosły, który był bity jako dziecko, ma większą tolerancję wobec przemocy. Stąd się też biorą te wszystkie pochwalne komentarze: są to osoby, które skrzywdzono w dzieciństwie i które dają większe przyzwolenie na przemoc niż te, które nie były bite wcale. Poza tym mamy skłonność do idealizowania czasów młodości, bo w istocie tęsknimy za okresem, w którym byliśmy młodsi i wszystko było łatwiejsze.

Ów raport zauważa, że bicie niszczy relację między dzieckiem a rodzicem – to pierwsze zaczyna unikać mamy lub taty, ponieważ wie, że za przewinienie dostanie klapsa. Mają one problemy z rozwiązywaniem konfliktów, zaczynają atakować rodzeństwo, mają problemy z agresją w dorosłym życiu.

Badania wykazały też, że bite dzieci mają mniej istoty szarej w mózgu (jakby ktoś szukał, to badanie nazywa się Reduced Prefrontal Cortical Gray Matter Volume in Young Adults Exposed to Harsh Corporal Punishment.

Czekam na chór wujów: klaps to nie bicie! Pryyy, nas ojciec prał lekko tylko po pośladkach i my mamy mózg cały, nietknięty nawet myślą! Tutaj dochodzi do dysonansu poznawczego. Bity musiałby przyznać, że ktoś go w dzieciństwie skrzywdził, a to przecież szkodzi jego samoocenie. Samoocena jest zaś w psychologii podstawową treścią ludzkiej egzystencji. Niektórzy psychologowie są zdania, że każde zachowanie ma na celu utrzymanie poprawnej samooceny.

Dla własnego dobrego samopoczucia ludzie tkwią w przeświadczeniu, że klapsy są w porządku. Poza tym dochodzi tutaj coś, co w psychologii i pedagogice nazywa się modelowaniem, a także uczeniem od wzorców. W tym wypadku rodziców, którzy bili.

Doktor Darcia F. Narvaez w Psychology Today mówi wprost: klapsy są złe dla WSZYSTKICH dzieci. Behawioryści są zdania, że nie mają one takiego samego skutku jak dotknięcie ręką gorącego garnka. Kiedy dotkniesz gorącego garnka, poparzysz się zawsze. Nie zawsze jednak rodzic widzi wszystkie przewiny swoich pociech, dlatego nie może ich konsekwentnie tymi klapsami karać. Są więc nieskuteczne.

Trochę o tym, jak wychować dzieci

Ale co zrobić, kiedy nasz rezolutny czterolatek rzuca się w supermarkecie na ziemię, zaczyna walić pięściami i krzyczeć? Redaktor Warzecha już zauważył ironicznie, że wtedy przecież przeprowadza się racjonalną, filozoficzną rozmowę. Zupełnie jakby nie istniały inne metody wychowawcze: albo pozwalamy dziecku na destrukcję wszystkiego wokół, albo dostaje ono klapsa i jest spokój.

No właśnie, spokój. Rodzic ma spokój. Dziecko w tym czasie czuje, że ktoś naruszył jego dobro osobiste. Swoim zachowaniem badało ono granice: czy mogę sobie pozwolić na takie zachowanie w sklepie? Jak zareaguje moja mama? Kiedy mama wyprowadza malucha ze sklepu, oświadcza mu, że następnym razem nigdzie nie pójdziemy, a do tego upatrzony batonik nie znalazł się w koszyku, nagle dziecko inaczej pojmuje kwestię wrzeszczenia w sklepie. Wie, że nic nie osiągnęło. Wie, że takie zachowanie oznacza brak czegoś, co sobie zażyczył. Nie jest to miłe uczucie, więc następnym razem tak nie zrobi. I będzie na przyszłość wiedzieć, że krzykiem i agresją niczego się nie wymusi. Dosłownie: niczego.

Można też, jak radzi Paweł Szczuciński, spokojnie i konsekwentnie mówić do dziecka, aż się uspokoi. Na psychotycznych pacjentów działa, to na zdrowe dziecko ma nie zadziałać?

Jeśli agresja wymusi agresję, to wtedy jest fatalnie. Bo co, jeśli klaps nie pomoże? Uderzyć w twarz? Dać następnego, aż do skutku, aż dziecko zapowietrzy się z płaczu?

Psa też bijemy? No, nawet jeśli bijemy, to jak później pies się zachowuje? Robi się agresywny. To taki bardzo uproszczony wzór tego, co dzieje się z człowiekiem. A może nie przyjdzie nam do głowy uderzyć małego, ślicznego szczeniaczka, nawet, jeśli rozkopał cały ogródek?

To dlaczego przychodzi nam do głowy „klapsowanie” dzieci?

Nauka jest bezlitosna

Zakładam jednak, że zaraz pojawi się ktoś, kto na chłopski rozum będzie dowodził, że klapsy mają wielką skuteczność wychowawczą, a stosowanie ich jest czymś niezbędnym. Zdaję sobie sprawę, że powołałam się na jeden artykuł i jeden raport, toteż idźmy po kolei.

Janusz Korczak:

Uderzyć dziecko niekarne, to uderzyć gorączkującego chorego w malignie. To nie operacja, a gwałt i chamstwo. Ulegalizowany nałóg bicia, jak pijaństwo czy morfinizm znieprawił szkolnictwo niemieckie i odegrał niepoślednią rolę w brutalnych metodach ostatniej wojny. Wiara w pięść zabija szacunek dla intelektu, uczucia człowieka, otępia i rozjątrza.

Amerykańska Akademia Pediatrów:

Dzieci, które doświadczają powtarzającego się użycia kar cielesnych mają tendencję do rozwijania zachowań agresywnych, wzrasta agresja w szkole, wzrasta ryzyko zaburzeń psychicznych oraz problemów poznawczych.

Królewska Akademia Pediatrii i Zdrowia Dzieci (Wielka Brytania):

Nie jest możliwym – logicznie – różnicować pomiędzy klapsem a biciem, ponieważ obie te rzeczy są formami przemocy. Motyw stojący za klapsem nie minimalizuje szkodliwego wpływu na dziecko.

To tak dla naszego Rzecznika Praw Dziecka zaznaczone.

Fatalny wpływ klapsów udowodniła profesor Elizabeth Gershoff w swoim badaniu Spanking and Child Development: We Know Enough Now To Stop Hitting Our Children.

Doktor Joan E. Durrant także była im przeciwna, czego dowodziła w raporcie Physical Punishment, Culture, and Rights: Current Issues for Professionals.

W USA pojawił się też raport Maternal Use of Corporal Punishment for 3-year-old Children and Subsequent Risk for Child Aggressive Behavior, tłumaczący, że „klapsowanie” trzylatków sprawia, iż wzrasta w nich poziom agresji.

Przeciwni są także psychiatrzy publikujący w Canadian Medical Association Journal. Przeciwny jest UNICEF. Norwegowie czy Szwedzi w swoich raportach i badaniach również wykazują szkodliwość bicia dzieci (Tåler noen barn mer juling? autorstwa Silje Berggrav, Aga av barn som sexuellt övergrepp autorstwa Leili Holm). We Francji powstał z kolei Foundation Pour L’Enfance, który w swoim dossierze dla prasy ma szczegółowy opis szkodliwości bicia dzieci. Hiszpańska psycholog Martha Alizia Chavez wydała książkę „¡Con golpes NO!„, traktującą o wychowaniu bez uderzeń.

A tu macie taki sympatyczny, kolumbijski spot o wychowaniu bez bicia:

Przeciwna biciom dzieci jest także Konwencja Praw Dziecka, która mówi wyraźnie o tym, że dzieci mają prawo do wolności od przemocy fizycznej lub psychicznej. Komitet ds. Praw Dzieci przy ONZ wyraźnie definiuje klaps jako formę przemocy, co zresztą… wisi na stronie Rzecznika Praw Dziecka. No kto by się tego spodziewał.

A Polacy?

Pomijając już wzmiankowanego Janusza Korczaka, czy legendarnego Stefana Szumana (zajmował się bitymi dziećmi) albo Zygmunta Mysłakowskiego (który w swojej książce opisywał związek pomiędzy biciem a nerwicą lękową), mamy przecież współczesnych polskich pedagogów. Kiedy prof. Zygmunt Stawrowski pochwalił klapsy, na IX Zjeździe Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego autorytety świata naukowego obaliły myślenie o tym, że mały strzał w pupę nie zaszkodzi. Bo zaszkodzi.

Przeciwny klapsom jest też Paweł Szczuciński, dawny kandydat na Rzecznika Praw Dziecka, psychiatra i pediatra. Z drugiej strony na Twitterze Łukasz Warzecha to istny apologeta klepania. Rafał A. Ziemkiewicz sprytnie (bez badań) twierdzi, że chuliganiące dzieci zdarzają się tym rodzicom, którzy uważają klaps za najgorszą zbrodnię.

A idźcie z takimi odpornymi na naukę publicystami. Przyklaskiwanie „bo kiedyś to było i było dobrze” to jak przyklaskiwanie temu, że kiedyś żyliśmy po czterdzieści lat, ludzie mieli dżumę, trąd i odrę, a dzieci umierały w kołysce, ale przynajmniej była kindersztuba. Co z tego, że bite dzieci kończyły jako znerwicowani dorośli? Ha, darwinizm społeczny, a poza tym ja dostałem klapsa i wyszedłem na dobrego człowieka.

Tyle tylko, że nie.

To gadanie pod publiczkę do ludzi, którzy na słowo „lekarz” krzywią się okrutnie, na słowo „pedagog” widzą protestujących nauczycieli albo Supernianię, na słowo „psychiatra” widzą faceta w kitlu polewającego chorych wodą. Myślenie stereotypami zawsze się sprawdzało, kiedy przychodziło do przytulenia wierszówki za kolejny tekst o tym, że klaps nie szkodzi, gdzie do sądu z takim uderzeniem, paranoja.

Prawicowi publicyści wkręcają sobie przy tym całą masę błędów poznawczych, przy czym najbardziej charakterystyczny jest efekt statusu quo. Jest dobrze, było dobrze, po co to zmieniać, nieznane jest złe, pomysły i innowacje zaniosą nas na złe wody. Ale mają swój czas antenowy i rubryki w portalach, bo powtarzają ludziom, że wszystko w porządku, postęp jest zły, zostańmy tam gdzie jesteśmy i ani kroku dalej. A ludzie lubią tego słuchać i dają dalej klapsy, co nie zmienia faktu, że jak bijesz dziecko to jesteś sto lat za paleozoikiem na polu wychowania, o czym dowiodła nauka.