Tak, tak, dobrze się domyślacie. Revolut zakomunikował mi, że przestaję korzystać z Revoluta.
Bez Revoluta generalnie da się żyć. Dobre konto w polskim banku tak naprawdę posiada wiele spośród jego niezłych rozwiązań walutowych. Są też lepsze aplikacje do handlowania akcjami (nawet jeśli nie pod kątem wykonania technicznego, to przynajmniej brak tam aż takich prowizji). Skoro więc już od dłuższego czasu leżał u mnie odłogiem, ostatecznie – trochę w politycznym manifeście – przestałem korzystać z Revoluta 25 lutego tego roku, skasowałem konto, odinstalowałem aplikację.
Nie przemyślałem tylko jednej kwestii. Revolut jest bardzo popularną usługą wśród Polaków. A tym samym – wśród czytelników Bezprawnika. Więc kiedy piszemy o nowościach w tej aplikacji, wy chętnie o nich czytacie. Trudno natomiast nowości opisywać na podstawie informacji prasowych. Zwłaszcza, że takich rzeczy jak na przykład Revolut rozdający pieniądze biuro prasowe wprost nie komunikuje. Trzeba je odkryć, że tak powiem, empirycznie.
No więc założyłem konto w Revolut ponownie – dla was
Napisałbym, że za grzechy milionów unikalnych użytkowników cierpię katusze, choć to oczywiście byłaby przesada, bo katuszami Revolut stał się dla mnie dopiero od tamtego czasu.
Otóż aplikacji coś we mnie nie podpasowało. I autorytarnie zakomunikowano mi, że moje konto zostanie zamknięte. Dlaczego? „Bo tak”, co pięknie komunikowało mi trzech różnych konsultantów w trzech różnych językach.
Zwróciłem się do Stefana Boguckiego, czyli człowieka Revoluta na Polskę, z pytaniem o to, czy jego zdaniem powinno to tak wyglądać. Ten oczywiście uruchomił swoje kontakty, w supporcie międzynarodowe towarzystwo obojętnych konsultantów o mentalności bota zastąpiła sympatyczna pani Ania, raz dwa, rach ciach i momentalnie wszystko było dobrze.
Co dokładnie było nie tak? Trudno powiedzieć. Subtelnie zasugerowano mi, że dużo osób w kółko zamyka i otwiera konta, by wyłudzać prowizje. Ale przecież ja sobie tych kont za pośrednictwem żadnych reflinków nie otwierałem. No nic – pomyślałem – mają prawo pilnować swojego biznesu.
Ale potem w lipcu wymieniłem dowód osobisty
No i nie zgadniecie. Revolut znowu – przy kolejnej weryfikacji – stwierdził, że nie może dalej świadczyć mi usług. „Zabieraj sobie misiu te 65 złotych, które wyżebrałeś na naszym kursie Polkadot i nie ma cię na Revolucie, nie ma!” – może nieco dostojniej, ale tylko trochę, głosił komunikat aplikacji.
Rozpoczęła się kolejna faza przepychanek z supportem, który był zresztą profesjonalny, ale dość ostentacyjnie niemiły. Nie wyjaśniono mi czemu usługa odmawia mi dalszej współpracy, nie dano szansy na skorygowanie niejasności. Kolejny konsultant swoją rozmowę rozpoczął wręcz czymś w stylu „Skoro ustaliliśmy już, że twoje konto zostanie zamknięte, to czy chcesz porozmawiać o czymś jeszcze?”. No tak jednak nie działają banki.
Revolut bardzo chce być bankiem
I nie jest prawdą, że klasyczne banki nigdy nie odmawiają świadczenia usług bankowych. Z reguły jest to jednak decyzja oparta na rzeczywistych przesłankach. W moim przypadku to po prostu jakaś odgórna polityka, która prawdopodobnie z lenistwa stawia mnie na równi z oszustami wyłudzającymi prowizje. Co więcej, w klasycznych instytucjach finansowych istnieje racjonalna procedura odwoławcza, możliwość skonfrontowania stanowisk z bankiem.
Mnie tymczasem Francuz/Hindus/Brytyjczyk/cokolwiek zbywają formułkami, a ja czuję się jak jakiś separatysta, któremu Revolut odmawia świadczenia usługi w imię wyższego dobra. Pewnie gdybym zwrócił się z prośbą o pomoc do biura prasowego, to znów załatwiliby sprawę. Ale czy każdy może liczyć na pomoc biura prasowego? I czy to naprawdę powinna być instytucja właściwa, do załatwiania tego typu spraw?