Język debaty publicznej w Polsce wylądował w ścieku

Gorące tematy Państwo Dołącz do dyskusji (44)
Język debaty publicznej w Polsce wylądował w ścieku

O ile, drogi Czytelniku Bezprawnika, nie obudziłeś się po latach hibernacji właśnie dziś, to zapewne śledziłeś mniej lub bardziej uważnie zamieszanie związane z ostatnim w tym roku posiedzeniem Sejmu. Niezależnie od tego, której stronie politycznego sporu przyznajesz rację, to wiedz jedno: właśnie Polacy stracili szansę na dobre prawo.

Spory polityczne były, są i będą normalnym elementem życia codziennego każdego, demokratycznego kraju. To oczywiste, że dla jednych ideałem są podatki mocno progresywne, a dla innych każdy podatek jest w najlepszym wypadku złem koniecznym. Jedni są zwolennikami szeroko dostępnej, legalnej aborcji, dla innych zaś już zapłodniona komórka jajowa jest człowiekiem i zasługuje na prawną ochronę. Jedni wolą centralizacją władzy, inni – jej rozproszenie. To normalne.

Republika rzeczą wspólną

Jednocześnie warto zauważyć – a o tym często zapominamy w gorączce politycznego sporu – że ustrój demokratyczny zakłada władzę większości przy poszanowaniu praw mniejszości. Tak zresztą opisał demokrację członek obecnego rządu Jarosław Gowin w 2009 r. w wypowiedzi dla Rzeczpospolitej. Dlatego też polska konstytucja z 1997 r. stanowi:

(…) my, Naród (…) ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot (…)

Powyższe zasady znajdują odzwierciedlenie w zasadniczej części konstytucji. Podział władz, samorządy lokalne i zawodowe, rozbudowany katalog praw człowieka – to wszystko stanowi wyraz pewnej idei państwa jako rzeczy wspólnej. Zresztą, takie jest przecież znaczenie słowa „rzeczpospolita”, wywodzącego się z rzymskiego „res publica” – „rzecz wspólna”.

Ale trudno mówić o wspólnocie, jeśli obecne wydarzenia wokół Sejmu jedna strona relacjonuje tak:

a druga tak:

zaś telewizja publiczna swoją misję obiektywnego informowania rodaków rozumie w ten sposób:

Nie będę przy tym oceniał intencji polityków zasiadających w Sejmie, od tego jest mnóstwo specjalistów lepiej odczytujących dalekosiężne plany z mimiki posłanek i posłów.

Dyskusja? Jaka dyskusja?

Jako prawnika daleko bardziej interesuje mnie to, jak są i będą tworzone przepisy, które będę musiał stosować w praktyce. A perspektywa na dobre prawo przeminęła z wiatrem. I to nawet paradoksalnie nie tylko dlatego, że obecna władza za punkt honoru obrała sobie zdemolowanie Trybunału Konstytucyjnego (gdyby tylko posłowie czytali Bezprawnika…).

Większym problemem jest brak chęci do dyskusji o tworzonym prawie. Spektakularnym tego przykładem było głosowanie nad projektem przyszłorocznego budżetu, a konkretnie: głosowanie zbiorczo poprawek rządzącej większości oraz, osobno, opozycji. Takie postawienie sprawy nie tylko budzi wątpliwości co do legalności procedury ustawodawczej (a w konsekwencji: konstytucyjności ustawy budżetowej). Artykuł 61 regulaminu Sejmu stanowi przecież (podkreślenie własne):

1. Porządek głosowania jest następujący:
1) głosowanie wniosku o odrzucenie projektu w całości, jeżeli wniosek taki został postawiony,

2) głosowanie poprawek do poszczególnych artykułów, przy czym w pierwszej kolejności głosuje się poprawki, których przyjęcie lub odrzucenie rozstrzyga o innych poprawkach,

3) głosowanie projektu w całości w brzmieniu zaproponowanym przez komisje, ze zmianami wynikającymi z przegłosowanych poprawek.

Brak debaty nad projektami ustaw, będący wyrazem przekonania o własnej nieomylności projektodawcy, to błąd, który wielokrotnie w ciągu ostatniego roku inspirował wiele tekstów na Bezprawniku. Pisaliśmy o absurdach związanych ze sprzedażą ziemi rolnej, problemach z zajęciami komorniczymi świadczeń z programu 500 plus czy – mój faworyt w kategorii „prawniczy bubel roku” – nieprzemyślana do końca podwyżka płacy minimalnej, która pozbawi wsparcia z Funduszu Alimentacyjnego najsłabiej zarabiające kobiety.

To wszystko konsekwencja pośpiechu w realizacji programu wyborczego. Obecny rząd niewątpliwie jest konsekwentny w odhaczaniu kolejnych zrealizowanych wyborczych obietnic. Szkoda tylko, że nierzadko owocuje to projektami, których jakość „nie zachwyca” równie mocno, jak Słowacki Gałkiewicza w „Ferdydurke”.

Dobre prawo? Polacy na to zasługują

Atmosfera wojny domowej, zamachu stanu, spisku prowokatorów i siania zamętu przez wichrzycieli inspirowanych przez obce mocarstwa źle wpłynie zarówno na zwolenników KOD-u, jak i wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Dobre prawo – niekoniecznie takie, z którym się zgadzamy – jest wartością samą w sobie. A jego braki już zaczynamy obserwować,m.in. obserwując spadające prognozy gospodarcze.

Czy rząd i opozycję będzie stać na pohamowanie emocji i prowadzenie debaty publicznej w formie, na jaką Polacy zasługują?