2 sierpnia był dniem pełnym emocji: Samsung zaprezentował Note’a 7, prezes Kurski przestał być prezesem (a może i nie?), a Trybunał Konstytucyjny zdecydował o połączeniu rozpoznawania skarg złożonych na najnowszą ustawę o Trybunale. I nie mam żadnych wątpliwości, że sędziowie orzekną o jej niekonstytucyjności. Dlaczego?
Przypomnijmy: 22 lipca Sejm uchwalił ostateczną wersję ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, która – wg przedstawicieli partii rządzącej – ma zakończyć spór wokół polskiego sądu konstytucyjnego. Ustawa przypadła do gustu prezydentowi, który, nie bacząc na trwający weekend, w sobotę 30 lipca złożył pod nią podpis. Opublikowana w poniedziałek ustawa wejdzie w życie dwa tygodnie później.
Chyba, że coś stanie na przeszkodzie jej wejścia w życie. Na przykład – rozpatrzenie skarg złożonych przez dwie grupy posłów oraz Rzecznika Praw Obywatelskich po myśli wnioskodawców. A zarzuty, trzeba przyznać są mocne: począwszy od błędów w procedurze legislacyjnej, po liczne naruszenia szeregu przepisów Konstytucji – zarówno w ocenie całokształtu ustawy, jak i poszczególnych jej zapisów.
Gdyby tylko posłowie czytali Bezprawnika…
Co więcej, zarzuty stawiane przez skarżących przynajmniej w części wydają się być zasadne (o czym niżej). A być może udałoby się tych błędów uniknąć, gdyby tylko posłowie PiS częściej zaglądali na Bezprawnika, gdzie już w kwietniu wskazywaliśmy (w odniesieniu do wcześniejszej wersji projektu, z której obecna iteracja czerpie pełnymi garściami), że:
taka właśnie jest ta nowelizacja – pełna sprzeczności, niechlujnie napisana i przede wszystkim napisana wbrew stanowisku Trybunału Konstytucyjnego, wyrażonego w marcu tego roku. Za ładnymi hasłami o rzekomym powrocie do rozwiązań sprzed konfliktu o Trybunał (czyli sprzed uchwalenia ustawy przez Platformę Obywatelską w czerwcu 2015 r.) kryją się lekko upudrowane rozwiązania przyjęte przez Prawo i Sprawiedliwość w grudniu zeszłego roku. Najbardziej krytykowane rozwiązania, dotyczące m.in. kolejności rozpatrywania spraw czy składu sędziowskiego, tylko nieco się zmieniły, a w praktyce stanowią powielenie kontrowersyjnych zapisów grudniowej nowelizacji. Nie muszę w tym miejscu przypominać, że zapisy te zostały już w marcu uznane przez Trybunał za niezgodne z Konstytucją
Co zatem znajdziemy w uchwalonej 22 lipca przez Sejm ustawie, a co już było przedmiotem analizy pod kątem konstytucyjności ustaw?
Po pierwsze – rozpatrywanie spraw według kolejności wpływu. Nowa ustawa w art. 38 ust. 3 stanowi, że „Terminy rozpraw, na których rozpoznawane są wnioski, wyznaczane są według kolejności wpływu spraw do Trybunału„. Z pewnymi wyjątkami, wymienionymi kawałek dalej (np. dotyczącymi ustawy budżetowej czy ustawy o TK), ale zasada „co pierwsze to lepsze” po raz kolejny trafiła do ustawy.
Po drugie – wprowadzenie minimalnego terminu, po którym można rozpoznać sprawę. W nowej ustawie jest to termin nie krótszy niż 30 dni, licząc od dnia zawiadomienia o rozprawie. Mniej to niż 3 lub 6 miesięcy, które przewidywał poprzedni projekt, ale wciąż uniemożliwia szybką (jeśli jest taka konieczność) kontrolę konstytucyjności ustaw. Co więcej, jeśli podczas narady nad orzeczeniem w pełnym składzie co najmniej 4 sędziów złoży sprzeciw wobec kierunku rozstrzygnięcia, wówczas narada ulega odroczeniu na trzy miesiące, a w razie kolejnego sprzeciwu – o dalsze trzy miesiące. W ten sposób mniejszość może na wiele miesięcy zablokować rozstrzygnięcie popierane przez większość składu sędziowskiego.
Po trzecie – orzekanie co do zasady w pełnym składzie (w nowej ustawie – pełny skład to 11 sędziów). Najnowsza wersja ustawy o TK przewiduje, że pełen skład Trybunału jest wymagany jedynie w wymienionych rodzajach spraw – w tym ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, ale także wtedy, gdy wystąpi o to grupa 3 sędziów, lub gdy prezydent zwróci się do TK o zbadanie konstytucyjności ustawy przed jej podpisaniem. Trudno znaleźć zrozumienie, dlaczego badanie konstytucyjności ustawy „zwykłej” (a przede wszystkim – już obowiązującej) podlega rozpoznaniu w składzie 5 sędziów, ale już ustawa przyjęta przez parlament, ale niepodpisana przez głowę państwa wymaga pochylenia się nad nią przez 11 sędziów.
Po czwarte – orzekanie większością 2/3 głosów członków składu orzekającego. Posłowie najwidoczniej w tym zakresie wzięli sobie do serca uwagi Trybunału (i Komisji Weneckiej) i w nowej ustawie orzeczenia zapadają zwykłą większością głosów.
Po piąte – wpływ innych władz (wykonawczej i ustawodawczej) na prace Trybunału. Przykładem tego jest rola Prokuratora Generalnego. Zgodnie z art. 61 ust. 6 nowej ustawy, zgodnie z którym „Nieobecność prawidłowo zawiadomionego Prokuratora Generalnego lub jego przedstawiciela na rozprawie nie wstrzymuje rozpoznania sprawy, chyba że z przepisów ustawy wynika obowiązek uczestnictwa w rozprawie„, zaś na podstawie art. 30 ust. 5 „W sprawach rozpoznawanych przez Trybunał w pełnym składzie uczestniczy Prokurator Generalny lub jego zastępca„. W ten sposób niestawiennictwo Prokuratora Generalnego mogłoby w sposób skuteczny sparaliżować prace Trybunału. Na ten fakt zwrócił uwagę w swojej skardze Rzecznik Praw Obywatelskich.
Innym przejawem naruszenia zasady równowagi i oddzielenia władzy sądowniczej od innych jest kwestia publikacji orzeczeń Trybunału. Do tej pory to prezes TK zarządzał publikację orzeczeń we właściwym dzienniku urzędowym. Nowa ustawa ceduje ten obowiązek na Prezesa Rady Ministrów, jednocześnie nie zakreślając terminu na publikację.
A to tylko część licznych niedoróbek w omawianym akcie prawnym. Nie ulega zatem wątpliwości, że przyjęta przez Sejm ustawa jest po prostu niekonstytucyjna. Pytanie nie brzmi zatem:
czy Trybunał uzna niekonstytucyjność ustawy o Trybunale?
tylko kiedy i jak to zrobi, i czy takie orzeczenie będzie uznane przez władzę ustawodawczą i wykonawczą. Jedno jest pewne: spór o Trybunał wcale – wbrew twierdzeniom strony rządowej – się nie zakończył. To dopiero początek.