Uchodźcy i deweloperzy to tematy, które zdecydują o wyniku wyborów

Państwo Dołącz do dyskusji
Uchodźcy i deweloperzy to tematy, które zdecydują o wyniku wyborów

Druga tura wyborów prezydenckich będzie niezwykle zażarta. Trudno też sobie wyobrazić, co mogą powiedzieć albo zrobić kandydaci, by odmienić jej los. W gorszej pozycji wydaje się Rafał Trzaskowski, który musi powalczyć o głosy dwóch nieprzepadających za nim i za sobą nawzajem obozów. Kampania wyborcza przed drugą turą musiałaby się skupić na trzech kluczowych obszarach: obcokrajowcy w Polsce, relacje państwa z deweloperami oraz oferta dla młodych mężczyzn.

Zaryzykowałbym stwierdzenie, że faworytem jest teraz Karol Nawrocki

Wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich z pewnością są zaskoczeniem dla obydwu kandydatów z najwyższym poparciem. Dla Karola Nawrockiego rewelacyjny wynik Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna to dobra wiadomość. W przypadku Rafała Trzaskowskiego mamy do czynienia raczej z poważnym sygnałem alarmowym. Równocześnie ich sztaby muszą sobie teraz zadać ważne pytanie: „Co teraz?”. Cały problem polega na tym, że do ostatecznego starcia zostały raptem dwa tygodnie i bardzo ograniczone pole manewru.

Nie ma się co oszukiwać: Karol Nawrocki jest teraz w dużo bardziej komfortowej sytuacji i postawiłbym tezę, że w tej chwili jest wręcz faworytem. Owszem, osiągnął nieznacznie gorszy wynik od Rafała Trzaskowskiego. Równocześnie jednak wyborcy pozostałych sił związanych z prawicą mogliby dać mu zwycięstwo, gdyby tylko zechcieli na niego zagłosować. Sławomir Mentzen uzyskał 14,8 proc. głosów, Grzegorz Braun 6,34 proc. Nie zapominajmy także o Marku Jakubiaku z wynikiem 0,77 proc. oraz Krzysztofie Stanowskim, którego widownia raczej ciąży ku prawicy i narodowcom.

Przed Rafałem Trzaskowskim stoi niezwykle trudne zadanie. Z jednej strony będzie musiał przeciągnąć na swoją stronę znaczną część spośród tych wyborców, z drugiej zaś pozyskać zwolenników Adriana Zandberga, Magdaleny Biejat oraz Joanny Senyszyn. Prawicowy elektorat ma kandydata Koalicji Obywatelskiej za przebrzydłego lewaka. Elektorat lewicowy z kolei uważa Trzaskowskiego za zblatowaną z wielkim kapitałem marionetkę deweloperów. Rekordowo wysoka frekwencja podpowiada, że nie ma już za bardzo jak sięgnąć po niegłosujących.

Cóż w takim razie mogą zrobić obydwaj kandydaci, by zapewnić sobie zwycięstwo? Kampania wyborcza przed drugą turą nie może już sprowadzać się do okrągłych słówek i zgranych sztuczek. Muszą oni jednoznacznie odnieść się do konkretnych kwestii, które szczególnie bolą poszczególne elektoraty. Przy okazji nie mogą zirytować jednych wyborców łaszeniem się do drugich. Wskazałbym trzy obszary, które mogą okazać się kluczowe. Obejmują w końcu najważniejsze animozje, które rozgrzewają dzisiaj tych wyborców, którzy nie są zainteresowani plemienną wojenką duopolu PiS-PO.

Kampania wyborcza przed drugą turą nie może się opierać na gadaniu w kółko o deregulacji

Zacznijmy od powodu, dla którego w ostatnim czasie wyborców prawicy straszy się Rafałem Trzaskowskim. Tym razem nie chodzi o poparcie dla środowisk LGBT. Problemem jest podejście do ewentualnego przyjmowania przez Polskę migrantów. Trzaskowskiego obciąża stanowisko wiceministra spraw zagranicznych w rządzie Ewy Kopacz. Ta wyraziła chęć przyjęcia partii ok. 7 tysięcy uchodźców relokowanych z innych państw Unii Europejskiej. Decyzję tę zablokowało przejęcie władzy przez Prawo i Sprawiedliwość.

Owszem, Platforma Obywatelska teraz usztywniła stanowisko do takiego stopnia, że właściwie kopiuje politykę PiS w sprawie migracji. Pozostaje jednak problem wyjątkowo niskiej wiarygodności partii, która wręcz słynie z niezaprzątania sobie głowy własnymi obietnicami. Przykładem może być słynne „100 konkretów na pierwsze sto dni rządu”. Sytuacji nie poprawiają pojawiające się od czasu do czasu informacje o tworzeniu w Polsce nowych ośrodków dla uchodźców. Nieważne, że to często fake newsy albo wręcz skutki decyzji poprzedniego rządu.

Nie sposób także nie wspomnieć o antyukraińskim resentymencie wyborców Konfederacji oraz Grzegorza Brauna. Paradoksalnie pod tym względem to Karol Nawrocki w tej kwestii musi bardzo uważać. W końcu to Prawo i Sprawiedliwość przyznało Ukraińcom uciekającym do Polski przed siepaczami Putina wszystkie te formy pomocy, które elektorat radykalnej prawicy uznaje za niezasłużone przywileje. To rząd Mateusza Morawieckiego zgodził się ostatecznie na niesłusznie krytykowany Pakt Migracyjny. Na korzyść Nawrockiego działa jednak fatalna polityka komunikacyjna obecnej władzy. Ułatwia to zdecydowanie unikanie niewygodnych tematów.

Obydwu kandydatom szkodzi powiązanie ich partii z deweloperami. Branża ta jest obwiniana przez wyborców o lewicowych poglądach za rozdmuchanie kryzysu nieruchomości. Tak naprawdę odpowiedzialność spada tutaj także na banki, flipperów, polityków praktycznie wszystkich rządów oraz samych Polaków. Wśród deweloperów trafiają się jednak także czarne owce. Przykładem może być niedawna afera HREIT.

Jakiekolwiek związki z wielkim kapitałem żerującym na krzywdzie młodych Polaków stanowią poważne obciążenie. Ponownie w gorszej sytuacji jest Rafał Trzaskowski. Platforma Obywatelska dostać miała od deweloperów nawet kilkanaście milionów złotych. Trzeba jednak pamiętać, że Prawo i Sprawiedliwość też otrzymało z tego kierunku kilka milionów. Czy można jakoś zerwać tę symbiotyczną relację? Rząd mógłby uderzyć prosto w jej interesy. To jednak wcale nie musi się spodobać wyborcom Konfederacji życzliwie podchodzącym do drapieżnego kapitalizmu.

Prezydenta wybiorą nam tym razem młodzi mężczyźni, którzy stali się kluczowym elektoratem dla obydwu kandydatów

Nie da się ukryć, że antyukraiński zwrot i narażenie się potężnym lobby może nie być w smak sztabowcom Rafała Trzaskowskiego. Także Karol Nawrocki wcale nie musi się palić do poruszania tematów Ukrainy i mieszkań. Kampania wyborcza przed drugą turą może oczywiście zwrócić się ku innym sprawom. Nie mam tutaj jednak na myśli deregulacji gospodarki i uproszczenia prawa podatkowego, co do których zgadzają się obydwaj kandydaci i praktycznie wszyscy ich przeciwnicy z pierwszej tury. O wyniku wyborów może zdecydować jeszcze jedna sprawa. Tym razem prezydenta wybiorą nam bowiem młodzi mężczyźni.

Mamy do czynienia z elektoratem, który przez ostatnią dekadę był ignorowany przez obydwie składowe duopolu. Rząd PiS postawił na politykę prorodzinną i konserwatywną obronę „tego, co było wcześniej”. Wliczamy w to przejawy rażącej niesprawiedliwości w rodzaju na przykład nierównego wieku emerytalnego dla poszczególnych płci. W grę wchodzi także niezajęcie się sprawami dyskryminacji mężczyzn przy ustalaniu prawa do opieki nad dziećmi, kwestiami związanymi z ustaleniem ojcostwa, czy nawet w prawie pracy.

O ile w przypadku PiS były to bardziej zaniechania, o tyle w przypadku obecnego rządu problemy mężczyzn spotykały się często z ostentacyjnym wręcz lekceważeniem. Odpowiadają za to zasiadające w nim polityczki niby postępowej Lewicy. Dopiero po fali krytyki zaczęto zauważać, że może jednak nie warto zbywać „facecików” machnięciem ręki i przyznać, że rzeczywiście problem istnieje. Czy chociaż spróbowano go rozwiązać? Ależ skąd.

Nie ma się co oszukiwać: świetny wynik Mentzena i Brauna – zwłaszcza wśród młodych – świadczy o odrzuceniu przez wyborców lewicowej polityki tożsamościowej. Mają serdecznie dosyć równościowego języka, skupieniu na problemach coraz to nowych mniejszości. Chcą, żeby ktoś wreszcie „przywrócił normalność” zamiast zajmować się „wymyślonymi problemami”.

Po raz kolejny już bardziej pod górę ma Rafał Trzaskowski, który bardzo mocno zabiegał o głosy pań. Pozwolił sobie w kampanijnym ferworze na stwierdzenie, że kobiety są lepsze, w domyśle od mężczyzn. Uczynienie wiarygodnych koncesji na rzecz młodych mężczyzn może być w jego przypadku trudne. Jak już wspomniałem, środowisko PO ma ogromne problemy z wiarygodnością. Bez tego jednak trudno sobie wyobrazić, by kampania wyborcza przed drugą turą miała przynieść Trzaskowskiemu zwycięstwo.