Kasy samoobsługowe są dla bogatych, bo czas to pieniądz. Biedni będą tylko pracownicy Biedronki, ale to konieczna ofiara postępu

Biznes Technologie Zakupy Dołącz do dyskusji
Kasy samoobsługowe są dla bogatych, bo czas to pieniądz. Biedni będą tylko pracownicy Biedronki, ale to konieczna ofiara postępu

Kilka dni temu polski internet obiegł głośny felieton Adama Sieńko z serwisu Spider’s Web, w którym postawił kontrowersyjną tezę, że kasy samoobsługowe w Biedronce są dla biednych. 

Teza stawiana przez Adama nie jest wcale nowa, ponieważ już kilka lat temu przewijała się w stand-upie bodajże Rafała Paczesia. Człowiek spędził kilka lat na uniwersytecie, by na końcu i tak odpikiwać polędwicę sopocką i to na dodatek za darmo. Komik jednak żartował, a dziennikarz pisał poważnie.

Adam w swojej ocenie podpierał się stanowiskiem naukowca z Wielkiej Brytanii, co dowiodło tylko mojej tezy, że możecie postawić dowolną, nawet najgłupszą tezę na świecie, a i tak gdzieś na świecie znajdziecie profesora, który już wcześniej próbował ją argumentować w swojej pracy naukowej. Wedle tej tezy ludzie ubodzy stają się niewolnikami korporacji, przejmując na siebie część obowiązków, które w luksusowych sklepach są serwowane przez obsługę.

To teza tak bardzo błędna, że aż nie wiem od czego zacząć

Powiedzcie biedakowi z nowego Porsche Cayenne, który właśnie jedzie po zakupy, by ugotować żonie szparagi, że jest niewolnikiem korporacji, bo zamożni ludzie są wiezieni tramwajem do McDonald’sa.

Kasjerzy w sklepach spożywczych przez lata byli potrzebni dlatego, że ludzie kradli i nie byli dostatecznie kompetentni, by prawidłowo zapłacić za produkt. Dziś powoli ten mankament w postaci czynnika ludzkiego naprawia wreszcie technologia. I to nie jest prawda, że tak się dzieje tylko w dyskontach, bo tak samo jest na przykład w bardzo drogiej Żabce, gdzie również – ilekroć mogę – wolę się „skasować sam”. Delikatesy to co do zasady małe sieci sklepów spożywczych, których nie stać na rywalizację z dyskontami i hipermarketami, a tym samym po prostu nie nadążają w rywalizacji na technologię.

Element ludzki w sklepie spożywczym jest nierzadko zbędny. Nie chciałbym tutaj umniejszać pracy (ciężkiej i uczciwej) osób z Biedronki czy innego Aldi, ale pewnie niedługo towar będą wystawiały na półkę roboty, kasować będziemy aplikacją w telefonie, a ludzie będą co najwyżej z wieżyczki doglądali czy wszystko w porządku. O ile w ogóle klasyczne sklepy będą istniały, a nie całość zmieni się w system szybkiego dowozu z magazynów. Nie gniewajcie się, ja od miesiąca widzę po ChatGPT, że AI blogerów wykosi nawet jeszcze przed Wami. Zostaną tylko najlepsi, na przykład tacy, co potrafią napisać, że kasy samoobsługowe są dla biedaków. I obronić tę tezę. Bo musicie wiedzieć, że Adam Sieńko jest świetnym autorem, wkurzył miliony Polaków i nie zgadzam się ze stawianymi przez niego argumentami, ale to nie jest tak, że nie ma tam jakiegoś spójnego ciągu myślowego.

Technologie w służbie ludzkości

Wprowadzanie kas samoobsługowych do sklepów to część większej całości. A nawet etap przejściowy, bo – jak wspomniałem – docelowo kas nie będzie wcale. Mówiąc szczerze już w samym procesie kasowania nie widzę, by kasy samoobsługowe przejmowały jakąś rażącą część obowiązków kasjera. Przecież towar i tak trzeba wyłożyć i spakować. Moment skanowania kodu kreskowego jest najmniej wymagającym elementem całego procesu. Reszty też przecież już nie trzeba wydawać.

Kasy samoobsługowe zmniejszyć kolejki, bo kas jest po prostu więcej, zajmują mniej miejsca, a na dodatek korzystanie z nich jest co do zasady wygodne (choć oczywiście w Lidlu działa to lepiej niż w Biedronce – Kasy samoobsługowe w Biedronce są źle zorganizowane, a już najbardziej szkoda mi pracowników Biedronki).

Dorabianie do tego filozofii o biedakach, bogaczach, wyzysku i rzekoma robienie za naiwniaka korporacji to fajna, publicystyczna teza, ale kompletnie sprzeczna z technologiczną (a przecież Spider’s Web to serwis miłośników technologii) i konsumencką rzeczywistością. Oczywiście na samym końcu można jeszcze powiedzieć, że roboty zabierają pracę pracownikom Biedronki. Ale z tego samego powodu można domagać się likwidacji kolei, elektrowni, internetu. Każdy postęp rzekomo zabiera pracę, a jakoś bezrobocie stoi na wybitnie niskim poziomie. Czyli ta teza też nie jest prawdziwa.