Koniec Internetu jaki znamy? Sąd Najwyższy rozpozna sprawę, która może mieć epokowe znaczenie dla wolności w sieci

Prawo Prywatność i bezpieczeństwo Technologie Dołącz do dyskusji
Koniec Internetu jaki znamy? Sąd Najwyższy rozpozna sprawę, która może mieć epokowe znaczenie dla wolności w sieci

Koniec Internetu jaki znamy? Amerykański Sąd Najwyższy rozpozna sprawę, która sprowadza się do rozumienia istoty wolności w sieci. Rozstrzygnięcie może zmienić rzeczywistość w sposób epokowy.

26 słów, które stworzyły Internet

Jak donosi fortune.com, amerykański Sąd Najwyższy rozpozna sprawę Gonzalez vs. Google. W tle znajduje się przepis (sekcja) 230 ustawy Communications Decency Act. Przepis określany jest także jako „26 słów, które stworzyły Internet”. Po przetłumaczeniu, przeredagowaniu oraz pewnym uproszczeniu – brzmi on tak:

Nikt – zarówno administrator, jak i użytkownik – nie może być traktowany jako wydawca informacji, które dostarczane są przez inną osobę.

Ten przepis zwalnia administratorów z bezpośredniej odpowiedzialności za treści publikowane przez użytkowników. Regulacja jest o tyle istotna, że to właśnie wyłączenie odpowiedzialności za treści osób trzecich spowodowało rozwój portali społecznościowych i – generalnie – dużych platform czy serwisów.

Jednak dzisiaj, w dobie algorytmów i sztucznej inteligencji, niektórzy postulują konieczność zrewidowania dotychczasowego podejścia. Internet stał się dzisiaj tak potężnym narzędziem, że aż wręcz niezbędnym w codziennym funkcjonowaniu. Skutkuje to tym, że na barkach właścicieli największych platform znajduje się tak duża odpowiedzialność, jak nigdy wcześniej.

Prawdziwym problemem staje się szerzenie fake news, propagowanie terroryzmu (także rosyjskiego), czy innego rodzaju szkodliwych treści. Do tego takie narzędzia, jak Chat GPT, pozwalają na jeszcze efektywniejsze np. szerzenie dezinformacji przez boty.

Koniec Internetu jaki znamy?

Sprawa Gonzalez przeciwko Google jest precedensowa, bo dyskusje na temat sekcji 230 zamiast przed oblicze Kongresu – jak dotychczas miało to kilkukrotnie miejsce – trafiły do sądu. A wyrok może stanowić precedens określający sposób interpretacji prawa w przyszłości. W samej powyższej sprawie rodzinie Gonzalez chodzi o to, że portal YouTube – należący do Google – przysłużył się do radykalizacji bojowników ISIS, którzy zorganizowali zamachy terrorystyczne w Paryżu w 2015 roku. W zamachu zginęło 130 osób, w tym 23-letnia Nohemi Gonzalez, obywatelka USA.

Oprócz sprawy Gonzalez v. Google, w toku jest również sprawa Alassaf v. Twitter/Google/Facebook, którą wytoczyła rodzina innego zabitego w zamachach zorganizowanych przez ISIS. W obu tych sprawach argumentacja jest podobna – duże platformy powinny odpowiadać za treści, które pojawiają się np. w rekomendacjach. Nie chodzi więc o jakiegoś rodzaju unieważnienie sekcji 230, a o wykazanie, że rekomendacje działające w oparciu o algorytmy nie mieszczą się w katalogu wyłączeń.

Uznanie, że serwisy odpowiadają za treści prezentowane wskutek rekomendacji, musiałoby zmusić duże platformy do wprowadzania jeszcze dalej idącej autocenzury. Wyrok, choć dotyczyć miałby Stanów Zjednoczonych Ameryki, z natury rzeczy zmieniłby działanie całego internetu – skoro skupia się on wokół największych platform. Z czego prawie wszystkie są rodem z USA. Rozstrzygnięcie może mieć więc naprawdę epokowe znaczenie.