Jeszcze nie tak dawno to globalne ocieplenie wydawało się największym problemem trapiącym ludzkość. Możemy już tylko zatęsknić za tymi czasami. Dzisiaj Europa robi co może, by nie zamarznąć tej zimy. Faktyczny powrót do węgla oznacza faktyczny koniec polityki klimatycznej Unii Europejskiej w dotychczasowym kształcie.
Europa jednak musiała się przeprosić z węglem
Zanim przez cały świat przetoczyła się epidemia koronawirusa, najgłośniejszym problemem ludzkości było niewątpliwie globalne ocieplenie. Słyszeliśmy, że jest już praktycznie za późno by powstrzymać nieodwracalne skutki dla klimatu i planety. Organizacje proekologiczne wzywały rządy całego świata, by te natychmiast zareagowały i ograniczyły emisje gazów cieplarnianych. Niektóre nawet posłuchały tego wyzwania i wyznaczyły sobie ambitne cele. Przykładem może być polityka klimatyczna Unii Europejskiej, która to wręcz wychodziła przed szereg.
Cóż nam z tego zostało dzisiaj? Epidemia przyniosła nam kryzys gospodarczy, z wysoką inflacją i zaburzonymi globalnymi łańcuchami dostaw. Zeszłoroczna zima w Europie pokazała jak naiwna była wiara w całkowite zastąpienie tradycyjnej energetyki w całości odnawialnymi źródłami energii. Realizacja postulatów odchodzenia od energetyki jądrowej okazała się strzałem w kolano. Nie dość, że „przejściowe paliwo” w postaci gazu oznaczało uzależnienie się Europy od Rosji, to jeszcze ostrzejsza zima zmusiła rozwinięte gospodarki zachodu do przeproszenia się z węglem.
Kwestia rosyjskiego gazu okazała się o tyle kluczowa, że 24 lutego Władimir Putin nakazał swoim hordom kolejny najazd na Ukrainę. Zachód zareagował sankcjami a Kreml szantażem gazowym. Obecnie najważniejszym wyzwaniem Europy jest to, by nie zamarznąć tej zimy i utrzymać energożerne gospodarki na chodzie. Nie jest to łatwe. Trzeba nie tylko zabezpieczyć sobie dostawy gazu, ale także produkować prąd. Niemcom decyzja o wygaszaniu elektrowni jądrowych wyszła bokiem. Nie są zresztą jedynym takim państwem na mapie Europy. Jeśli nie atom i nie gaz, to zostaje już tylko jedna realna możliwość: węgiel.
Koniec polityki klimatycznej w Polsce nastąpił z chwilą, gdy pozwoliliśmy palić w piecach czymkolwiek
Tymczasem w Polsce wolno już gospodarstwom domowym palić praktycznie wszystkim, wliczając w to węgiel brunatny. Prezes PiS Jarosław Kaczyński jakiś czas temu stwierdził, że Polska ma być ogrzana. W tym celu palić nie tylko można „wszystkim poza oponami i podobnymi rzeczami”. Co więcej, robimy nad Wisłą wszystko, by ponownie rozruszać wydobycie węgla w kopalniach, które teoretycznie mieliśmy powoli wygaszać. To symboliczny koniec polityki klimatycznej Unii Europejskiej nad Wisłą. A być może i w całej Europie.
Oczywiście, ambitne plany klimatyczne wciąż istnieją i wciąż obowiązują. Dotychczasowe deklaracje niby pozostają aktualne. Wciąż powinniśmy ograniczyć emisję gazów cieplarnianych o 55 proc. do 2030 r. Tylko czy ktokolwiek jeszcze wierzy, że to możliwe? Nie wiemy w końcu, jak długo potrwa wojna w Ukrainie i przestawianie europejskiej gospodarki na zupełne odłączenie od rosyjskiej kroplówki. Być może mowa o roku, być może o dwóch.
Równocześnie jedna zima palenia „wszystkim poza oponami” z całą pewnością przyniesie określone skutki środowiskowe. W Polsce oznacza to, że wyjątkowo zła jakość powietrza będzie w nadchodzących miesiącach jeszcze gorsza niż zwykle. Dotychczasowe działania na rzecz ograniczenia emisji w jakimś stopniu zostaną zmarnowane. Podtrzymywanie przez gminy miejskie uchwał antysmogowych może nie przynieść większych rezultatów. Zwłaszcza wówczas, jeśli na podobne posunięcia nie zdecydują się poszczególne „obwarzanki” dookoła danej metropolii.
Próbując zbawić planetę dobrym przykładem Europa popełniła wiele strategicznych błędów
Nikt nie powinien się dziwić, że wybieramy fizyczne przetrwanie, a nie dogmatyczne trzymanie się dotychczasowej polityki. Zwłaszcza że obecny kryzys dość jasno pokazuje, że niektóre jej elementy były błędem. Weźmy na przykład przygotowania do zakończenia wydobycia węgla kamiennego w Polsce, zanim jeszcze uda się ograniczyć popyt na ten surowiec. Teraz okazało się, że to wcale nie takie proste uzupełnić braki importem. Węgiel sprowadzany do Polski jest kiepskiej jakości. Krajowy jest zaś po horrendalnie drogi.
Kolejnym krytykowanym nad Wisłą mechanizmem jest system handlu uprawnieniami do emisji CO2. Opierał się on na bardzo prostym założeniu: emitowanie gazów cieplarnianych powinno być drogie. Sprzyja temu traktowanie uprawień jak dobra spekulacyjnego, którym można nie tylko się wymieniać z innymi podmiotami, ale też nim handlować.
Problem pojawił się w momencie, gdy ceny wzrosły do takich poziomów, że system stał się kulą u nogi dla europejskich gospodarek. Ktoś mógłby pomyśleć, że jego krytyka to tylko populistyczne narzekania polskiego rządu. Okazuje się jednak, że nawet Niemcy zdecydowały się na faktyczne zawieszenie na rok ceny uprawnień do emisji. To kolejny symboliczny koniec polityki klimatycznej Unii Europejskiej w dotychczasowym kształcie.
Być może koniec polityki klimatycznej UE to szansa na wypracowanie bardziej pragmatycznego podejścia
Oczywiście w obecnym zamieszaniu jest sporo winy samych Europejczyków. Polityka polskiego rządu względem rozwoju energetyki wiatrowej i słonecznej woła o pomstę do nieba. W imię interesów państwowych koncernów energetycznych, dzisiaj łupiących w najlepsze polskich przedsiębiorców i gospodarstwa domowe, praktycznie storpedowano tworzenie nowych wiatraków i narzucono niekorzystny sposób rozliczania prosumentów. Zachodnia Europa ma na sumieniu wspomniane już uleganie antyatomowej histerii oraz samobójcze skłonności do konszachtów z działającymi w złej wierze Rosjanami.
Pozostaje pytanie: co dalej? Z pewnością istnieje w Brukseli pokusa, by ratować politykę klimatyczną poprzez regulacje antykonsumenckie. Przykładem takiego działania mogą być projektowane przepisy mogące skutkować usunięciem z unijnego rynku telewizorów 8K i 4K w imię oszczędzania energii. Widać również dążenie do ograniczenie ruchu lotniczego nad Europą.
Koniec polityki klimatycznej uprawianej do tej pory może być jednak szansą na pewną refleksję. Czy aby na pewno Europa powinna wychodzić przed szereg? Nie da się w końcu ukryć, że za większość światowych emisji odpowiadają Chiny, USA i Indie. Ostatni z wymienionych krajów wyemitował praktycznie tyle samo CO2 co cała Unia Europejska. Państwa rozwijające się ani myślą rezygnować z dalszego rozwoju. Chiny środowiskiem naturalnym przejmują się głównie werbalnie. Być może Europa powinna wykazać się większym pragmatyzmem?