Ostateczny krach systemu Konfederacji. Jak Korwin i Braun zostali Uber-Trollami Kremla

Państwo Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (878)
Ostateczny krach systemu Konfederacji. Jak Korwin i Braun zostali Uber-Trollami Kremla

Z najnowszych sondaży wynika jasno: nie ma już miejsca dla Konfederacji w polskim Sejmie. Przyczyną spadku poparcia może być skandaliczna, prorosyjska linia partii. 

Jak to zwykle bywa w sytuacji kryzysu – umacnia się partia rządząca. Wygląda to jednak raczej na odpływ niezdecydowanych sympatyków od Platformy Obywatelskiej. Konfederacja tymczasem, jako ugrupowanie narodowych radykałów, na wojnie przy granicach Polski powinno raczej zyskiwać. A traci. Dlaczego?

Wyborców odrzuca potencjalnie prorosyjski charakter partii

Konfederacja w ostatnich tygodniach kompletnie nie zdaje egzaminu z silnie manifestowanego patriotyzmu. To paradoksalne, bo przecież ruch pozycjonuje się między innymi jako ugrupowanie narodowców. Tymczasem liderzy tej partii wpisują się w retorykę kremlowskich trolli i wyglądają jak jedno z narzędzi kremlowskiej propagandy. Podczas, gdy udało się wreszcie uciąć raka trapiącego rynek medialny – Russia Today i Sputnika, Konfederacja wciąż nadaje, nierzadko z mównicy sejmowej.

W rezultacie poparcie dla tego ruchu politycznego się kurczy. Do rozłamów dochodzi nawet wewnątrz samej Konfederacji, choć to tylko puste gesty bez realnego, politycznego znaczenia.

Sympatycy niskich podatków czytając wymysły Korwina, deklarują głośno „nie no, nawet zerowy VAT nie jest tego warty”. Patrioci na dźwięk złotych myśli Grzegorza Brauna przyznają, że to jest działanie zgodne z interesem każdego, tylko nie Polski.

W konsekwencji przy Konfederacji zostali już niemal wyłącznie ludzie o poglądach albo niebezpiecznie skrajnych, albo głęboko przesiąkniętych rosyjską propagandą (czyli też niebezpiecznie skrajnych). Tacy, którzy byliby gotowi uwierzyć w brednie, że Putin bombardujący Warszawę wyzwala Polskę od masonerii.

To co wyprawia Korwin-Mikke i Braun to już nie cyrk, tylko realne igranie z bezpieczeństwem Polski

Janusz Korwin-Mikke wielokrotnie powtarzał, że demokracja jest fatalnym ustrojem. Nie sposób się z tym nie zgodzić, ilekroć patrzymy ilu błaznów dostaje się do naszego parlamentu. Jednak kiedy za naszymi granicami toczy się wojna, a część tych klaunów spinuje narrację agresora, należy przestać się śmiać, przestać też płakać i zacząć zadawać pytania o bezpieczeństwo Polski.

Gdy pierwsze rosyjskie bomby spadały na ukraińskie miasta, Grzegorz Braun, poseł z ramienia Konfederacji, wydawał się niewzruszony obrotem spraw. Jeszcze przed kolejną zbrojną napaścią Rosji na Ukrainę publikował treści, które negowały integralność terytorialną Ukrainy – nie tylko wbrew faktom, ale przede wszystkim wbrew polskiej tzw. racji stanu (którą jest posiadanie jak najmniejszej granicy z Rosją, co do tego nie panuje spór społeczny).

Braun mówi ustami rosyjskich trolli

Następnie wachlarz tematów poruszanych przez Brauna niemal perfekcyjnie zbiegał się w treści z tym, co suflowały trolle Putina: blokady granic przed uchodźcami z Ukrainy, sporna granica Polski i Ukrainy, podsycanie antyimigranckich nastrojów, nawoływanie do izolacjonizmu Polski. Warto też zauważyć, że Grzegorz Braun zmartwił się Covidem-19 i obowiązkiem szczepień po raz pierwszy od 2 lat (do tej pory aktywnie go zwalczał) dopiero wtedy, gdy można było połączyć te kwestie z imigracją Ukraińców.

Kiedy uwaga całej opinii publicznej skupiona była na Putinie mordującym ukraińskie dzieci, Braun wraz z ekipą swoich giermków wpadł do Narodowego Instytutu Kardiologii, by następnie szarpać się w ramach swojego antycovidowego szaleństwa m.in. z byłym ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim, który na co dzień próbuje leczyć tam ludzi chorych na serce. Nierzadko w wyniku powikłań pocovidowych.

Tak jak przewidywałem w moim artykule, dotyczącym zmieniających się metod kremlowskiej narracji w Polsce: jednym z trendów będzie wywoływanie poczucia zazdrości i niesprawiedliwości Polaków względem ratowanych Ukraińców. Grzegorz Braun realizuje ten projekt na szeroką skalę. Również poseł Braun, były kandydat na prezydenta, osoba popularna i publiczna, jest swoistym hubem, powielającym dalej tweety od kont, które z daleka wyglądają jak sztandarowe fejki  rosyjskiej propagandy.

Trudno powiedzieć czy dzieje się to intencjonalnie, ale Grzegorz Braun jest swoistym Uber-Trollem polskiego Twittera, jak mantrę klepiąc treści silnie antyukraińskie, antycovidowe i antyszczepionkowe. Jego negacja zjawisk związanych z Ukrainą odbiega znacząco od przeciętnego, merytorycznego zaniepokojenia, w istocie sprowadzając się do silnego podkopywania autorytetu Ukrainy jako państwa, siania paniki wobec słabej Rosji i sztucznego budowania jej autorytetu oraz przede wszystkim kolportacji nastrojów antyukraińskich na szczeblu ludzkim.

Sejm RP niemal jednogłośnie wyraził solidarność z Ukrainą. Przeciw był tylko jeden poseł. Grzegorz Braun.

„Czy tak ochocze spiesznie w sukurs reżimowi kijowskiemu wiąże się ze stawianiem przez rząd warszawski jakichkolwiek warunków, czy to jak zwykle „za wolność waszą i naszą” czyli za frajer?” – dopytywał.

Dzielnie mu w tym wtóruje Janusz Korwin-Mikke

Momentami w chyba w jeszcze gorsze tony uderza Korwin-Mikke. Z kontrowersyjnych poglądów to jest znany Radek Sikorski, a Korwin-Mikke po prostu regularnie opowiada głupoty. Taki mindset antysystemowego popisywacza. W podstawówce jest łatwo – wystarczy zjeść dżdżownicę, by zaimponować innym. A potem wymagania społeczne, niezbędne do dalszego utrzymywania łatki obrazoburcy, rosną. I na starość kończy się na opowiadaniu, że Doniecka Republika Ludowa jest niepodległym państwem, w sumie może nawet nie mniej, niż Luksemburg.

Mniej więcej równolegle do zdjęć matek w ciąży wynoszonych – żywych lub martwych – ze szpitala w Mariupolu, Janusz Korwin-Mikke przekonuje na Twitterze, że podstawowym problemem świata jest walka z homoseksualistami. W Putinie odnajduje ideologicznego sojusznika.

Głębia publikowanych przez Korwina analiz sprowadza się do jednego związku: wszystko co w odpowiedzi na napaść na Ukrainę robi głupi i zdegenerowany Zachód, prowadzi do umocnienia wybitnego stratega Putina.

Portal NEXTA, który stał się jednym z nielicznych przejawów wolnych mediów w krajach byłego Związku Radzieckiego, jest przez Korwina znienawidzony. W jego ocenie, oby słusznie, to amerykańska i polska propaganda. Jednocześnie Korwin przywołuje wprost finansowaną z Kremla Russia Today, która kłamie nawet na temat pogody we własnym Państwie. Polityk nawołuje też do czytania prasy propagandowej wprost z Rosji.

Należy przy tym odnotować, że gdy trolle Kremla wraz z Grzegorzem Braunem podbudzają antyemigrancką histerię, w chwili naprawdę gorących godzin, Korwin-Mikke tonuje nastroje prawicowego elektoratu wskazując, że na granicy nie dzieje się nic szokującego.

W swoim dążeniu do eksponowaniu własnych przemyśleń, zawsze kontrowersyjnych i idących pod prąd refleksji, Janusz Korwin-Mikke zapomina o tym, że jest wpływowym politykiem, posłem, a jego poglądy realnie godzą w interes narodowy. Co więcej, zdarza im się utrwalać szkodliwą i kłamliwą propagandę, na przykład dotyczącą sytuacji terytorialnej Ukrainy. Zawieszony gdzieś między 2022 a prawem pierwszej nocy Korwin próbuje na XXI-wieczną rzeczywistość nanosić normy społeczne z X wieku, ale tylko wtedy, kiedy jest mu to wygodne.

Kilka tygodni temu gościł w programie Hejt Park Krzysztofa Stanowskiego. Dziennikarz zapytał go: ale tak na pana nos. Czy naprawdę uważa pan, że Hitler nie wiedział o holokauście. Potrzeba była chwili, by Janusz Korwin-Mikke zrzucił swój nastawiony na kontrowersje upór i przyznał, że oczywiście – Hitler wiedział o holokauście. Potrzeba było też chwili, by Stanowski, jak dziecku, tłumaczył Korwinowi dlaczego niepełnosprawnych nie należy nazywać debilami. I dopiero po chwili nastąpił moment refleksji.

Trolle Kremla pro publico bono

W całej swojej naiwności, miłości do gatunku ludzkiego, nie potrafię zdecydowanie powiedzieć „to są szpiony Moskwy, ktoś im wypłaca wynagrodzenie, by siali ferment nad Wisłą”. Co nie znaczy, że taki wariant nie jest możliwy. I co z cała pewnością nie znaczy, że nie sieją, ponieważ Braun i Korwin-Mikke stali się Radiem Wolna Moskwa, opowiadającym Polakom świat w taki sposób, w jaki chciałby go widzieć Putin.

Jeśli Grzegorz Braun nie jest rosyjskim agentem, to z całą pewnością jest tchórzem. Sadząc od lat prawicowe dyrdymały bogoojczyźniane, w chwili wielkiej próby odwraca się i od wartości chrześcijańskich, i od interesu Rzeczypospolitej. Na łamach Uważam Rze Historia w 2015 roku napisał artykuł zatytułowany „Je suis Sobieski”. Fobieski, a nie Sobieski. Gdyby Grzegorz Braun żył w czasach Sobieskiego, to prawdopodobnie by głosił, że turecka inwazja jest sprawą zgniłej Europy, Wiedeń nigdy tak naprawdę nie był austriacki, Polska powinna strzec swoich granic w Kielcach, a poza tym – ojojoj – kolejna epidemia dżumy u granic, choć przez dekadę głosił, że dżuma to spisek producentów kotów.

Korwin-Mikke raczej nie pobiera od Kremla pieniędzy, co nie znaczy, że nie robi dla niego więcej dobrego, niż niejeden agent realnie obecny na ziemiach Polski. Korwin bywa cytowany w rosyjskich mediach propagandowych jako polski poseł, który dostrzega rację w tym bełkocie kremlowskiej propagandy. Korwin-Mikke jest dla rosyjskich mediów mniej więcej tym, czym dla polskich jest przyjaciel-gej, który się nie obnosi. To dowód anegdotyczny, który pomoże uwiarygodnić każdą bzdurę.

Jeśli zaś nie są agentami… W Polsce trzeba czasem przejść badania psychiatryczne, żeby zostać kierowcą. A nikt nie bada posłów.

Dwóch relatywnie inteligentnych (co nie znaczy: mądrych) facetów w słusznym wieku przez lata raczyło nas dyrdymałami. W najbardziej tragicznej formie historia postanowiła sprawdzić ich karty. I Korwin wraz z Braunem nie zdali tego tekstu, wpisując się w linię narracji i interesów Kremla. Która nie tylko jest pełna kłamstw, ludobójstwa, gwałtów i złodziejstwa, ale na dodatek jest niesłuszna. Bardzo rzadko we współczesnym świecie coś jest czarno-białe. A tutaj działania putinowskiej Rosji są czarne jak ziemia, w której – miejmy nadzieję – krwawy dyktator niebawem zostanie pochowany.

Ostateczny krach systemu Konfederacji

Rzeczą, o której warto powiedzieć na koniec tego artykułu, jest ponura refleksja na temat pozostałych posłów Konfederacji. Ci albo znacznie mniej entuzjastycznie powielali narrację Korwina i Brauna, albo nawet prezentowali treści o zupełnie innym wydźwięku.

Zabrakło jednak stanowczych reakcji wobec wypowiedzi legitymizujących napaść Rosji na Ukrainę, negowanie granic Ukrainy czy prawa uchodźców Ukrainy do bycia przyjętymi w Polsce. To co w ostatnich dniach wyczyniają Braun z Korwinem-Mikke – ze wszystkich krajów świata – w Polsce powinno oznaczać śmierć polityczną, a najlepiej także publiczną. Ugrupowanie jednak w ogóle na to nie zareagowało.

Konfederacja, od lat przez wielu nazywana też Konfederosją czy rosyjskimi onucami, z racji ideowej bliskości z polityką Kremla, miała szansę zawalczyć o swój wizerunek, uwiarygodnić się w oczach Polaków, gdy nawet prorosyjska opozycja w Ukrainie aktualnie wyklina go od najgorszych. Nie zrobiła tego. I miejmy nadzieję, że Polacy nie zapomną gdzie jest miejsce tego typu ruchów politycznych. Można nas skłócić w milionie spraw, ale nie w sprawie narodowego, intuicyjnego stosunku do Rosji.

A Putin dalej próbuje. Rozgrywa nas na szczeblu osobistych: finansów, cen, obaw o świadczenia socjalne. Gra na naszych fobiach, strasząc uchodźcami z Afryki. Przemawia do nas ustami celebrytów i polityków. Zachowajmy czujność.

Zachęcam do obserwowania mnie na Twitterze oraz profilów Bezprawnika na TwitterzeFacebooku i Instagramie, gdzie staramy się na bieżąco walczyć z rosyjską dezinformacją w polskim społeczeństwie i internecie.