Możemy zostać wyproszeni z samolotu a ewentualne odszkodowanie nie musi pokryć w całości naszych strat
Wyobraźmy sobie, że wybieramy się na wakacje marzeń gdzieś w jakimś przyjemnym zakątku świata. Musimy tam dolecieć samolotem. Kupiliśmy bilet z wyprzedzeniem, trafiliśmy na pokład. Wszystko przebiega dobrze do momentu, aż okazuje się, że linie lotnicze sprzedały więcej biletów, niż jest miejsc w samolocie. Po nieudanym szukaniu ochotników obsługa decyduje, że to my nigdzie nie polecimy.
Brzmi jak kompletny absurd, ale to w zasadzie standardowa praktyka tej branży. Rzadziej robią to tradycyjne linie lotnicze, częściej tzw. tanie linie. W jakiejś formie overbooking stosuje każdy. Według niektórych szacunków rocznie ofiarą tego procederu pada aż 6,6 mln pasażerów na całym świecie. Czemu ktoś miałby sprzedawać więcej biletów, niż jest w stanie obsłużyć klientów? Linie po prostu zakładają, że i tak część pasażerów nie stawi się do wylotu. Tym samym nie ma sensu, by samolot latał z pustymi miejscami. Bardzo często do argumentacji dołączany jest wątek ekologiczny. W końcu puste miejsce w samolocie to tak jakby więcej emisji przypadających na jednego pasażera, choć w rzeczywistości lecący samolot i tak zużyje tyle samo paliwa i wyemituje tyle samo gazów cieplarnianych.
Nie sposób nie zadać pytania o legalność overbookingu. Niestety jest to praktyka zgodna z prawem, choć do pewnego stopnia uregulowana. Pasażerom przysługują określone prawa w sytuacji, gdy to oni zostaną "poproszeni" o opuszczenie samolotu, którym mieli gdzieś polecieć. Przede wszystkim otrzymamy odszkodowanie w wysokości uzależnionej od długości trasy. Jeżeli miała do 1500 km, to dostaniemy równowartość 250 euro. Jeśli lecieliśmy trasą mieszczącą się między 1500 a 3500 km, to przysługuje nam 400 euro. Przy dłuższych trasach odszkodowanie rośnie do 600 euro. Możemy także otrzymać zwrot kosztu samego biletu.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Obecnie 600 euro jest warte ok. 2 555 zł. Co w sytuacji, gdy nasze zagraniczne wakacje były droższe? Jeżeli przewoźnik jest nam w stanie zaoferować alternatywne połączenie do naszego miejsca przeznaczenia, to być może będziemy mieli szczęście. Jeśli takiej możliwości nie będzie, a my nie będziemy w stanie przełożyć naszego pobytu na inny termin, to mamy pecha. Teoretycznie możemy się później domagać od linii lotniczych odszkodowania za poniesioną szkodę finansową w postępowaniu cywilnym.
Legalność overbookingu opiera się na niechęci prawodawców do podpadania liniom lotniczym
Brak mechanizmu całkowitej kompensacji szkód poniesionych przez pechowego pasażera rzuca się cieniem na legalność overbookingu. Owszem, w Polsce UOKiK stara się walczyć z najbardziej bulwersującymi praktykami linii lotniczych. Przykładem może być postępowanie związane z overbookingiem w RyanAir. Ustawodawca mógłby jednak rozwiązać problem w bardzo prosty sposób – jednoznacznie zakazując przewoźnikom sprzedaży większej ilości biletów, niż liczba miejsc w samolocie, którą dysponują.
W idealnym świecie tak by zapewne było, ale w takowym niestety nie żyjemy. Jak już wspomniałem, ewentualne puste miejsca w samolocie dla linii lotniczych oznaczają stratę. Te bardzo nie lubią ponosić strat. Ktoś złośliwy dodałby, że niektóre z nich wręcz żyją z wyciskania swoich pasażerów z pieniędzy niczym dorodną cytrynę z soku. Równocześnie mamy do czynienia z firmami, które są bezsprzecznie istotne z punktu widzenia gospodarki. Mogą więc liczyć na pewien posłuch i daleko posunięte zrozumienie ze strony prawodawców. Osobną kwestią jest to, czy straty wywołane hipotetycznym zakazem overbookingu rzeczywiście miałyby jakieś większe znaczenie dla finansów przewoźników.
Trzeba przy tym wspomnieć, że tańsze linie lotnicze argumentują, że dzięki overbookingowi mogą utrzymać ceny biletów na stosunkowo niskim poziomie. Zapewne gdyby zabrać przewoźnikom ten mechanizm zarządzania ryzykiem, to musieliby sobie go rekompensować po prostu poprzez podniesienie cen.
Unijna ochrona pasażerów przed overbookingiem wraz z prawem do odszkodowań ma 21 lat. Wprowadzono ją w 2004 r. Obowiązujące przepisy są już dość leciwe. Sformułowano je w sposób bardzo ogólny, co daje liniom lotniczym furtkę do kreatywnej interpretacji, z której te chętnie korzystają. Sytuacji nie poprawia niejasne orzecznictwo unijnych trybunałów. Wskazówki interpretacyjne do właściwego rozporządzenia są kilkakrotnie dłuższe od samego aktu. Niedawno zakończona polska prezydencja w UE miała się zająć ich aktualizacją. Nie wiadomo, czy cokolwiek z tych intencji wyszło.
Wydaje się więc, że legalność overbookingu wynika przede wszystkim z braku woli prawodawców i ich niechęci do narażenia się liniom lotniczym. "Legalne oszustwo", jak często określa się overbooking, pozostanie z nami jeszcze na długo.