Prawo często stawia przed obywatelami rozmaite wymagania. Niekiedy wynikają z jakiejś określonej konieczności, czy nawet zdrowego rozsądku. Czasem jednak przemawia przez nie prawny formalizm. Także politycy, zwłaszcza w okresie przedwyborczym, muszą spełniać określone przez kodeks wyborczy wymogi, by móc w ogóle wystartować. Nie wszystkie są rozsądne. Przez jeden Lewica nie może się zarejestrować tak, jak by chciała.
Lewica robi co może, by uniknąć ponownych przykrych doświadczeń z wyższym progiem wyborczym dla koalicji
Politycy lewej strony naszej sceny politycznej mieli bardzo dobry plan na wybory parlamentarne 2019. Wspólna lista SLD, Wiosny Roberta Biedronia i Partii Razem z pewnością może zapewnić całkiem sporo mandatów w Sejmie. Jest tylko jeden mały problem: koalicyjny komitet wyborczy musi się mierzyć z wyższym progiem wyborczym, wynoszącym nie 5 a 8%. Zwłaszcza SLD ma złe doświadczenia ze startami jako koalicja. W końcu to, między innymi, przez koalicyjny start z Twoim Ruchem w tej kadencji Sojusz znajduje się poza parlamentem.
Lewica znalazła jednak rozwiązanie – wystartować z list SLD, tyle że pod nazwą „KW Lewica”. W ten sposób można by zjeść ciastko i nadal je mieć. Chodzi zarówno o chwytliwą nazwę, niebędącą „Sojuszem Lewicy Demokratycznej”, oraz o niższy, standardowy próg wyborczy. W tym celu SLD nawet zmieniło swoją statutową nazwę, składając przy tym wniosek do warszawskiego sądu okręgowego o zmianę także wpisu w ewidencji partii politycznych. I wszystko na nic.
Sąd jeszcze nie uwzględnił zmiany statutowej nazwy SLD w ewidencji partii politycznych
Lewica nie może się zarejestrować w taki sposób. Na przeszkodzie stoją im konkretne przepisy kodeksu wyborczego. W pierwszej kolejności, Państwowa Komisja Wyborcza odmawiając rejestracji w takiej formie zwróciła uwagę na art. 92 §1. Zgodnie z tym przepisem, nazwa komitetu wyborczego partii politycznej zawiera wyrazy „Komitet Wyborczy”, oraz nazwę partii politycznej lub jej skrót. Te muszą wynikać z wpisu do ewidencji partii politycznych. Sąd nie zmienił jeszcze nazwy wiodącej partii koalicji w ewidencji. Biorąc pod uwagę, że słowo „Lewica” zdecydowanie różni się od „Sojuszu Lewicy Demokratycznej”, na chwilę obecną nie ma możliwości zarejestrowania komitetu w pożądanej formie. Lewica musi więc, przynajmniej na razie, startować jako „Komitet Wyborczy SLD”.
Prędzej czy później, sąd prawdopodobnie dokona zmiany statutowej nazwy SLD. Co wtedy? Politycy tej formacji są zdania, że jeśli się uda, to albo wniosą o zmianę nazwy komitetu wyborczego, albo zarejestrują go ponownie. Tyle tylko, że to wcale nie musi oznaczać końca kłód pod nogi rzucanych przez przepisy. Oraz przeciwników politycznych. Zmiana nazwy wcale nie musi dojść do skutku. Na przeszkodzie stoi wniesiony do sądu sprzeciw ze strony przedstawicieli Komitetu Wyborczego Polska Lewica. Nie ma znaczenia, że o istnieniu tej partii najprawdopodobniej nie miały pojęcia nawet osoby interesujące się polską polityką – prawo może stać po stronie Polskiej Lewicy. Konkretniej rzecz ujmując: art. 11 ust. 5 ustawy o partiach politycznych.
Lewica nie może się zarejestrować jako „KW Lewica”, bo istnieje partia Polska Lewica
Zgodnie z tym przepisem, nazwa, jej skrót i symbol graficzny nowej partii politycznej powinny odróżniać się wyraźnie od tych już istniejących partii. Na przykład, swego czasu istniała partia „Polska Jest Najważniejsza.” Gdyby ktoś chciał zarejestrować partię „Polska Jest Najistotniejsza”, to sąd byłby zobowiązany do odrzucenia takiego wniosku. Jeśli nie ze względu na nazwę, to ze względu na jej skrót. W kodeksie wyborczym mamy skądinąd analogiczne regulacje, niedotyczące jednak komitetu wyborczego partii politycznej – właśnie dlatego, że istnieją te z ustawy o partiach politycznych. Teraz Lewica nie może się zarejestrować jako „KW Lewica”, ponieważ mogłoby to naruszać interes konkurenta, KW Polska Lewica.
Tyle tylko, że w rzeczywistości najprawdopodobniej jest zupełnie na odwrót. Nie ma co ukrywać, że Polska Lewica jeśli ma w ogóle jakieś poparcie, to w granicach błędu statystycznego – tak to już jest z małymi, nikomu nieznanymi „kanapowymi” partiami politycznymi. Lewica – a więc koalicja SLD, Wiosny i Razem – jest rozpoznawalna, ma też przynajmniej kilkuprocentowe poparcie wśród społeczeństwa. Czysto hipotetycznie, część głosów gorzej zorientowanych wyborców Lewicy mogłaby zostać nieświadomie oddana na Polską Lewicę. Szanse są oczywiście większe, jeśli Lewica nie wystartuje jako „KW Lewica”. Mandatów raczej by to nie dało, być może, przy dużej dozie szczęścia, subwencje z budżetu.
W praktyce mieliśmy w historii polskiej polityki całkiem sporo partii o stosunkowo podobnych nazwach. „Polska Razem”, ta Jarosława Gowina, oraz „Razem” – przykład pierwszy z brzegu. Najwyraźniej do tej pory sądy nie były na tyle małostkowe, by odmawiać rejestracji z tego powodu.
Prawo wyborcze jest skonstruowane tak a nie inaczej z dobrych powodów, jednak niekoniecznie się dobrze sprawdza w praktyce
Nie da się przy tym ukryć, że także lewicowa koalicja zwyczajnie stara się ominąć prawo. Jest to oczywiście skutek nie tylko takiej a nie innej konstrukcji prawa wyborczego, zawierającego dwa różne progi wyborcze. Siłą rzeczy, partie balansujące na granicy progu wyborczego nie będą chciały ryzykować – to zachęca do kombinowania. Nie sposób nie uwzględnić także czynnika politycznego. Dla wielu wyborców i działaczy tzw. „nowej lewicy” historia SLD, zarówno ta dawna jak i okres kolejnych jej rządów, stanowi duży balast. Wymóg odróżniania się od innych partii politycznych jest również ciekawą kwestią. Z jednej strony, jedną z najważniejszych zasad prawa jest równość poszczególnych podmiotów. Z drugiej jednak, jako absurd jawi się niewielka i niemal nikomu nieznana partyjka stojąca na przeszkodzie rejestracji mimo wszystko istotnej siły na polskiej scenie politycznej. To, że Lewica nie może się zarejestrować tak, jak by chciała, pokazuje że prawo wyborcze ma swoje niedomagania.
Należy sobie w tym momencie zadać pytanie, czy ustawodawca mógł poszczególne przepisy rozwiązać inaczej? Brak wymogu odróżniania się nazw, skrótów i symboli graficznych poszczególnych partii mógłby prowadzić do upowszechnienia się pułapek na wyborców – właśnie ze strony „kanapowych” formacji. To z kolei w praktyce pozbawiałoby tych mniej czujnych Polaków możliwości oddania głosu zgodnie ze swoim zamiarem. Opcja tworzenia wspólnych, koalicyjnych list wyborczych również jest ważna. Jednak próg 8% dla komitetów koalicyjnych nie wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Nasz system wyborczy i tak już wystarczająco premiuje duże formacje kosztem tych mniejszych. Jeden próg wyborczy dla wszystkich rodzajów komitetów nie tylko zniechęcałby do przedwyborczych kombinacji. Takie rozwiązanie potencjalnie zwiększa też procent społeczeństwa mający swoją reprezentację w parlamencie.