Standardy stanowienia prawa w Polsce ustanawia nie tylko parlament, ale także organy samorządowe. Podobnie jednak jak w przypadku regulacji ogólnokrajowych, sposób prowadzenia dyskusji odbiega często od standardów. Nie tylko merytorycznych, ale często i standardów kultury. Do takiego wydarzenia doszło podczas niedawnego posiedzenia Rady Miasta Stołecznego Warszawy w trakcie dyskusji na temat wprowadzenia tzw. karty LGBT+.
O samej deklaracji pisałem niedawno, nie zamierzam zatem powtarzać własnych argumentów. Podkreślę natomiast ponownie, że osobisty stosunek do zapisów nie powinien wpływać nadmiernie na merytorykę dyskusji. A tematów jest wiele, zaczynając od przeznaczania przez miasto środków na działalność fundacji prowadzącej tzw. „Hostel LGBT” po zmiany w zasadach rozstrzygania konkursów w procedurze zamówień publicznych.
Pytanie o pieniądze
W 31. punkcie porządku obrad możemy znaleźć „Informację Prezydenta m.st. Warszawy w sprawie skutków, w tym finansowych, dotyczących wprowadzenia karty LGBT+.”, a tuż za nią interpelacje i zapytania radnych. Warto przypomnieć, że mamy tu do czynienia z dokumentem, który nie był wcześniej konsultowany z Radą Miasta. Dodatkowo znajdują się w nim zapisy, które wskazują na potencjalne znaczne obciążenie budżetu w celu ich realizacji. Nie dziwi zatem, że opozycyjni radni chcieli usłyszeć oficjalne stanowisko Prezydenta. Zwłaszcza, że zadanie tych pytań na obecnym etapie wykazuje brak przygotowania merytorycznego programu przez Ratusz. Rafał Trzaskowski nie pojawił się jednak na sali obrad. Przed omawianiem tego punktu opuścił ją także Paweł Rabiej, powszechnie kojarzony z walką o prawa środowisk LGBT. Zamiast nich na pytania odpowiadała wiceprezydent Renata Kazanowska.
Odpowiedź i awantura po niej
Pani Prezydent w swoim wystąpieniu podkreśliła istotną rolę Karty LGBT w kształtowaniu postaw tolerancji. W odpowiedzi na pytania radnej PiS Olgi Semeniuk przypomniała także o intencyjnym charakterze deklaracji. Zapowiedziała także szeroko zakrojone konsultacje społeczne w sprawie konkretnych programów wykonawczych. Tą samą kwestię wskazała jako przyczynę braku określonych źródeł finansowania poszczególnych punktów deklaracji. To wszystko stanowiło jednak tylko preludium do dyskusji… czy też awantury na Sali obrad. Festiwal demagogii trwał blisko godzinę. Główni autorzy z obu stron wznieśli się na wyżyny. Z jednej strony usłyszeliśmy wzruszające historie czeczeńskich uchodźców, z drugiej zaś pytanie, czemu hostel interwencyjny nie przyjmie samotnych matek. Jedni mówili o podniosłych wartościach, drudzy zaś – zamykaniu ust wiceprezydentowi Pawłowi Rabiejowi z racji jego orientacji seksualnej. Na widowni zaś spektakl obserwowali ideologiczni zwolennicy obu stron. Podczas wystąpień radnych PiS klaskali rodzice oburzeni uczeniem 6-latków masturbacji – o której nikt nie zająknął się w Deklaracji, ani standardach WHO. Wystąpienia radnych KO oklaskiwali przedstawiciel środowisk LGBT skandujące „Brońmy dzieci przed Kościołem”. Dodatkowo uroczystość uświetnił swoją obecnością Mateusz Kijowski, były lider KOD-u.
Ale co to ma do rzeczy?
Kiedy widzę takie popisy pustosłowia na manifestacjach, czy w silnie zideologizowanych tekstach prasowych, nie dziwię się. Kiedy jednak przeniesione zostają one na posiedzenie Rady Miasta, coś przestaje grać. Bo oczywistym jest, że z projektami tego rodzaju można się zgadzać lub nie. Jednak ich ośmieszanie i sprowadzanie do absurdu przez obie strony, odchodzące od meritum w stratosferę górnolotnych sformułowań nie służy niczemu. Zadaniem władz miejskich jest natomiast merytoryczna dyskusja na temat propozycji. Dwa konkretne pytania radnych PiS, na które odpowiedzi udzieliła pani wiceprezydent stanowiły jedyny fragment ponad godzinnej debaty, który odnosił się do tematu. Na zakończenie tego festiwalu, deklaracja została też przegłosowana głosami KO, podczas gdy radni PiSu opuścili salę obrad. Jeśli jednak tak ma wyglądać stanowienie prawa przez samorządy w Polsce, coś jest mocno nie tak. I ponownie, nie chcę się tu wdawać w argumentację żadnej ze stron. Chciałbym natomiast, żeby dążyła ona do konkretu, nie zaś pustej demagogii.