Kilka dni temu w polskim internecie wybuchła dość egzotyczna “afera”, która jednak ukazuje niezwykle barwne zjawisko. Łukasz Stelmach, prowadzący kanał na YouTube nt. popkultury podzielił się grafiką autorstwa konserwatywnego twórcy, na której Godzilla ziejąc tęczą niszczy kościół.
Zamieszczając przy tym opis, w zamiarze ewidentnie humorystyczny, że chętnie zobaczyłby też wersję z King Kongiem “niszczącym kościoły toporem zrobionym z jakiegoś patriotycznego pomnika, który zostawiłaby po sobie ładny tęczowy ślad”. Jednakże na zwrócenie uwagi by nie wrzucał wszystkich katolików do jednego worka videobloger odpisał: “(…) wiem, że masa katolików nie utożsamia się z tym co wyrabia ich kościół – ale chętnie ich jednak wrzucę do worka, a ten worek gdzieś do jeziora.”
Po czym szybko rozpętała się afera. Ośrodek Monitorowania Chrystianofobii (niemal 90 tys. obserwujących) oraz Ośrodek Monitorowania Antypolonizmu (niemal 50 tys. obserwujących) opublikowali jego wpisy zarzucając nawoływanie do nienawiści oraz do szczucia na osoby ze względu na wyznawaną wiarę. przeciw katolikom. Po czym skierowały oficjalne pisma do Huawei oraz do Logitech, którzy byli dotychczas partnerami technologicznymi kanału Łukasza.
W krótkim czasie potem Logitech odciął się od jego słów i zawiesił dotychczasową współpracę deklarując “wsparcie dla różnorodnych religii i poglądów, które prowadzą do wzajemnego poszanowania”. Kolejno firma Huawei ogłosiła, że właściwie, to formalnie nawet z nim nie współpracuje i nakazała mu usunąć swoje logo z jego zdjęcia w tle na YouTube.
Na tym jednak nie poprzestano, Ośrodek Monitorowania postanowił przekopać twitterowe wpisy videoblogera w poszukiwaniu potencjalnie oburzających dla swoich odbiorców. Znajdując wpisy nazywające papieża Jana Pawła II “szmaciarzem” i “paskudnym człowiekiem”. Dariusz Matecki, szczeciński radny Prawa i Sprawiedliwości powiązany ze wspomnianymi Ośrodkami Monitorowania obiecał także złożenie zawiadomienia do prokuratury w sprawie nawoływania do nienawiści na tle religijnym oraz obrazy uczuć religijnych.
Zaznaczmy, że odpowiedzi na to jednak Łukasz postanowił bronić swoich słów oznajmiając, że być może i jego komentarz nie był do końca czytelny, ale jego słowa zostały wyrwane z kontekstu pisząc: “nie chcę niszczyć kościołów (ani palić), za dużo z tym roboty, a ja jestem leniwy”. Dodając że wpis “nie dotyczył wiernych, tylko struktur kościelnych czy np. ich minionów prowadzących ośrodki monitorowania nieprawomyślnego myślenia”. Stwierdzając też, że “wrzucenie do worka, a worek do jeziora” należy rozumieć metaforycznie. Edytował też swój pierwotny komentarz w tym temacie.
Ocenę całości zjawiska pozostawiam czytelnikom. Jest w nim jednak coś szczególnie ciekawego. Mianowicie to, że odbywa się to wszystko według klucza bardzo dobrze znanego z zachodniej debaty publicznej. Komentarz obraźliwy wobec jakiejś grupy wywołuje reakcje aktywistów mieniących się jej przedstawicielami, którzy nagłaśniają to w celu wyrządzenia szkód wizerunkowych jego autorowi. Tyle tylko, że tym razem w polskich realiach to konserwatyzm jest stroną która poczuła się urażona siłą wykluczającego języka. Z kolei to strona postępowa wyjątkowo stoi na stanowisku, że czyjaś nadinterpretacja nie powinna ograniczać cudzej wolności wypowiedzi.
Co jest dodatkowo komiczne, że na co dzień polscy konserwatyści z kręgów Ośrodków Monitorowani dostrzegają wyraźne zagrożenie poprawnością polityczną, a sam Łukasz Stelmach w swoich materiałach wielokrotnie prezentuje postępowo-inkluzywną perspektywę naciskającą by przypadkiem kogoś nie urazić. Co ponownie ukazuje że w tym sporze światopoglądowym od realnych wartości ważniejsze jest to czy akurat obrażają naszych czy to my obrażamy. Przynajmniej dla niektórych jego uczestników.
Na koniec warto jeszcze zaznaczyć, że bez wątpienia wiele osób uzna wpis Łukasza o wrzucaniu worków z katolikami do jeziora bez problemu da się określić jako obraźliwy, szkodliwy społecznie i skrajnie nieodpowiedzialny ze strony twórcy internetowego z niemałą widownią. I nie ma się co temu dziwić. Wydaje mi się jednak, że trzeba by naprawdę sporo złej woli żeby dostrzec w nim całkowicie poważne nawoływanie do przemocy czy zabójstwa. Dlatego całość niestety wpisuje się bardziej jako kolejny przykład podnoszenia do rangi problemów ogólnospołecznych i przenoszenia na sale sądowe walki o urażone uczucia i nieuprzejme żarty.
Aktualizacja: Od czasu napisania tego tekstu Łukasz Stelmach wystosował formalne przeprosiny za swoje słowa