Sprawy światopoglądowe i społeczne często bardziej podgrzewają temperaturę politycznego sporu, niż gospodarka czy codzienność zarządzania państwem. Teraz przypomina się wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego stwierdzający, że małżeństwa jednopłciowe nie stoją w sprzeczności z art. 18 Konstytucji. Tyle tylko, że ten przepis obowiązuje w niezmienionej treści od 1997 r.
Jednym z tematów często podgrzewających spór polityczny w Polsce są małżeństwa jednopłciowe
Jednym ze stałych tematów podnoszonych przez polityków kojarzonych z lewicą jest sytuacja osób homoseksualnych pozostających w związkach. Nasze prawo nie przewiduje obecnie żadnej formy legalizacji takowych. Nawet konkubinat dotyczy wyłącznie związków kobiety i mężczyzny. To z kolei wiąże się z szeregiem niedogodności.
Nie mam w tym przypadku na myśli chociażby możliwości wspólnego rozliczania podatku dochodowego od osób fizycznych, czy prawie do dziedziczenia po zmarłym partnerze. Problemy związków jednopłciowych często pozostają nie do przeskoczenia na poziomie chociażby dostępu do informacji o stanie zdrowia partnera. Co więcej, małżeństwa jednopłciowe zawarte poza granicami Polski nie są przez nas kraj uznawane.
Jak się łatwo domyślić, prawa strona politycznego sporu nie widzi z takim stanem rzeczy najmniejszego problemu. Taka postawa jest silnie sprzężona z konserwatywnymi poglądami. Część z nich ma oparcie w religii i uznawaniu aktów homoseksualnych za grzech, część w prostym założeniu, że po co zmieniać coś, co sprawdzało się przez wieki. Jako, że to właśnie prawica obecnie dominuje na polskiej scenie politycznej, możliwość jakiejkolwiek zmiany prawa na rzecz osób homoseksualnych nie istnieje. Podstawowym argumentem w tym przypadku jest art. 18 Konstytucji.
Wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie interpretowany jest na różne sposoby, jak komu wygodnie
Przepis ten brzmi następująco: „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”. Jego zmiana, z uwagi na taką a nie inną arytmetykę sejmową, nie wchodzi w grę. Żadne jeszcze stronnictwo polityczne nie uzyskało w Polsce większości konstytucyjnej.
Obydwie strony politycznego sporu bardzo ożywił styczniowy wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, opisywany miedzy innymi przez Rzeczpospolitą. W sprawie chodziło o uznanie przez Polskę zawartego za granicą małżeństwa dwójki vlogerów, którego im odmówiono. Skład orzekający ich skargę odrzucił, jednak uzasadnienie wyroku zawierało kilka interesujących tez. Zwolennicy rozszerzenia prawnego uznania związków homoseksualnych dostrzegli w nim istny przełom. Oto sąd administracyjny orzekł, że treść art. 18 nie stanowi samoistnej przeszkody do dokonania transkrypcji zagranicznego małżeństwa. Jest jedno „ale”. Krajowy porządek prawny musiałby najpierw przewidywać małżeństwa homoseksualne.
Co więcej, zdaniem sądu, artykuł ten nie stanowi dla prawodawcy przeszkody by zinstytucjonalizować związki jednopłciowe za pomocą zwykłych ustaw. Przeciwnicy tego rozwiązania zauważyli wyroku coś zupełnie innego. Skoro skarga została przez sąd oddalona, to polskie prawo w żadnym wypadku nie wymusza na organach administracji uznania małżeństw jednopłciowych. Takiego przymusu nie ma, a więc wszystko może pozostać po staremu.
Państwo nie musi chronić małżeństw tradycyjnych przed tymi jednopłciowymi, bo te nie stanowią dla nich żadnego zagrożenia
Tymczasem art. 18 Konstytucji nie jest przecież przepisem ani długim, ani takim o bardzo skomplikowanej treści. Obydwie strony mają, oczywiście, troszeczkę racji. Konserwatyści z całą pewnością słusznie stwierdzają, że nic obecnie nie obliguje państwa do prawnego uznania małżeństw osób tej samej płci. Wszelkiej maści umowy międzynarodowe o wzajemnym uznawaniu małżeństw? Polska może odpowiadać, że zgodnie z naszym porządkiem prawnym zawarte za granicą małżeństwa jednopłciowe nie są małżeństwem. W takim przypadku nie ma w ogóle co uznawać.
Z drugiej strony, obowiązek ochrony i opieki roztaczany przez art. 18 na „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny” w zasadzie nie zabrania wprowadzenia alternatywnych rozwiązań. Z całą pewnością taki zapis nie wyklucza wprowadzenia instytucji niebędących małżeństwami a tożsamymi pod wieloma względami. Przykładem mogą być w tym przypadku związki partnerskie. Ciężko nie uznać za nadinterpretację stwierdzeń, że zinstytucjonalizowanie związków partnerskich oznaczałoby jakiekolwiek zagrożenie dla instytucji małżeństwa. To zaś oznacza, że nie ma przed czym jej tak naprawdę bronić.
A równorzędne małżeństwa jednopłciowe? Nie podlegają one, oczywiście, z mocy konstytucji ochronie i opiece Rzeczypospolitej. A jednak nie sposób nie zauważyć, że nie stanowią one również żadnego zagrożenia dla małżeństw tradycyjnych. Oczywistym jest, że osoby zainteresowane małżeństwami jednopłciowymi niekoniecznie są skłonne zawierać związek małżeński. Wydaje się przy tym, że ustawodawca nie może w sposób zgodny z Konstytucją ustanowić instytucji pokrewnej małżeństwu a bardziej od niego uprzywilejowanej. Warto także zauważyć, że „tradycyjne” czy „konserwatywne” wartości nie stanowią samoistnego dobra chronionego konstytucyjnie.
Ochrona „małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny” to tylko jedna z wielu norm programowych zawartych w Konstytucji
W tym momencie warto się zatrzymać nad miejscem tego przepisu w tekście obowiązującej Konstytucji. Artykuł 18 znajduje się w jej pierwszym rozdziale, pośród wielu innych norm w zasadzie programowych. To taki rodzaj przepisów, które niby deklarują określony kierunek polityki państwa, ale są dość nieprecyzyjne i niedookreślone – po to, by zapewnić poszczególnym rządom pewną elastyczność w ich wykonywaniu. W tym przypadku Konstytucja nie przesądza o tym, czym właściwie miałaby być ochrona i opieka roztaczana nad małżeństwem w tradycyjnym rozumieniu. Nie oznacza to bynajmniej, że tak sformułowany przepis można interpretować dowolnie. Ustawodawca ewidentnie nie ma na przykład możliwości usunięcia z porządku prawnego instytucji małżeństwa kobiety i mężczyzny bez zmiany Konstytucji.
Oprócz art. 18 można wskazać także inne konstytucyjne normy, przy których praktyka często rozmija się z deklaracjami. Art. 21 chociażby chroni prawo własności. Szkoda tylko, że kiedy właścicielowi trafią się dzicy lokatorzy, to państwo często pozostaje bezsilne – bo przecież na bruk takich włamywaczy wyrzucić nie można. Art. 24 deklaruje niby ochronę pracy, w praktyce jednak nie stał on na przeszkodzie „tymczasowemu” stosowaniu umów cywilnoprawnych jako zamiennikowi stosunku pracy.
Małżeństwa jednopłciowe w momencie wejścia w życie Konstytucji nie były uznawane przez żadne europejskie państwo
Rozważając znaczenie art. 18 Konstytucji nie można zapomnieć o okolicznościach jej wejścia w życie. Stało się to w 1997 r., w okresie, w którym nawet na zachodzie Europy żadne państwo nie uznawało małżeństw osób tej samej płci. Związki partnerskie jako pierwsza uznała Holandia, rok później. Małżeństwa jednopłciowe doczekały się oficjalnego uznania również w tym państwie, w roku 2001. Sformułowanie „związek kobiety i mężczyzny” z całą pewnością wskazuje na chęć zachowania małżeństwa w tradycyjnym rozumieniu. Głównym problemem konserwatystów z tamtych czasów wydają się być jednak związki niesformalizowane.
Artykuł 18 Konstytucji nie uległ zmianie przez te niecałe 22 lata obowiązywania ustawy zasadniczej. Określa on pewne ramy, w których poszczególni rządzący powinni operować. Jego treść jednak, jak na normę programową przystało, jest jednak na tyle elastyczna, by zostawić im dużo swobody. Zaryzykowałbym przy tym stwierdzenie, że nie jest on właściwie przesadnie ważny dla rozwiązania kwestii uznania związków jednopłciowych przez państwa. Wymaga ono nie zmiany Konstytucji, lecz woli politycznej znalezienia rozwiązania. Tej nie sposób jednak spodziewać się po rządzących obecnie konserwatystach. Małżeństwa jednopłciowe, czy nawet związki partnerskie, stoją przecież w jasnej sprzeczności z ich poglądami.