A więc Mata nie może być dobrym raperem, bo jego tata jest bogaty. Pamiętacie jeszcze Pikeja?

Społeczeństwo Technologie Dołącz do dyskusji (61)
A więc Mata nie może być dobrym raperem, bo jego tata jest bogaty. Pamiętacie jeszcze Pikeja?

Nowym wrogiem klasowym polskiej lewicy stał się Mata. Okazuje się, że w ocenie tego wyspecjalizowanego w braku dyskryminacji środowiska, raper nie ma prawa być bogaty.

Oczywiście Mata po sukcesach muzycznych i spektakularnej kampanii McDonald’s jest już bogaty na własny rachunek, ale jeszcze kilkanaście miesięcy temu nie był. Bogaty był za to jego tata.

Tak po prawdzie, to żaden z nich wcale nie jest aż taki zresztą bogaty. Bogaty to był tata Sebastiana Kulczyka, a tata Maty jest co najwyżej zamożny. To spora różnica, choć oczywiście z perspektywy siedzenia cały dzień w squacie i ograniczania aktywności do twitterowego „aktywizmu” może się wydawać, że wszystko jedno.

Wyborcy lewicy na każdym kroku walczą z dyskryminacją, ale robią to jak zawsze w sposób przepełniony hipokryzją.

Dyskryminacją jest na przykład zatrudnianie ludzi przez pryzmat koloru skóry, chyba że akurat przestaje się zatrudniać białych wykwalifikowanych kandydatów – wtedy to jest dyskryminacja pozytywna. Dyskryminacją jest na przykład zatrudnianie pracowników ze względu na płeć, chyba że z pracy zwalniani są mężczyźni, tylko po to, by na ich miejsce zatrudnić kobiety – wtedy jest to dyskryminacja pozytywna. Dyskryminacją jest też dyskryminacja klasowa, czyli klasizm, a więc uprzedzenie wobec kogoś z racji tego z jakiej klasy się wywodzi.

Chyba że akurat jest się synem zamożnego prawnika, to wtedy jest to klasizm pozytywny.

Za bogaty na rap, czyli hipokryzja lewicy odc. 4158

Niewygodna w lewicy katolickiej (PiS) oraz lewicy progresywnej (Lewica) twórczość Maty bywa nieustannie kontestowana, ponieważ młody raper dopuścił się grzechu niewybaczalnego – nie wychował się na ulicy, za to ma względnie rozpoznawalnego ojca z dobrą pracą. Podczas gdy prawdziwy rap reprezentuje biedę w TVN-owskim programie na tropikalnej wyspie.

Jakiemuś lewicowcowi przyszedł kiedyś wyjątkowo trafny moment autorefleksji, że oglądając mecz piłki nożnej pasjonuje się zmaganiami 22 milionerów biegających za kawałkiem skóry. Tylko on widział w tym problem, a to przecież nic zdrożnego. A przecież w rapie jest dziś tak samo. Współczesny rap, również w Polsce, tworzą projektanci modowi z własnymi wytwórniami muzycznymi. I myślałem, że to stało się już powszechnie wiadomą oraz akceptowalną rzeczywistością, gdy nagle powróciły demony sprzed 20 lat, krzyczące głośno, że „Tede się sprzedał”.

Wszystkie zarzuty kierowane pod adresem Maty ze względu na jego pochodzenie są oczywiście niezasłużonym deprecjonowaniem młodego artysty, który na szczęście wiele sobie z tego nie robi, bijąc przy tym kolejne rekordy popularności.

Po pierwsze – Mata ma talent

Mata jest dobrym raperem, choć bardzo młodym. Tam się jeszcze dopiero dużo wydarzy. Jego muzyka wcale nie musi być zalążkiem do debaty publicznej i w zdecydowanej większości nie jest, choć Patointeligencja fantastycznie wsadzała kij w mrowisko, a pewne wersy Patoreakcji zdradzały ukryte pragnienia milionów Polaków. Mówić emocjami milionów, to cecha wielkich artystów. Mata może jeszcze nie jest Pezetem, ale „wydmuszka bogatego ojca, która jest sztucznie pompowana za pieniądze” to opinia nad wyraz krzywdząca i zupełnie nieuzasadniona.

Był parę lat temu na czołówkach taki chłopak, Pikej, młodszy brat Natalii Kukulskiej. Jeśli nie widzicie różnicy między Matą, jego rapem, teledyskami, kreacją sceniczną i marketingową, a Pikejem, to bardzo wam współczuję, ale na pewno będziecie się świetnie bawić przy kolejnym Sylwestrze z Jedynką.

A tutaj Pikej nadal próbuje zrobić karierę w telewizji śniadaniowej. Sprawdźcie gdzie będzie, o ile będzie, Mata za 9 lat i porównajcie sobie czy aby na pewno dokonaliście trafnej oceny.

Po drugie – fantastyczna relacja ojciec-syn

Młody i stary Matczak zrobili sobie coś w stylu power couple w polskich mediach, ale moim zdaniem to nie było reżyserowane i wyszło naturalnie. Obserwuję tę relację ze sporą przyjemnością, ponieważ pomimo reprezentowania dwóch skrajnie odmiennych światów – fajnie się przenikają, uzupełniają i sobie nie przeszkadzają (pomimo nacisków z zewnątrz).

W porządku, profesor Matczak książką „Jak wychować rapera” przesadził, zabrakło wyczucia lub przeważyły inne instynkty, ale to była jedyna niepotrzebna rzecz w tej relacji.

Ale tam w tym wszystkim nie było od początku jakże spodziewanego „synuś, odstraszysz mi klientów”, „synek, platforma sondowała czy nie wystawić mnie na prezydenta” i tym podobnych. Od samego początku profesor prawa o całkiem sporym autorytecie w branży i środowisku wspierał swojego syna w bardzo kontrowersyjnej momentami twórczości artystycznej. I nie było wiadomo jeszcze do niedawna, że Mata urośnie do miana twórcy tego formatu. Syn zaś nie odżegnywał się od swojego ojca, wskazując go jako naturalny element ekosystemu, w którym narodził się – poczynając od pseudonimu – Mata.

Po trzecie – jaki Mata byłby dobry?

Raperowi Macie wypomina się jego pochodzenie. Ale w sumie: dlaczego? Czy lepiej by się wam żyło, gdyby Mata wychował się w patologii? Czerpalibyście jakąś satysfakcję z tego, że nie dojadał, nosił stare buty Tedego, spał na dworcu, a ojciec bił matkę?

Może przeszkadza wam to, że Mata nie rapuje o życiu na ulicy? Powinien zacząć, choć go nie doświadczył? Powinien ogolić się na łyso i kupować siedem rozmiarów za duże ciuchy Massa w niemieckich lumpeksach? To rap jest dziś mainstreamem i ma bardzo różne oblicza. A oblicze Maty to rap z dobrego domu.