Nie jest tajemnicą, że kolekcje sieciówek odzieżowych są „inspirowane” pracami mniej znanych projektantów mody. Jednak ci ostatni mówią dość. W kwietniu, duet niezależnych holenderskich projektantów Alexander van Slobbe and Francisco van Benthum dał prztyczka w nos hiszpańskiemu gigantowi odzieżowemu.
W odpowiedzi na plagiatowanie projektów przez Inditex, Holendrzy dokonali – jak to sami określili – ataku hakerskiego na skradzioną kolekcję tworząc z niej nowy, autorski projekt. Czy modowy happening jest jedynym ratunkiem w walce z modowym złodziejstwem? Co mówi prawo?
‘Hacking the hackers’
Jak widać, europejskie prawo autorskie wciąż patrzy przez palce na śmiałe poczynania wielkich sieciówek odzieżowych. Marki takie jak H&M, ZARA czy Nasty Gal bez zbędnych ceregieli powielają pomysły innych projektantów i sprzedają jako swoje. Powodem jest brak harmonizacji w zakresie prawa autorskiego. Unia Europejska to pomimo pewnego grona wspólnych wytycznych zespół 28 państw o odmiennych jurysdykcjach – to co będzie chronione w Holandii czy Belgii, nie będzie chronione w UK itp.
Stanowi to nie lada wyzwanie dla niszowych marek modowych i niezależnych projektantów. Punktem zwrotnym miał okazać się wyrok Trybunału w sprawie Karen Millen v. Dunnes. Tu sędziowie Trybunału orzekli, że łączenie istniejących elementów tekstylnych, nieobjętych ochroną prawa autorskiego w nową oryginalną całość, może pomimo wszystko stanowić oryginalną pracę, która jest chroniona zapisami dyrektywy. Tak firma Karen Millen uzyskała argument, dzięki któremu mogła zażądać od Dunnes wycofania partii splagiatowanej odzieży.
Pomimo korzystnego wyroku, młodzi projektanci mają nikłe szanse na wygraną. „Nasze finansowe możliwości nie pozwalają nam na pozwanie firmy Inditex” tłumaczył van Slobbe na łamach internetowego czasopisma TECHSTYLER. „Stąd nasz happening” – dodał po chwili.
Dobry projektant pożycza, lepszy kradnie?
W amerykańskim prawie autorskim dopuszcza się kopiowanie odzieżowych kolekcji, ponieważ dla tamtejszej wykładni prawa autorskiego ubranie pełni funkcję użytkową. Wszystko usprawiedliwia się faktem, że kopiowanie napędza konkurencję, która z kolei napędza gospodarkę. „Sytuacja [w Stanach, red.] jest beznadziejna”, mówi wykładowca prawa modowego z Fordham School of Law i autorka bloga “Counterfeit Chic”, Susan Scafidi.
Amerykańscy sędziowie skwapliwie wydają korzystne wyroki dla poszkodowanych. O częściowym sukcesie może mówić Christian Louboutin, słynny twórca luksusowych damskich butów z charakterystyczną czerwoną podeszwą. W sprawie przeciwko firmie Yves Saint Laurent, prawnicy francuskiego szewca starali się przekonać nowojorski sąd okręgowy, że to właśnie kolor podeszwy buta przekłada się ‚odrębność marki ‚. Sędzia okręgowy przyznał firmie jedynie częściową rację zaznaczając jednocześnie, że kolor nie może być wystarczającym kryterium w ocenie odrębności marki.
Cała nadzieja w cheerleaderkach?
W wielkim napięciu czekam na ogłoszenie wyroku w sprawie Varsity Brands Inc. v. Start Athletica LLC. W maju trafiła na wokandę amerykańskiego Sądu Najwyższego, który ma ogłosić czy ochrona praw autorskich obejmuje również odzież. Sprawa, która dotyczy kopiowania uniformów czirliderek przez Start Athletica, wzbudza niesamowite emocje na rynku odzieżowym.Podobnie jak w przypadku Karen Millen v. Dunnes, sędziowie będą borykali się z kwestią oryginalności uniformu i funkcją jego poszczególnych elementów.
Korzystny wyrok dla Varsity Brands mógłby oznaczać wielką rewolucję w kwestii praw autorskich w Stanach. Byłaby to ulga dla młodych projektantów ale i też problem dla sieciówek.