Monitoring w mieszkaniu. Czy wolno nagrywać swoich gości, a także igraszki?

Nieruchomości Prawo Prywatność i bezpieczeństwo Technologie Dołącz do dyskusji
Monitoring w mieszkaniu. Czy wolno nagrywać swoich gości, a także igraszki?

Zapraszamy do swojego mieszkania znajome (nawet jeśli znajome tylko od kilku kwadransów) osoby i chcemy czuć się bezpiecznie, zarówno pod względem osobistym, jak i majątkowym.

Pojawia się pomysł zainstalowania kamer, które nagrają wszystko, co dzieje się w środku, nawet jeśli odwiedzający znajdują się w prywatnych sytuacjach. Czy polskie prawo pozwala na taki monitoring wewnątrz mieszkania? Gdzie kończy się prawo gospodarza do ochrony mienia, a zaczyna prawo gościa do prywatności i intymności?

Czy można założyć kamery we własnym domu?

Polskie prawo co do zasady nie zabrania montażu kamer na własnej posesji czy w swoim mieszkaniu. Właściciel ma prawo chronić swoje mienie i bezpieczeństwo – może więc instalować monitoring dla celów prywatnych. Prawo stawia jednak pewne warunki.

Przede wszystkim taki monitoring nie może naruszać prywatności innych osób. To oznacza, że choć możemy filmować u siebie, musisz uważać co i kogo obejmują kamery.

Kamery w domu a kwestia RODO

W kontekście RODO dobra wiadomość jest taka, że monitoring na użytek osobisty jest generalnie dozwolony. Przepisy RODO wyłączają spod swojego rygoru nagrywanie obrazu na własnej posesji wyłącznie dla celów osobistych. Innymi słowy, jeśli kamera rejestruje tylko nasze mieszkanie i nagrania zachowujemy tylko dla siebie, to nie musimy spełniać skomplikowanych wymogów RODO dotyczących administratorów danych.

Jeśli zakres monitoringu wychodzi poza nasze cztery ściany (np. obejmuje korytarz, kaltkę schodową lub mieszkanie sąsiada), albo jeśli zaczniemy wykorzystywać nagrania do innych celów niż prywatne, to wchodzimy na obszar regulowany przez treść rozporządzenia. Lepiej, by do tego nie doszło, bo w takiej sytuacji trzeba zadbać o spełnienie wymogów ochrony danych: poinformować osoby nagrywane, zabezpieczyć nagrania, umożliwić dostęp do nich na żądanie itp..

Nagrywanie gości a prawo karne

Z punktu widzenia prawa karnego największe ryzyko dotyczy sytuacji intymnych. Polskie przepisy przewidują sankcje za utrwalanie czyjegoś wizerunku nago lub w trakcie czynności seksualnej bez zgody tej osoby. Konkretnie, art. 191a §1 Kodeksu karnego stanowi, że „kto utrwala wizerunek nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej, używając w tym celu wobec niej przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.

Mówiąc prościej: potajemne nagrywanie kogoś nagiego albo podczas seksu to przestępstwo zagrożone więzieniem do 5 lat. Wystarczy do tego tzw. podstęp, czyli sytuacja, gdy ofiara nie jest świadoma, że jest nagrywana.

Publikacja takiego nagrania nie jest potrzebna, by doszło do przestępstwa – już samo utrwalenie wystarczy. Gdyby jednak komuś przyszedł do głowy jeszcze gorszy pomysł i udostępniłby takie intymne wideo (np. w internecie lub kolegom), to stanowi to odrębny czyn zabroniony. Ten sam art. 191a KK penalizuje rozpowszechnianie nagrań intymnych bez zgody (również karane więzieniem do 5 lat).

Co więcej, przy rozpowszechnianiu nie ma znaczenia, czy wcześniej była zgoda na nagrywanie – nawet jeśli ktoś zgodził się na nagranie dla prywatnego użytku, to upublicznienie bez jego zgody jest przestępstwem.

A co, jeśli kamery nagrywają gości, ale nie łapią ich nago ani w łóżku?

Czy samo potajemne filmowanie rozmów czy zachowania gości w mieszkaniu może być przestępstwem? Tutaj prawo karne jest bardziej zniuansowane. Nagrywanie rozmowy, w której sami uczestniczymy, nie jest wprawdzie przestępstwem, nawet jeśli druga osoba o tym nie wie.

Natomiast instalowanie ukrytego urządzenia podsłuchowego lub podglądowego, by zdobyć informacje, na które nie mamy przyzwolenia, może podpadać pod inny przepis – art. 267 KK. Przepis ten zabrania uzykiwania cudzych informacji przy pomocy podstępu lub urządzeń np. zakładania podsłuchu. Gdyby więc zostawić czy dyktafon w pokoju, z którego wyszliśmy, aby podejrzeć rozmowę gości, to potencjalnie można to uznać za nielegalne uzyskanie informacji. W praktyce jednak takie sytuacje częściej traktowane są jako naruszenie prywatności (kwestia cywilna), chyba że nagranie dotyczy bardzo wrażliwych informacji. No właśnie, prawo cywilne.

Prywatność gości a prawo cywilne

Nawet jeśli prokurator nie zapuka do drzwi to potajemne filmowanie gości może naruszać ich dobra osobiste, chronione przez prawo cywilne. Każdy z nas ma prawnie chronione prawo do prywatności, intymności oraz do wizerunku. Kodeks cywilny (art. 23) wymienia m.in. wizerunek i prywatność jako dobra osobiste człowieka, a art. 24 pozwala żądać zaniechania naruszeń i zadośćuczynienia, jeśli ktoś te dobra narusza. Innymi słowy, gość ma prawo do prywatności nawet w naszym domu. Jeśli nagrywamy go w sytuacjach, w których mógł oczekiwać prywatności, może to zostać uznane za naruszenie jego dóbr osobistych.

Wizerunek osoby również jest chroniony. Co prawda samo zrobienie komuś zdjęcia czy nagranie filmu do prywatnego użytku nie jest przestępstwem, ale publiczne udostępnienie cudzego wizerunku wymaga zgody. Nawet bez publikacji, utrwalony wizerunek wbrew woli osoby może być traktowany jako naruszenie jej prawa do decydowania o swoim wizerunku. Sąd mógłby przyznać takiej osobie np. zadośćuczynienie pieniężne za naruszenie prywatności lub nakazać zniszczenie nagrań.

W praktyce, jeśli zaproszona osoba odkryje, że była nagrywana w mieszkaniu bez ostrzeżenia, ma prawo czuć się pokrzywdzona. Może wówczas wystąpić do sądu cywilnego, powołując się na naruszenie jej prawa do prywatności i zażądać przeprosin, usunięcia nagrań, a nawet odszkodowania za stres czy naruszenie dóbr osobistych. Inna sprawa jak sam sąd zakwalifikuje tego typu sytuację.

RODO a nagrywanie osób w domu

Skoro mówimy o nagrywaniu osób, warto wrócić na moment do kwestii ochrony danych osobowych. Czy nagranie wideo, na którym widać i słychać Twoich gości, to “przetwarzanie danych osobowych”? Zgodnie z RODO tak, bo wizerunek, głos czy zachowanie osób to dane, które mogą je identyfikować. Na szczęście RODO formalnie rzecz ujmując nie ma zastosowania do czynności o czysto osobistym lub domowym charakterze.

Jednak granica bywa cienka. No bo spójrzmy: jeżeli przechowujemy nagrania w chmurze lub korzystamy z inteligentnego monitoringu, gdzie dane trafiają na serwery firm trzecich, teoretycznie dane osobowe są przetwarzane przez zewnętrzny podmiot – a to już podpada pod RODO.

Warto dodać, że gdybyśmy jednak prowadził monitoring wykraczający poza użytek osobisty (bo na przykład prowadzimy home office w naszej działalności gospodarczej), musimy spełnić wymogi RODO tak samo jak duża firma czy instytucja.

Nagrania tylko do własnego folderu

Samo zachowanie nagrania “do szuflady” nie gwarantuje pełnej legalności. Jeśli już samo nagranie stanowiło naruszenie prawa (np. zostało dokonane podstępnie w intymnej sytuacji), to fakt, że zostawimy je tylko sobie, nie zmaże odpowiedzialności. Przestępstwo z art. 191a KK dokonuje się w momencie utrwalenia nagiego wizerunku bez zgody, a z kolei dalzse losy nagrania nie mają wpływu na winę sprawcy.

Również z punktu widzenia dóbr osobistych, do naruszenia prywatności dochodzi w chwili potajemnego wkroczenia w cudzą intymność (poprzez obiektyw kamery), a nie dopiero przy emisji nagrania. Brak publikacji wpływa głównie na skalę szkody – nagrana osoba może odczuć mniejszą krzywdę wiedząc, że film nie krąży publicznie. To może mieć znaczenie przy ewentualnym dochodzeniu roszczeń.

Sekstaśma jako wspólna decyzja

Z drugiej strony, jeśli osoba nagrana wyraziła zgodę na rejestrowanie (np. świadomie zgodziła się na filmowanie aktu seksualnego do prywatnego archiwum), to brak publikacji czyni sytuację w miarę bezpieczną prawnie. Jeśli dziewczyna/chłopak dobrowolnie pozwolili się nagrać i oboje zatrzymujemy to dla siebie, nie ma ani przestępstwa, ani naruszenia dóbr osobistych – oczywiście zakładając, że później nikt tej zgody nie wycofa w kontekście innego wykorzystania.

Czy ostrzegać gości o kamerze?

Zarówno względy prawne, jak i zdrowy rozsądek podpowiadają, że tak, powinniśmy. W przestrzeni publicznej czy firmach często widzimy tabliczki „Obiekt monitorowany”. W domu prywatnym prawo wprost nie nakazuje wywieszania tabliczki, ale pewne przepisy pośrednio tego wymagają, np. wspomniane już kilkukrotnie RODO. Jeżeli zaś monitoring mieści się w ramach użytku domowego i tak w grę wchodzą wcześniej opisane normy cywilne i karne. Ukryta kamera oznacza ryzyko uznania, że zastosowany został podstęp wobec gościa, a to rodzi odpowiedzialność prawną przy treściach intymnych.

Z praktycznego punktu widzenia, możemy poinformować gościa ustnie przy wejściu, że dla bezpieczeństwa mieszkanie jest monitorowane. Możemy też umieścić dyskretną informację pisemną, np. nakleję “Obiekt monitorowany” na drzwiach, choć może to być różnie interpretowane na przykład przez sąsiadów na klatce. Nie chcemy się przecież wmanewrować jeszcze w spory z przewrażliwioną wspólnotą i panią Grażyną, która ma stanowczo za dużo czasu.

Co chyba kluczowe i nie trzeba tego tematu przesadnie długo rozwijać – pewnych miejsc nie należy monitorować w ogóle, nawet przy informowaniu. Miejsca, gdzie oczekiwana jest pełna prywatność to np. łazienka, toaleta, a może nawet – to bardziej dyskusyjne – sypialnia. Gość korzystający z łazienki czy przebierający się w sypialni musi mieć zagwarantowaną intymność.

Monitoring jako ochrona mienia – czy to usprawiedliwia nagrywanie?

Załóżmy, że głównym powodem instalacji kamer jest obawa o kradzież lub zniszczenie mienia przez osoby trzecie. Przykładowo inspiracją do napisania tego artykułu był nasz czytelnik, który szczyci się bujnym życiem towarzyskim i jak sam przyznaje, ma ambicje zostania polskim Barneyem Stinsonem. A taki lifestyle kosztuje. Czy taki cel jak ochrony mienia coś zmienia w legalności nagrywania? I tak, i nie.

Monitoring jest oczywiście akceptowany jako środek ochrony. Gdyby doszło do kradzieży, nagranie mogłoby pomóc policji w wykryciu sprawcy. Ale cele nie uświęcają środków. Nie możemy w imię ochrony majątku zupełnie ignorować prywatności gości. Są sposoby, by zminimalizować ingerencję w prywatność, można skierować kamerę na wejście, korytarz lub ogólną przestrzeń salonu. Można też włączać monitoring tylko wtedy, gdy zostawiamy gościa samego w mieszkaniu lub pokoju, a na czas gdy przebywamy razem – wyłączać go.

W polskich sądach coraz częściej pojawiają się sprawy związane z naruszeniem prywatności poprzez nagrania wideo

Przykładowo, sądy karne skazują sprawców, którzy potajemnie nagrywali swoje partnerki w intymnych sytuacjach. Statystyki policji pokazują, że liczba takich przypadków rośnie – na łamach strony internetowej Kancelarii Janus z Koszalina znajdziemy podsumowanie, że w 2012 r. wszczęto 139 postępowań, a w 2017 r. już 419 postępowań dotyczących przestępstwa utrwalania nagiej osoby bez zgody. W jednej ze spraw głośno opisywanych w mediach, pewien mężczyzna ukrył kamerę w wynajmowanym mieszkaniu i nagrywał współlokatorki pod prysznicem. Nie zgadniecie, sąd nie miał wątpliwości, że doszło do rażącego naruszenia ich prywatności.

Z kolei na gruncie cywilnym znana jest sprawa, gdzie mąż zainstalował kamerę w domu, by sprawdzić wierność żony. Sąd uznał takie działanie za naruszenie dóbr osobistych żony. Nawet jeśli motywacją była prawda o małżeństwie, to żona nie wyraziła zgody na bycie obserwowaną we własnym domu. Mąż przegrał proces o ochronę dóbr osobistych i musiał usunąć urządzenia oraz przeprosić.

Monitoring w domu amanta

Owszem, możemy legalnie zainstalować monitoring w mieszkaniu, ale nagrywanie zaproszonych osób niesie za sobą poważne ryzyko naruszenia prawa i cudzych dóbr. Nagrania intymne bez zgody to przestępstwo i nawet nagrania do prywatnego folderu wciąż mogą naruszać czyjąś prywatność.

Na koniec, tak już czysto od serca i bez większego owijania w bawełnę – nagrywanie sekstaśm z ukrycia to po prostu okropny, okropny pomysł. Nawet abstrahując od czysto etycznych kwestii tej sprawy, nie mamy pełnej kontroli nad tym, co utrwalimy, co znajdzie się w chmurze firm takich jak TP-Link i kto po drodze będzie miał do tego dostęp. Buzujące hormony mogą więc zrujnować nam życie. To dopiero „wpadka”.