Na rynku pracy wrze – choć niekoniecznie z powodu zwolnień czy spektakularnych awansów. Coraz więcej specjalistów postanawia samodzielnie zadbać o swoje finanse i rozwój zawodowy, nie oglądając się na macierzystych pracodawców. Według najnowszego badania Hays Poland aż 27 proc. profesjonalistów w Polsce podjęło w ostatnich 12 miesiącach dodatkową działalność zarobkową.
Choć „dorabianie” kojarzy się raczej z walką o dodatkowe środki do życia, to wyniki badania zaskakują: największą motywacją do podjęcia dodatkowej pracy była chęć rozwoju zawodowego – tak odpowiedziało 29 proc. respondentów. Dopiero później pojawiają się cele stricte finansowe – budowanie oszczędności (23 proc.) i konieczność radzenia sobie z rosnącymi kosztami życia (21 proc.).
Wniosek? Rynek pracy zmienia się szybciej niż oferty szkoleniowe w firmach. Kandydaci wiedzą, że wyróżniki – doświadczenie, projekty, kompetencje miękkie i sieć kontaktów – ważą dziś więcej niż standardowe wpisy w CV. Jeśli można je zdobyć po godzinach, to czemu nie?
Kiedy jedna praca to za mało
Z raportu Hays wyłania się ciekawy obraz: choć gospodarka wyhamowała, profesjonaliści nie zwalniają. Aż 43 proc. osób dorabiających przeznacza na drugą aktywność maksymalnie 5 godzin tygodniowo. Kolejne 30 proc. mieści się w przedziale 6–10 godzin. Ale niemal co piąty ankietowany (18 proc.) pracuje „po godzinach” więcej niż 15 godzin tygodniowo – to już konkretna porcja czasu, porównywalna z dodatkowymi dwoma dniami roboczymi.
Ten model funkcjonowania wymaga żonglerki kalendarzem i odporności psychicznej. Bo o ile nowe projekty rozwijają, o tyle permanentne przeciążenie może odbić się na zdrowiu – zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Eksperci z Hays słusznie ostrzegają przed pułapką „pracoholizmu z wyboru”. Dobrostan nie jest luksusem, ale fundamentem długofalowej produktywności.
Dlaczego firmy powinny się tym martwić?
Z drugiej strony, aż 73 proc. badanych nie podjęło dodatkowej działalności zarobkowej w ostatnim roku. Większość z nich (45 proc.) nie ma takich planów, ale 33 proc. mówi: „zobaczymy”. A to już sygnał ostrzegawczy dla pracodawców. Jeśli zespół zaczyna „dorabiać” po godzinach, to być może główna praca nie daje im wystarczająco dużo – finansowo, rozwojowo albo emocjonalnie.
Warto tu przypomnieć, że 21 proc. ankietowanych planuje podjąć dodatkową pracę w 2025 roku. A to może oznaczać jedną z dwóch rzeczy: albo rynek wciąż nie oferuje wystarczająco dobrych warunków w głównym nurcie zatrudnienia, albo zmienia się mentalność pracowników. W obu przypadkach firmy muszą się obudzić. Bo jeśli profesjonaliści decydują się na dodatkową aktywność nie z przymusu, ale z przekonani to znak, że stare modele zarządzania talentami się kończą.
Co ciekawe, wielu specjalistów – choć rozważa dodatkowe zajęcia – nie kwapi się do zmiany etatu. Dlaczego? Bo boją się ryzyka. Obecna niepewność gospodarcza skutecznie zniechęca do radykalnych kroków. Zamiast rezygnować z pracy, wolą „dokładać sobie” inne aktywności – bardziej elastyczne, mniej zobowiązujące, dające większą kontrolę.
Dorabianie przestało być domeną freelancerek z laptopem w kawiarni czy studentów przed sesją
Coraz częściej to świadoma strategia ludzi, którzy nie chcą czekać, aż ktoś ich zauważy lub da podwyżkę. Sami inwestują w swoje kompetencje, elastyczność i niezależność. Czy to chwilowa moda? Być może. Ale w czasach, gdy wszystko się zmienia szybciej niż prognozy inflacji – trudno o lepszy plan B.