Niemiecka ustawa o mediach społecznościowych – dobre chęci, nieprzewidziane skutki

Technologie Dołącz do dyskusji (249)
Niemiecka ustawa o mediach społecznościowych – dobre chęci, nieprzewidziane skutki

Od 1 stycznia 2018 roku w Niemczech obowiązuje ustawa NetzDG dotycząca nowych obowiązków nałożonych na media społecznościowe w zakresie usuwania i rozpatrywania skarg na treści sprzeczne z prawem RFN. Kontrowersje budziła już na etapie ministerialnego projektu i po dziś dzień jest tematem medialnych dyskusji u naszych zachodnich sąsiadów. W związku z coraz częstszym pojawianiem się propozycji regulowania social mediów i powoływaniem się na “model niemiecki” warto przyjrzeć się bliżej tej ustawie i jej konsekwencjom.

NetzDG – czyli co?

30 czerwca 2017 roku Bundestag przegłosował ustawę Netzwerkdurchsetzungsgesetz (w skrócie NetzDG, pol. dosłownie – ustawę dot. przeforsowywania sieci). Projekt wniesiony został przez frakcje CDU/CSU oraz SPD i stanowił sztandarową reformę ówczesnego ministra sprawiedliwości Heiko Maasa z SPD. Za głosowały obie partie wielkiej koalicji oraz skrajna lewica die Linke. Wobec wątpliwości konstytucyjnych i w związku z ochroną wolności słowa wstrzymali się Zieloni. Przeciwko ustawie mocno protestowały nieobecne wówczas w federalnym parlamencie liberalna FDP i prawicowo-populistyczna AfD. Ustawa weszła w życie 1 stycznia 2018 roku.

NetzDG nakłada nowe obowiązki na portale społecznościowe powyżej 2 mln użytkowników w kraju w zakresie raportowania skarg na sprzeczne z prawem treści (przykładowy raport w języku niemieckim), postępowania z nimi oraz określa kary za nieprzestrzeganie jej przepisów. Od wejścia w życie ustawy dostawca zobowiązany jest stworzyć działający i transparentny proces postępowania ze skargą na sprzeczną z prawem treść. Zgłoszone bezprawne treści muszą być usuwane w przeciągu 7 dni (termin ten może zostać przedłużony gdy ustalenie bezprawności treści zależy od ustalenia innych okoliczności faktycznych lub powoła w tym celu rzeczoznawcę zgodnie z dalszymi przepisami), a treści bezprawne w sposób oczywisty w przeciągu 24 godzin. Jeśli przedsiębiorstwo otrzyma ponad sto skarg w roku, zmuszone jest opublikować na swojej stronie internetowej specjalny raport oraz do przesłania go organom państwowym.

Za złamanie przepisów ustawy przedsiębiorstwom grozi kara do 5 mln euro. Dotyczy to również sytuacji, gdy wpis nie został popełniony w Niemczech. Administrację odpowiedzialną za nakładanie i egzekwowanie kar powołuje Ministerstwo Sprawiedliwości we współpracy z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych, Ministerstwem Transportu oraz Ministerstwem Gospodarki i Energetyki.

Kontrowersje i pytania

W kwietniu 2017 roku, jeszcze przed głosowaniem nad projektem ustawy, ukazał się manifest na rzecz wolności słowa przeciwko ustawie Heiko Maasa podpisany przez dziennikarzy, organizacje społeczeństwa obywatelskiego, sędziów, wykładowców akademickich i działaczy na rzecz praw człowieka. Sygnatariusze manifestu podkreślali istotność wolności słowa w ustroju demokratycznym i konieczność rozpatrywania przypadków łamania prawa przez sądy, a nie prywatne podmioty, w których interesie zawsze będzie bardziej zachowawcza linia.

Ustawę bardzo ostro krytykuje niemiecki oddział Reporterów Bez Granic. Reporterzy ustawę uznają za niebezpieczny akt prawny, który wyposażył prywatne korporacje w prawo do decydowania o swobodzie informacji. Podobnie jak sygnatariusze manifestu na rzecz wolności słowa wskazują również na zjawisko “nadblokowania” ( z ang. overblocking) – sytuacji, w której, na skutek nieprecyzyjnych kryteriów co do treści i niechęci przedsiębiorstw do płacenia kar, blokują one treści niejako “na zaś” celem uniknięcia dalszych kłopotów z administracją publiczną.

W styczniu 2018 roku była minister sprawiedliwości z ramienia FDP i uznana działaczka na rzecz praw człowieka, Sabine Leutheusser-Schnarrenberger, na łamach dziennika Handelsblatt opowiedziała się za uchyleniem ustawy, zwracając uwagę na jej zagrożenia i absurdy – m.in. fakt, że w Niemczech portale społecznościowe zaczęły blokować treści dostępne w innych krajach, a w rolę quasi-sędziego wcielały się algorytmy. Zarówno Reporterzy, jak i była minister domagali się, by co przynajmniej umożliwić odwołanie od decyzji portalu do niezależnej instytucji.

Pół roku później dwóch polityków FDP zaskarżyło ustawę do sądu administracyjnego w Kolonii, twierdząc, iż prowadzi ona do cenzury, jest sprzeczna z niemieckim prawem, a być może nawet z Konstytucją (posłowie w opublikowanym na swoich stronach oświadczeniu zwracają również uwagę, iż kraj na poziomie federalnym nie miał prawa do uregulowania kwestii mediów społecznościowych w zgodzie z Ustawą Zasadniczą, gdyż jest to kompetencja zarezerwowana dla Landów). Sąd jednak oddalił skargę w lutym 2019 roku ze względu na brak osobistej szkody po stronie polityków. Odwołali się oni do nadreńskiego naczelnego sądu administracyjnego (Oberverwaltungsgericht) w Munster. Sprawa jest w toku.

Dobrymi chęciami…

W intencji autorów ustawy leżało ograniczenie problemu rosnącej liczby przestępstw z nienawiści w Internecie (w Niemczech podżeganie do nienawiści stanowi przestępstwo zgodnie z § 130 StGB – pol. kodeksu karnego). Uzasadniając projekt NetzDG Minister Maas powoływał się na statystyki obrazujące ponad 300% wzrostu liczby przestępstw z nienawiści w roku 2016. Podczas debaty plenarnej w Bundestagu można było odnieść wrażenie, że deputowani wręcz licytowali się w zacytowaniu najbardziej szokującego wpisu z parlamentarnej mównicy. Zdaniem zwolenników ustawy, miała ona zakończyć problemy z nienawiścią i fałszywymi newsami w Internecie oraz stać się wzorem dla innych krajów.

… piekło jest wybrukowane

Tymczasem już dwa dni po wejściu w życie, 3 stycznia 2018 roku Twitter zablokował konto magazynu satyrycznego “Titanic”, który wyszydzał rasizm działaczki AfD Beatrix von Storch. Ofiarą własnej ustawy szybko padł sam Heiko Maas, któremu bez żadnego uzasadnienia usunięto tweet sprzed lat, w którym nazwał partyjnego kolegę “idiotą”, krytykując go za islamofobię.

W raporcie z 2019 roku Fundacja im. Friedricha Naumanna na Rzecz Wolności (FNF) opublikowała raport dot. walki z fake news, w którym podsumowała wpływ NetzDG na portale społecznościowe. Facebook w 2018 roku skasował 18,2% zaskarżonych treści, Twitter 10,2%, a You Tube 26%. Jednak w kategorii “Fake News”, portale kasowały nie więcej niż 2% treści.

NetzDG faktycznie stała się wzorcem dla innych krajów, choć chyba nie tak, jak mieli to na myśl jej autorzy. Niedługo po jej uchwaleniu bardzo podobny projekt przedstawili deputowani “Jednej Rosji” w Dumie. Podobnie jak w niemieckiej ustawie, w Rosji media społecznościowe miałyby 24 godziny na usunięcie wskazanych treści i za brak działań były karane finansowo. Ostatecznie podobne przepisy stopniowo były dodawane do rosyjskiego prawa, w myśl przyjętej przez rosyjskie władze strategii rozwoju społeczeństwa informacyjnego, zakładającej wykorzystanie Internetu do rozprzestrzeniania tradycyjnych, rosyjskich wartości.

Wnioski dla Polski

Autorzy zaprezentowanej niedawno przez Ministerstwo Sprawiedliwości “ustawy o wolności słowa”, na konferencji prasowej mającej zaprezentować jej założenia, powoływali się na rozwiązania niemieckie oraz francuskie, mając najpewniej na myśli ustawę “Loi Avia”, której większość przepisów uchylił francuski sąd konstytucyjny jako sprzeczne z zagwarantowaną w art. 11 Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela wolnością słowa. Pokusy, by regulować media społecznościowe pojawiają się jednak w rozmaitych środowiskach.

Analizując rozwiązania z innych krajów w tym zakresie warto mieć na szczególnym względzie również możliwość istnienia nieprzewidzianych skutków tego typu regulacji oraz zagrożeń dla wolności słowa z nich wynikających. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do Francuzów czy Niemców, Polacy na swój sąd konstytucyjny liczyć nie mogą.

Piotr Oliński – współpracownik zespołu prawnego fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR), wiceprezes stowarzyszenia Liberty Forum Poland, student prawa na Uniwersytecie Warszawskim