Pomysł opodatkowania wierzących ma mizerne szanse powodzenia nawet jak na petycję do Senatu
Być może to kwestia tzw. sezonu ogórkowego, ale w ostatnim czasie dużo słyszymy o kolejnych petycjach kierowanych do poszczególnych izb parlamentu. Niektóre z nich są niemalże szalone, inne to naprawdę dobre pomysły. Najnowszym przykładem tych drugich może być sugestia likwidacji monet 1- i 2-groszowych. Głośno się zrobiło z kolei o przedstawicielce pierwszej kategorii. Autor petycji do Senatu o numerze P11-89/25 chciałby wprowadzić w Polsce niemiecki podatek kościelny. Jak możemy przeczytać na stronie internetowej izby wyższej naszego parlamentu:
Autor petycji postuluje wprowadzenie podatku kościelnego, na wzór regulacji obowiązujących w państwa europejskich (Niemcy). Petytor proponuje, aby pobór podatku następował z wynagrodzenia za pracę (umowa o pracę, umowa zlecenie, umowa o dzieło). Pracodawca zobowiązany byłby przekazywać 8% wynagrodzenia osoby, która zadeklarowałby przynależność do kościoła lub związku wyznaniowego do Urzędu Skarbowego. Urząd Skarbowy natomiast należny podatek przesyłałby na konto zadeklarowanego kościoła lub związku wyznaniowego. W przypadku deklaracji ateizmu, podatek nie byłby pobierany. W opinii autora petycji wnioskowane rozwiązanie jest sprawiedliwe, ponieważ ciężar finansowy spoczywa wyłącznie na osobach świadomie deklarujących swoją przynależność do kościoła lub związku wyznaniowego.
Z pewnością w oczy rzuca się nam propozycja przekazywania 8 proc. wynagrodzenia na rzecz wybranego przez siebie kościoła albo związku wyznaniowego za pośrednictwem Urzędu Skarbowego. Co bardziej spostrzegawczy dostrzegą fragment o niepobieraniu nowej daniny od ateistów. Ktoś złośliwy mógłby na podstawie tej jednej informacji wywnioskować poglądy religijne autora petycji.
Pytanie jednak brzmi, czy wprowadzenie takiego rozwiązania jest realne? Śledząc informacje medialne dotyczące tej konkretnej petycji, moglibyśmy rzeczywiście dojść do takiego wniosku. Na szczęście w tym przypadku rzeczywistość polityczna pozwala postawić tezę, że do wprowadzenia niemieckiego podatku kościelnego w Polsce nie dojdzie. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że przyjęcie takiego rozwiązania w Polsce jest praktycznie niemożliwe.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Niemiecki podatek kościelny w Polsce? To ostatnie, czego chciałby polski Kościół
Skąd tak radykalne podejście z mojej strony? Przyczyny są tak naprawdę dwie. Zacznijmy od tej czysto utylitarnej. Z perspektywy polskiego podatnika 8 proc. dochodu to naprawdę dużo. To stawka niemalże odpowiadająca składce zdrowotnej, którą odprowadza przytłaczająca większość z nas. Wynosi ona 9 proc. Pewne różnice występują jedynie w przypadku części przedsiębiorców oraz słabiej zarabiających osób, które korzystają z dobrowolnego ubezpieczenia w NFZ.
Jeżeli już polski rząd miałby nagle włączyć coś do podatku dochodowego od osób fizycznych, to z pewnością byłby to pełnoprawny podatek zdrowotny, który rozwiązałby całkiem sporo problemów z tytułem do ubezpieczenia obywateli naszego kraju. Przy czym trzeba wziąć poprawkę na to, że prawdopodobnie przyniosłoby to mniejsze wpływy do systemu opieki zdrowotnej. Składka zdrowotna w przeciwieństwie do podatku PIT nie zawiera żadnej kwoty wolnej, ulg czy kosztów uzyskania przychodu.
Drugi powód jest prozaiczny. Z punktu widzenia politycznego niemiecki podatek kościelny w Polsce nie kalkuluje się absolutnie nikomu. Nie tak dawno poprzedni rząd obniżył podstawową stawkę podatku PIT z 18 proc. do 12 proc. Jeżeli obecny rząd de facto podniósłby podatek dochodowy do 20 proc., to jego i tak nienajlepsze szanse na utrzymanie władzy w wyborach parlamentarnych w 2027 r. stałyby się wręcz iluzoryczne.
Z punktu widzenia samego Kościoła niemiecka danina niespecjalnie się opłata. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że 8 proc. dochodu większości Polaków to góra pieniędzy. Problem w tym, że nasi rodacy w Niemczech znaleźli sposób na uniknięcie płacenia daniny. Wystarczy przecież akt apostazji. Masowe wypisywanie się z Kościoła podkopałoby to, na czym biskupom najbardziej zależy: iluzję rządu dusz Polaków, w którą wciąż wieżą politycy i która zapewnia Kościołowi preferencyjne traktowanie. Konkretny powód, by obywatele mieli zaprzątać sobie głowę swoim stosunkiem do zinstytucjonalizowanej religii, stanowiłby prawdziwą tragedię dla hierarchów oraz parafii.
Nie sposób także wspomnieć o bardzo niemrawym tempie prac nad zlikwidowaniem Funduszu Kościelnego i zastąpienia go jakąś formą dużo niższego dobrowolnego odpisu podatkowego na rzecz kościołów i związków wyznaniowych. Realizacja tej obietnicy idzie na tyle powoli, że aż zniecierpliwiona Lewica zapowiadała złożenie własnego projektu ustawy. Niemiecki podatek kościelny to dużo ambitniejszy projekt. Można się więc spodziewać, że jego wdrożenie byłoby dużo bardziej kontrowersyjne, wymagające bardziej zaawansowanych analiz i po prostu bardziej czasochłonne.