Gospodarka naszych zachodnich sąsiadów długo była kołem zamachowym całej Europy. Teraz jednak wyraźnie się zacina. Prognozy nie są może dramatyczne, ale raczej recesji w przyszłym roku nie uda się uniknąć. Bolesne jest jednak to, że niemieckie firmy padają – i to te z bardzo długimi tradycjami.
Myśląc o niemieckiej gospodarce, zwykle pierwsze skojarzenia krążą wokół wielkich koncernów, jak Daimler, BMW, VW czy Siemens. Jednak tak naprawdę siłą biznesu naszych sąsiadów są tysiące (czy raczej dziesiątki tysięcy) rodzinnych firm, które mają tradycje i są mocno osadzone w swoich niszach.
Kryzys energetyczny jednak dobija wiele z tych firm. Niedawno na przykład wniosek o upadłość złożyła firma Kappus, która produkowała mydła od 1848 r. Tak, od momentu Wiosny Ludów! Na bruk ma pójść 180 osób. Na taki sam ruch zdecydowała się działająca również w Polsce Grupa Borgers, która wytwarza tekstylne elementy dla koncernów motoryzacyjnych, zwłaszcza dla VW. Wniosek o postępowanie upadłościowe złożyła też Bodeta, firma od 130 lat produkująca słodycze oraz cukierki.
Lista jest dłuższa. Media podają, że niewypłacalny staje się niemiecki producent mebli Hülsta, który działa od 1940 r. i zatrudnia ok. 600 osób. Podobnych przypadków pewnie będzie coraz więcej.
Niemieckie firmy padają. Wina (nie tylko) Putina
Przyczyny we wszystkich tych przypadkach są podobne: firmy ledwo co się uporały z lockdownami covidowymi, a teraz muszą stawić czoła rosnącym cenom energii i surowców. Warto tu zaznaczyć, że niemiecka gospodarka niezwykle uzależniła się od rosyjskiego gazu, a zwłaszcza tyczy się to niemieckiego przemysłu. Uzależnienie od surowców Putina musiało źle się skończyć – i ten scenariusz właśnie się realizuje. Niemieckie firmy, które przetrwały dziesięciolecia, płacą więc teraz za błędy Gerharda Schrödera, Angeli Merkel czy Olafa Scholza. Jak wiadomo jednak, przyroda nie znosi próżni – gospodarka również. Problemy niemieckiego przemysłu są więc szansą dla polskiego. Kłopot w tym, że w tych trudnych czasach polskie przedsiębiorstwa mogą liczyć na dość ograniczoną pomoc ze strony państwa. Być może szansa na zaistnienie na wielu nowych rynkach przechodzi właśnie polskim firmom koło nosa.