Drożyzna w Polsce trwa i nic nie wskazuje na to, żeby miała odpuścić. Mało tego: pojawiają się kolejne symptomy sugerujące piętrzenie się trudności w nadchodzących miesiącach. Tym razem ceny energii na rynku hurtowym przebiły barierę 1000 zł za MWh. Mowa o kontraktach na 2023 r.
10 maja cena megawatogodziny przebiła psychologiczną barierę 1000 zł
Rzeczpospolita informowała w poniedziałek o rekordzie, jaki pobiły ceny energii na rynku hurtowym. Za megawatogodzinę w najpopularniejszych kontraktach na 2023 trzeba było we wtorek 10 maja zapłacić aż 1024 zł. Jeszcze 6 maja było to 517 zł za MWh. Warto przy tym odnotować, że w międzyczasie ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla nieco spadły, podobnie jak hurtowe ceny węgla i gazu. Przynajmniej na polskich giełdach.
Jako przyczynę tak drastycznego wzrostu cen wymienia się w pierwszej kolejności perturbacje na holenderskiej giełdzie TFF. Tam gaz jak najbardziej zdrożał, z powodu rzekomych przygotowań Niemiec na wypadek nagłego wstrzymania dostaw rosyjskiego gazu. Taka ewentualność stała się realna w momencie, gdy Rosja wstrzymała dostawy gazu do Polski, Litwy i Bułgarii. Teraz Rosjanie zaprzestali także dostarczania energii elektrycznej Finlandii, w odwecie za wyrażenie woli przystąpienia tego państwa do NATO.
Co to jednak oznacza dla Polski? Rynek spodziewa się wzrostu zapotrzebowania na energię, która w naszym kraju wciąż pochodzi przede wszystkim z węgla. Problem w tym, że zimą Polska może się borykać z brakiem węgla, co wpłynie przede wszystkim na sytuację gospodarstw domowych – ale może również uderzyć w krajową energetykę. Uzupełnienie braków staje się tym bardziej problematyczne, że nasi zachodni sąsiedzi również mogą potrzebować większych ilości węgla. Chociażby w ramach wspomnianego planu awaryjnego na wypadek problemów z gazem.
Jak to zwykle w takich wypadkach bywa, niepewna przyszłość nakręca wysokie ceny energii na rynku hurtowym. To z kolei może mieć bezpośrednie przełożenie na wysokość płaconych przez nas rachunków za prąd.
Ceny energii na rynku hurtowym dzisiaj mogą wpłynąć na wysokość inflacji w przyszłym roku
Przede wszystkim, w związku z postępującym uwolnieniem rynku energii energetycznej, podobnie jak w przypadku gazu, taryfy zatwierdzane przez Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki dotyczą gospodarstw domowych. Co z kolei oznacza, że wysokość taryf dla przedsiębiorców są kształtowane rynkowo. Wysokie ceny zakupu energii na rynku hurtowym mogą więc oznaczać wysokie rachunki płacone przez firmy. Jeżeli wzrost cen energii w 2023 r. będzie tak wysoki, jak informowaliśmy niedawno, to możemy mieć do czynienia niemalże z powtórką kryzysu gazowego z początku tego roku.
Jeśli ktoś jednak myśli, że gospodarstwa domowe są całkowicie bezpieczne, to jest w błędzie. Prezes URE z pewnością w jakimś stopniu przychyli się do wniosków poszczególnych spółek energetycznych o zaakceptowanie nowych, wyższych taryf. Tak przecież było w przypadku cen na 2022 r, gdy rachunki za gaz i prąd poszły w górę. Szacunki ekspertów Banku Pekao sprzed kilku dni sugerowały, że tym razem rachunki mogłyby wzrosnąć nawet o 70 proc. Zakładając nawet scenariusz optymistyczny i powściągliwość prezesa URE, możemy się spodziewać kolejnych wzrostów o mniej więcej jedną czwartą.
Rezultat kolejnej fali wzrostów cen nośników energii jest dość oczywisty: inflacja rosnąca w najlepsze. Ekonomiści spodziewają się co prawda, że ta latem powinna przestać rosnąć, a w przyszłym roku nawet zacząć spadać. Trudno jednak być optymistą. W końcu to właśnie ceny energii stanowią jeden z tych czynników, które najbardziej nakręcają wzrost cen w całej gospodarce. Wszystko wskazuje więc na to, że także rok 2023 będzie, delikatnie rzecz ujmując, trudny.