Nieodwołanie wizyty u lekarza, na którą się później nie pójdzie, prowadzi do marnowania cennego czasu. Traci go nie tylko lekarz, ale także pozostali pacjenci. Być może czas zacząć się wzorować na sektorze prywatnym i zacząć karać takie osoby. W końcu takie zachowanie nie różni się co do swojej istoty od wydzwaniania bez potrzeby na numery alarmowe. Za to już jak najbardziej grozi grzywna.
Lekarze i pacjenci chcą kar dla niesumiennych pacjentów, a Ministerstwo Zdrowia zapiera się rękami i nogami
Jednym z problemów trapiących naszą opiekę zdrowotną są zbyt długie kolejki do specjalistów. Dotyczy to także oczekiwania na konkretne zabiegi. Terminy wyznaczane na parę lat do przodu stanowią przykład narodowego śmiechu przez łzy. Nawet wizyta u lekarza rodzinnego potrafi się ciągnąć dłużej, niż by mogła. Winowajcą takiego stanu rzeczy często są sami pacjenci. Wszystko przez nieodwoływanie wizyty u lekarza, kiedy wiedzą, że się na niej nie pojawią.
W czym dokładnie tkwi problem? Ktoś mógłby powiedzieć, że jeśli my się nie pojawimy na wizycie, to jakaś inna osoba skorzysta z naszego miejsca w kolejce. Tak jednak nie jest. Pacjenci umawiani są na konkretne terminy: godzina, dzień, miesiąc, rok. Tym samym nasza nieobecność rzadko kiedy przysłuży się komukolwiek. W najlepszym wypadku może pomóc rozładować ewentualne opóźnienie danego dnia. W najgorszym zmarnujemy cenny czas, który personel medyczny mógłby wykorzystać, by pomóc komuś innemu.
Nie ma się więc co dziwić, że od dłuższego czasu w debacie publicznej przewija się postulat, by wprowadzić kary za nieodwołanie wizyty u lekarza. Aż 90 proc. przedstawicieli tego zawodu uważa, że to znakomity pomysł. Jego zwolennikiem okazał się także szef InPost Rafał Brzoska. Co więcej, takie rozwiązanie funkcjonuje już w niektórych krajach europejskich, na przykład w Norwegii i Szwecji. W sektorze prywatnym firmy zabezpieczają się przed niesumiennymi pacjentami właśnie poprzez opłaty za nieodwołanie wizyty. W grę wchodzi także wyrzucenie pacjenta na samiuśki koniec kolejki.
Rozwiązań ogólnokrajowych nie mamy i najprawdopodobniej mieć nie będziemy. Wzbrania się przed nimi Ministerstwo Zdrowia. Argumenty przeciwko podawał wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny w odpowiedzi na poselską interpretację w tej sprawie.
Natomiast wprowadzenie opłat w głównej mierze wpłynęłoby negatywnie na osoby w trudnej sytuacji ekonomicznej (dla których stanowiłoby to poważne obciążenie) albo przewlekle chorych (którzy statystycznie częściej korzystają ze świadczeń i prawdopodobieństwo niestawienia się na świadczenia jest większe), co w obu przypadkach skutkowałoby niepożądanym efektem w postaci ograniczenia (utrudnienia) dostępu do świadczeń.
Nieodwołanie wizyty u lekarza nie różni się aż tak bardzo od nieuzasadnionego wezwania pogotowia
Prawdę mówiąc, nieodwołanie wizyty u lekarza możemy śmiało sklasyfikować jako przejaw przynajmniej daleko posuniętej nieuprzejmości. Oczywiście powinniśmy wyeliminować zdarzenia nagłe, w których nie jesteśmy w stanie poinformować danej placówki, że nie będzie nas na wizycie. W większości przypadków problem można rozwiązać za pomocą jednej rozmowy telefonicznej. Trudno więc byłoby mówić o jakimkolwiek wysiłku ze strony pacjenta. Być może w przyszłości będzie jeszcze łatwiej. Możliwe, że pewnego dnia będziemy się rejestrować na wizyty i je odwoływać za pomocą Internetowego Konta Pacjenta.
Warto w tym momencie wrócić do propozycji Rafała Brzoski. Sugerował on minimalną opłatę karną za nieodwołanie wizyty u lekarza. Wynosiłaby zapewne kilkadziesiąt złotych. Ot, by pacjenta zdyscyplinować, ale nie zrujnować. Wbrew słowom wiceministra Koniecznego nie byłoby to poważne obciążenie dla budżetu nawet stosunkowo ubogiego Polaka. Nikt też nikomu nie zabrania najzwyczajniej w świecie pojawiać się na umówionych wizytach.
Ktoś mógłby oczywiście argumentować, że kara za nieodwołanie wizyty u lekarza kłóci się z koncepcją bezpłatnej opieki zdrowotnej. Niektórzy uważają wręcz, że rozwiązanie to jest sprzeczne z Konstytucją RP. Tak jednak nie jest. Już teraz mamy do czynienia z bardzo zbliżoną sytuacją, która w świetle obowiązujących przepisów może stanowić nawet wykroczenie. Mam na myśli art. 66 kodeksu wykroczeń.
§ 1. Kto:
1) chcąc wywołać niepotrzebną czynność, fałszywą informacją lub w inny sposób wprowadza w błąd instytucję użyteczności publicznej albo organ ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia,
2) umyślnie, bez uzasadnionej przyczyny, blokuje telefoniczny numer alarmowy, utrudniając prawidłowe funkcjonowanie centrum powiadamiania ratunkowego podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 zł.§ 2. Jeżeli wykroczenie spowodowało niepotrzebną czynność, można orzec nawiązkę do wysokości 1000 złotych.
W szczególności zwróciłbym uwagę na §1 pkt 2) zacytowanego przepisu. Niewątpliwie już teraz możemy karać za zupełnie zbędne zawracanie głowy organom ochrony zdrowia. Pewną przesadą byłoby stwierdzenie, że już teraz można by ten przepis zastosować do pacjentów niepojawiający się na umówionych wizytach. Dużo jednak nie brakuje. W przypadku blokowania miejsca na liście osób oczekujących na poważny zabieg albo konsultację, konsekwencje dla innych również mogą być poważne. Tym samym nie ma powodu, by zawzięcie bronić się przed wprowadzeniem kar.