Uber nie jest moją ulubioną platformą komunikacji z wielu powodów, o których kilkukrotnie wspominałem na łamach Bezprawnika.
Trzeba mu jednak oddać, że pomimo wielu moich zastrzeżeń co do jakości obsługi – jest tani i w miarę działa.
Owszem, kierowcy czasem nie znają miasta, ale przecież nawigacja jest zupełnie wystarczająca w zdecydowanej większości wypadków.
Owszem, kierowcy czasem ledwie komunikują się w języku polskim, ale przeszkadza to w marginalnych przypadkach. Na ogół nie ma potrzeby wdawać się w dyskusję, a nawet można odetchnąć z ulgą, że kierowca nie męczy swoimi odkrywczymi poglądami na temat Plandemii.
Owszem, kierowcami czasem jest margines społeczny, ale to taksówkarze okradali i naciągali moich znajomych, jeszcze nie zdarzyło się tak, by kogoś z nich pozbawił smartfona kierowca Ubera.
Ostatnio odnalazłem datę mojego pierwszego przejazdu Uberem
Otóż jest to końcówka roku 2014. Aż trudno mi było uwierzyć, że ze startupem, który zrewolucjonizował przewóz osób, jeżdżę już 6 lat. Gdyby więc stosowną ustawę przedstawiono w 2014 roku, pewnie przyjąłbym ją ze zrozumieniem. Nieznane. Potrzeba regulacji. Naturalny proces.
Po co jednak ograniczać coś, co z powodzeniem działa od lat, ma nad Wisłą masę użytkowników i trwale zapisało się w krajobrazie największych miast?
Szczegółowo zmiany w Uber 2020 Justyna Bieniek omawia w osobnym wpisie. Nowe przepisy zakładają, że wszystkie pojazdy świadczące usługi przewozu będą musiały zostać oznaczone jako taksówki. Do tego kierowcy będą musieli posiadać specjalną licencję taxi – pisze. To z kolei oznacza, że kierowców będzie mniej, a w konsekwencji ceny przejazdów mogą wzrosnąć. Zwłaszcza, że rząd tradycyjnie pisał prawo na kolanie, a rynek na jego wdrożenie nie jest gotowy.
Zupełnie nie pojmuję tej fetyszyzacji licencji i ograniczeń działalności gospodarczej na polskim rynku. Kiedy bowiem prześledzimy medialne doniesienia, to Uber nie wyróżniał się w nich szczególnie pod względem problemów stwarzanych na przykład w ruchu drogowym. Większym zagrożeniem w ostatnich miesiącach, przynajmniej wnioskując z przekazów medialnych, była komunikacja publiczna w Warszawie, niż kierowcy Ubera.
Lex Uber poprawi jakość Ubera
Żeby było jasne – nowe regulacje z pewnością poprawią jakość Ubera. Należy się jednak zastanowić, jakim kosztem się to odbędzie i czy na pewno warto. Pamiętajmy, że przynajmniej w założeniach Uberem może jeździć każdy, co w dobie epidemii pozwala na większą elastyczność na rynku pracy czy możliwość podreperowania domowego budżetu. W praktyce Uberem jeżdżą Ukraińcy zrzeszani przez jakieś dziwne spółki. Teraz część Ukraińców porobi licencje, a zwykli ludzie już Ubera nie użyczą.
Dziwne, że ustawodawcy nie przeszkadza BlaBlaCar, który sprowadza się mniej więcej do tej samej idei, tylko podróż ma charakter międzymiastowy.
Wolałbym jednak, by tego pomysłu nie podchwycono na szczeblu władzy, ponieważ biegunka legislacyjna w naszym kraju ma się dobrze. Produkujemy więcej prawa, niż prawnicy i przedsiębiorcy są w stanie na bieżąco przyswoić. Na dodatek jest to prawo złej jakości. Być może warto byłoby odwrócić priorytety.