W wojnie polsko-polskiej nie ma zwycięzców, a internet to bezustanne pole bitwy. Można się temu przyglądać jedynie z pobłażaniem, bo u części osób ewidentnie wyłączyło się krytyczne myślenie. Zasada, jaką rządzą się obozy polityczne brzmi: ani kroku w tył.
Nie tak dawno pracowniczka Instytutu Pamięci Narodowej, blogerka fotografująca kamienice warszawskie – Marta Smolańska – zauważyła w całkowicie neutralny sposób, że użyty w „Koronie królów” barwnik nie pasuje do epoki. Ponieważ dotychczas raczej popierała większość rozwiązań wprowadzonych przez Prawo i Sprawiedliwość, czytający wpadli w osłupienie. I ruszyła lawina negatywnych komentarzy, zwieńczeniem których była „lewacka szmata”. Obozy polityczne cechuje radykalizacja języka, bo jest o co walczyć.
Moweina – pierwszy odkryty syntetyczny barwnik (z francuskiego mauvéine od mauve "malwa, koloru malwy") powstał w roku 1856. Jego twórcą był angielski chemik William Henry Perkin.#koronakrolow pic.twitter.com/d7sCxdsduc
— Marta Smolańska (@MSmolanska) January 3, 2018
„Korona królów” to jaskrawy (jak owa moweina) przykład tego, że część zgromadzonych po jednej stronie barykady nie chce i nie potrafi wykrzesać z siebie choćby odrobiny krytycyzmu. To nie dzieje się, rzecz jasna, tylko w jednym obozie (Grzegorza Sroczyńskiego bezustannie atakowano za to, że krytykował Platformę Obywatelską i chwalił część pomysłów PiS na łamach „Gazety Wyborczej”), ale ci, którzy popierają rząd, chyba utknęli w syndromie oblężonej twierdzy. Każde, najdrobniejsze słowo krytyki odbierane jest jak bezpardonowy, ostry atak na dobrą zmianę… której wszakże krytykować nie można, bo to domena tych złych, niegodnych i z ciemnej strony mocy.
Ani kroku w tył
Parę lat temu, kiedy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, sympatyzująca z prawicą blogerka Kataryna dostrzegła kilka rys na idealnej powierzchni, jaką był nowy rząd. Swoimi przemyśleniami dzieliła się na Twitterze, aż do momentu, w którym zdała sobie sprawę, że nawet najcichsza krytyka jest uznawana za odpowiednik puszczenia bąka w towarzystwie. Nieważne, jak się starasz to zrobić, zawsze wychodzisz na niegrzecznego, aż wreszcie musisz wyjść. I kataryna wyszła – na pewien czas, nie mogąc znosić bezustannego deszczu obelg.
Z Rafałem Ziemkiewiczem było nieco inaczej. Już wcześniej sygnalizował, że sympatyzuje z klubem Kukiz’15 (a konkretniej – z jego narodowodemokratyczną odnogą). Od czasu do czasu wytykał jakieś błędy, ale czytelnikom to umykało, od czasu do czasu wyrwało się jakieś ciche „ooo, rozkraczony”, ewentualnie kilka bluzgów. Nic szczególnie ciekawego. Piekło rozpętało się w momencie, w którym RAZ wyraził na głos opinię, iż liczy na weto prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym. Na taki szkwał Rafał Ziemkiewicz nie był przygotowany, a jego rozpryskami dostaje od czasu do czasu. Rzućmy choćby okiem na ten tweet:
Udany łykend. Jaki grozi zerwaniem koalicji jeśli poleci Ziobro, Sakiewicz wojną o Macierewicza, a Orzeł, zwykle zorientowany w duszy Jaro, zapowiada go na premiera, choć dziecko widzi że to samobój. I tak wchodzimy w trzeci miesiąc samozaorywania się przez PiS "rekonstrukcją"
— Rafał A. Ziemkiewicz (@R_A_Ziemkiewicz) December 3, 2017
Pierwszy komentarz? Niech Ziemkiewicz się uspokoi, bo brzmi, jakby był na pasku „wiadomych sił”.
Podobny los spotkał Łukasza Warzechę, chociaż wcześniej. Ten – niegdyś ulubieniec strony, która lubi uważać się za prawicę – postanowił krytykować rozwiązania gospodarcze wprowadzone przez Prawo i Sprawiedliwość. Jak się można łatwo domyślić, obserwujący szybko się zorientowali, że jak się komuś nie podoba za duży podatek, to niewątpliwie jest wrogiem PiS. PiS był wiecznie atakowany, dlatego teraz, przez przynajmniej piętnaście lat, należy mu się taryfa ulgowa, a wszystkie rozwiązania trzeba chwalić. Jeśli nie ma się na to ochoty, to wypada chociaż milczeć, w przeciwnym razie wlatuje klasyczny argument pod tytułem „a jak Platforma rządziła, to…”. Warzecha jest zresztą teraz w stanie permanentnej wojny z Jackiem Karnowskim. I niektórymi dziennikarzami „Gazety Polskiej Codziennie”.
Gdybym pisał w II RP tak, jak piszę teraz o władzy, to raczej wylądowałbym w gliniance, jak Dołęga-Mostowicz. Tylko nie wiadomo, czy ktoś by mnie z niej wyciągnął. https://t.co/tF646u2g8M
— Łukasz Warzecha (@lkwarzecha) January 4, 2018
Obozy polityczne – jest ich wiele, możesz wybrać tylko z dwóch (trzech)
Taka reakcja, choć przesadna, pokazuje również, jak niewielki mamy wybór na polskiej scenie politycznej. Niektórzy straszą, że jednomandatowe okręgi wyborcze zabetonują polską scenę polityczną, ale czy to – powiedzmy sobie szczerze – już się nie stało? Pluralizm jest tak pozorny, że można go nazwać dualizmem. Jeden obóz straszy, że niepopieranie ich oznacza zgodę na działania tych drugich. Wszyscy, którzy pisną chociaż słowo krytyki pod adresem tych czy tamtych nazywani są symetrystami, rozkraczonymi. Zupełnie, jakby cała ta polityka sprowadzała się wyłącznie do dwóch obozów.
Popierasz inne ugrupowanie niż PiS, PO, względnie Nowoczesna? Prawdopodobnie jesteś rozkraczonym symetrystą. Obozy polityczne znają tylko światło i ciemność, a obie są dwiema stronami tej samej monety – ślepoty. Pamiętam jak dziś – wzięłam udział w jednej takiej dyskusji, cierpliwie tłumacząc, że Polska nie dzieli się na dwa obozy. Mój rozmówca odpowiedział, że jak to nie: jest pokolenie AK i pokolenie UB. Z tak spolaryzowaną argumentacją nie da się dyskutować, toż to całkowicie binarny świat.
Mierny, ale wierny
Wierność poglądom oznacza w tych środowiskach wierność konkretnym ugrupowaniom. Nie ma miejsca na wyrażenie wątpliwości, bowiem te oznaczają słabość. Tak, jak swego czasu po stronie Komitetu Obrony Demokracji nie można było nieśmiało bąknąć pytania, czy facet, który nie płaci alimentów własnym dzieciom to dobry lider, tak samo teraz, po tej drugiej, nie wolno skrytykować nawet niehistorycznego barwnika. Nikogo nie obchodzi, że taka krytyka ma sens. Mogłaby zaszkodzić rządzącym, postawić po stronie tych drugich, a na to nikt nie chce sobie pozwolić.