ecommerce Prawo Zakupy

Odsprzedaż tradycyjnych książek to co innego niż odsprzedaż e-booków. Ta druga jest co do zasady nielegalna

Mariusz Nyka
31.07.2023
Mariusz Nyka
Mariusz Nyka
31.07.2023
Odsprzedaż tradycyjnych książek to co innego niż odsprzedaż e-booków. Ta druga jest co do zasady nielegalna

Teoretycznie e-book jest po prostu cyfrowym odzwierciedleniem tradycyjnej książki w wersji papierowej. Gdy jednak zaczniemy zagłębiać się w praktyczne szczegóły dystrybucji obu treści okazuje się, że w tym zakresie istnieją znaczące różnice. Przede wszystkim odsprzedaż e-booków w świetle prawa jest co do zasady nielegalna. Gdyby było inaczej, to wydawcy mogliby już zwijać interes.

Odsprzedaż tradycyjnych książek to co innego niż odsprzedaż e-booków

Przez wiele lat kwestia odsprzedaży książek nie budziła żadnych wątpliwości. W przypadku tradycyjnych papierowych wydań sprawa jest bowiem bardzo prosta. Wraz z zakupem nośnika klienci nabywają możliwość dalszej odsprzedaży utworu. Wynika to przede wszystkim z obowiązującej w prawie autorskim zasady wyczerpania.

Zgodnie z jej treścią po zgodnym z prawem wprowadzeniu do obrotu kopii utworu, jego autor nie ma już nic do powiedzenia w kwestii dalszego losu papierowej książki. Uważa się w takiej sytuacji, że skoro zgodził się na sprzedaż to otrzymał już należne mu wynagrodzenie za ten konkretny nośnik. Dalsze funkcjonowanie w obrocie zależy wyłącznie od właściciela danej książki.

Taką interpretację trudno przenieść na pole sprzedaży e-booków. W tym przypadku nie istnieje bowiem żaden fizyczny nośnik, który wraz ze sprzedażą cyfrowej książki byłby wprowadzony do obrotu. Należy zatem uznać, że jest to zupełnie inny utwór niż ten nabywany w ramach zakupu tradycyjnej książki. Dokonując zakupu pliku cyfrowego nabywca otrzymuje bowiem jedynie licencję, która jednak niekiedy może stanowić podstawę do dalszej odsprzedaży.

Przez lata zwolennicy odsprzedaży e-booków podpierali się stanowiskiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskim wyrażonym w sprawie dotyczącej oprogramowania komputerowego. Wychodząc niejako naprzeciw oczekiwaniom konsumentów TSUE połączył w jedną transakcję sprzedaż pliku i powiązaną z nim licencję. Skład orzekający uznał, że przekazanie cyfrowego utworu wraz z licencją stanowi jego pierwszą kopię, a zatem możliwa jest jego odsprzedaż.

Wyrok, który rozwiał wątpliwości

Tezy zawarte w powyższym orzeczeniu TUSE długo budziły wątpliwości zarówno w nauce, jak i wśród wydawców cyfrowych wersji przeróżnych utworów. Wraz z rozwojem e-booków zaczęto się zastanawiać, czy sytuację sprzedaży programu komputerowego można przyrównać do elektronicznych książek. Skoro pobranie oprogramowania jest odpowiednikiem pierwszego wydania nośnika materialnego, co jest równoznaczne z wyczerpaniem prawa autora, to czy odsprzedaż e-booków również nie powinna być legalna?

Spór rozwiał wyrok Trybunały Sprawiedliwości UE z dnia 19 grudnia 2019 roku wydany w sprawie C-263/18. Precedensowe orzeczenie zapadło na kanwie historii, w której niderlandzka spółka Tom Kabinet wpadła na pomysł prowadzenia specyficznego klubu czytelniczego. Działalność polegała w skrócie na tym, że firma najpierw nabywała e-booki, następnie oznaczała je własnym znakiem wodnym i odsprzedawała członkom swojego klubu.

Przychodząc z pomocą wydawcom elektronicznych książek TSUE uznał, że w przypadku e-booków nie dochodzi do wyczerpania prawa. Próbując rozwiać wątpliwości powstałe po wyroku dotyczącym oprogramowania komputerowego skład orzekający wskazał, iż zrównanie materialnych i niematerialnych kopii utworów nie było celem prawodawcy. Cyfrowy nośnik nie może być uznany za utwór, a zatem jego sprzedaż jest jedynie publicznym udostępnienie. Ewentualny dalszy obrót wymaga zgody twórcy, co oznacza, że odsprzedaż e-booków nie może być uznana za legalną.

Rynek e-booków wciąż jest mały. Legalna odsprzedaż byłaby gwoździem do trumny

Wydawać by się mogło, że wraz z ciągłym postępem technologicznym sprzedaż e-booków powinna rosnąc z roku na rok. Nic bardziej mylnego. Choć z rynkiem elektronicznych książek jest taki problem, że oficjalnych danych brakuje, to można śmiało postawić tezę, że o dynamicznym rozwoju nie może być mowy.

Wiele mówi już sam zeszłoroczny raport Biblioteki Narodowej dotyczący stanu czytelnictwa w Polsce. Jak się okazuje w naszym kraju e-booki czyta ledwie 5% czytelników. Zresztą w innych europejskich krajach wcale nie jest lepiej. Średni udział e-booków w rynku na Starym Kontynencie waha się od 3 do 8%. Sytuacji nie zmieniła zarówno epidemia COVID-19, jak i znaczne wzrosty cen papieru, które mocno uderzyły w tradycyjne wydania książek.

Stąd też w praktyce wyrok TSUE w sprawie e-booków mógł być tylko jeden. Biorąc pod uwagę nikłe zainteresowanie czytaniem książek w elektronicznej wersji, dalsza legalna odsprzedaż e-booków oznaczałaby dla większości wydawców zwijanie interesu. Tymczasem optymiści mogą mieć jeszcze nadzieję, że przyszłość e-booków nie będzie rysować się jedynie w czarnych barwach.