Miasto nie chciało wypłacić odszkodowania za wypadek na chodniku, bo „część płyt nie była popękana”

Codzienne Dołącz do dyskusji (440)
Miasto nie chciało wypłacić odszkodowania za wypadek na chodniku, bo „część płyt nie była popękana”

Czy odszkodowanie za wypadek na chodniku należy się starszej pani, która nie patrzyła pod nogi i potknęła się na uszkodzonej płycie chodnikowej? Spór o to między starszą panią, miejskimi urzędnikami i firmą ubezpieczeniową musiały rozstrzygnąć dwie instancje sądowe.

Starsza mieszkanka Piotrkowa Trybunalskiego z pewnością nie była szczęśliwa, gdy złamała rękę. Sprawcą nieszczęścia okazał się nierówny chodnik. Popękana płyta chodnikowa spowodowała u niej zachowanie równowagi, a w konsekwencji bolesny upadek. Chodnikiem zarządza miasto – i do miejskich urzędników kobieta udała się po odszkodowanie. W końcu, argumentowała, gdyby właściciel nieruchomości, czyli gmina, dbał o stan chodnika, to do kontuzji by nie doszło.

Urzędnicy jednak uznali – podobnie jak towarzystwo ubezpieczeniowe, w którym miasto ma wykupione ubezpieczenie OC – że do wypadku doszło z winy kobiety. Jak wskazywali, gdyby ona tylko odpowiednio uważnie przemieszczała się po chodniku, to uniknęłaby nastąpienia na wadliwy odcinek nawierzchni, a tym samym nie doszłoby do upadku. Kobieta. niezrażona odmową wypłaty odszkodowania, udała się do sądu.

Odszkodowanie za wypadek na chodniku należy się nawet pieszemu, który nie patrzył pod nogi

A sądy (najpierw rejonowy, potem okręgowy) wypowiedziały się jednoznacznie: odszkodowanie za wypadek na chodniku należy się, jeśli właściciel nieruchomości nie dbał w sposób należyty o jakość nawierzchni. Włodarzy miasta nie usprawiedliwia fakt, że jedynie część płyt chodnikowych była popękana (co podnosił również ubezpieczyciel). W konsekwencji kobiecie przyznano 13 tysięcy złotych odszkodowania.

To oczywiście słuszne podejście. Nie można zasłaniać się bylejakością wskazując, że tylko część chodnika jest w fatalnym stanie. To tak, jakby kierowca zatrzymany do kontroli drogowej za brak włączonych świateł usprawiedliwiał się tym, że owszem, świateł może i nie używa, ale przynajmniej nie przekroczył dozwolonej prędkości. Reasumując: pieszy nie musi lawirować między dziurami i ubytkami nawierzchni.

Te orzeczenia są przestrogą dla wszystkich zarządców chodników w polskich miastach, miasteczkach i wsiach. Wiele publicznych chodników jest w fatalnym stanie technicznym, nierzadko gorszym od towarzyszącym im, równym i nowym drogom. Można się tylko obawiać, że zasądzanie takich, stosunkowo niewielkich, kwot odszkodowań raczej nie zmotywuje urzędników do remontów chodników. Te są przecież dużo bardziej kosztowne, niż kilkanaście tysięcy złotych zasądzane okazjonalnie. Większość pieszych (nie mam na to żadnych wyników badań – zgaduję, że tak właśnie jest) woli jednak unikać kontuzji.