Minister Jarosław Gowin bieduje za ministerialną pensję, bogaci i wpływowi ludzie chcą zatrudniać za darmo wiedzę i referencje. A podobno polski rynek pracy staje się rynkiem pracownika…
Polacy się bogacą – to fakt, który jest widoczny w statystykach prowadzonych przez GUS. Zarabiają więcej kasjerki w Lidlu i nielegalnie opłacani przez NBP youtuberzy. Rozwój gospodarczy z jednej strony, z drugiej emigracja zarobkowa setek tysięcy Polaków (a z trzeciej i czwartek wiele innych przyczyn, z programem 500+ na czele) spowodowały tak duży niedobór pracowników, że nawet zaciężna armia pracowników z Ukrainy nie zawsze pomaga polskim przedsiębiorcom w znalezieniu odpowiedniej liczby odpowiednio wykwalifikowanych pracowników.
Obserwujemy zatem sytuację, o której jeszcze kilka lat temu mogliśmy (my, pracownicy najemni) marzyć: możemy dyktować swoim pracodawcom warunki, a nie oni nam. Oczywiście, nie zawsze tak jest. Nie dotyczy to każdej branży, nie dotyczy to każdego pracownika ani każdego miejsca. W serwisie OLX można było jakiś czas tem znaleźć takie oto ogłoszenie:
Oczywiście, istnieje prawdopodobieństwo, że to tylko żart.. Ale czy na pewno?
Dziwne ogłoszenia o pracę: powodują wzruszenie ramion czy brwi?
Jakiś czas temu blog Jak Żyć (polecam, jest zabawny) opublikował tekst o wielce mówiącym tytule „Jak żartem z „Kacnelarii” odmienić rynek usług prawnych w Polsce”. Ogłoszenie było w sumie podobnie skonstruowane do ogłoszenia z Sosnowca, z tą różnicą, że zamiast sprzątania była praktyka w Kacnelarii (literówka zamierzona), międzynarodowej i w ogóle tak poważnej, że za tą praktykę to praktykant musiał płacić. I to niemało: 1500 zł miesięcznie. Efekt? Kilka osób wyraziło zainteresowanie taką formą współpracy, a polski rynek usług prawniczych przez kilka tygodni nie mógł dojść do siebie, o sprawie pisały portale, a ojcowie posyłający swoje dzieci na studia prawnicze na poważnie zastanawiali się, czy dobrze postąpili:
Kilka dni później mieliśmy spotkanie z szefem jednego z dużych funduszy inwestycyjnych, pamiętamy jak dziś, bo jak się dowiedział, że jesteśmy prawnikami to pół godziny płakał nam w ramię, że znalazł w necie coś takiego, on chciał wysłać syna na prawo, a teraz to chyba odda go na przyuczenie do szewca, bo ta cała branża startupowa to też jedna wielka ściema.
I Kancelaria, i Sosnowiec to ściema – a przynajmniej o tym pierwszym mamy taką pewność. Zresztą prześmiewcze ogłoszenia o pracę działają też w drugą stronę, niedawno Mateusz Madejski pisał o ogłoszeniu „Zatrudnię: Jaśnie Wielmożnego Pana KIEROWCĘ”, z którego aż kipi od frustracji pracodawcy: na pracowników, na Skarb Państwa (domagający się podatków), bank (domagający się raty kredytu) i Bóg wie kogo jeszcze.
Prawnik-hydraulik? Czemu nie, optymalizacja kosztów to podstawa
Można do tego oczywiście podejść w sposób racjonalny: pracownik zawsze będzie chciał pracować mniej i zarabiać więcej, pracodawca zawsze zaś chce zmniejszać koszty i maksymalizować zyski. Ten pierwszy więc będzie chciał podwyżek nawet, gdy na nie nie zasługuje (a tu zobaczysz, jak dostać podwyżkę). ten drugi będzie się zastanawiał, jak płacić „pod stołem”. To zjawiska widoczne w każdej branży, prawniczej również. Znam aplikantów, którzy w czasie pracy zamieniali się w hydraulików i naprawiali zlew w kancelarii (takiej prawdziwej). Prawnicy to zresztą specyficzna grupa zawodowa. Tutaj nawet wysoko postawieni przedstawiciele zawodu uważają za normalne płacenie „doświadczeniem i wiedzą”, nie złotówkami. Nic to, że kodeks pracy dosyć jasno stanowi, co jest pracą i za co należy się wynagrodzenie. W pewnych kręgach prawniczych kodeks, jakby to powiedzieć, „nie przyjął się”.
Oczywiście problemy młodych adeptów prawa to i tak nic przy problemach ministra Gowina. Jemu – jeśli wierzyć jego własnym słowom, a przecież politykom można ufać, prawda? – ministerialna pensja nie pozwalała komfortowo przetrwać od pierwszego do pierwszego.