Wygląda na to, że Ministerstwo Zdrowia mówiło prawdę gdy twierdziło, że opłata od małpek nie ma żadnego ukrytego celu fiskalnego. Z szacunków branży spirytusowej wynika, że dodatkowe opodatkowanie wysokoprocentowego alkoholu w butelkach o pojemności do 300 ml kosztuje budżet państwa nawet 2 miliardy złotych.
Opłata od małpek może przynieść budżetowi państwa nawet 2 miliardy złotych strat
Jednym z bardziej kontrowersyjnych tegorocznych pomysłów rządzących na nowe wcale-nie-podatki była niewątpliwie opłata cukrowa. Wyjątkowo zamiast Ministerstwa Finansów pomysł wprowadzenia nowej daniny od słodzonych napojów wyszedł z Ministerstwa Zdrowia. W założeniu wyższy koszt tego typu produktów zniechęcałby Polaków do ich zakupu oraz konsumpcji. Mniej spożywanego cukru to zdrowsi obywatele.
Ważnym elementem planu była opłata od małpek – dodatkowa danina nałożona na wysokoprocentowy alkohol w butelkach o pojemności do 300 ml. To właśnie w małpkach Ministerstwo Zdrowia upatruje poważne zagrożenie. Butelki tego typu są lekkie, poręczne, łatwe do schowania w kieszeni i przede wszystkim były relatywnie tanie. Zgodnie z ministerialnymi kalkulacjami dostępność takich produktów w sklepach sprzyja generowaniu problemów alkoholowych w społeczeństwie.
Wprowadzenie opłaty sprawi, że przeciętna małpka podrożeje o ok. 2 zł. To wystarczy by koneserzy szybkich i tanich trunków dwa razy zastanowili się przed zakupem. Nie oznacza to jednak, że plan w zupełności wypalił. Pisaliśmy już na łamach Bezprawnika, że ten swoisty podatek od małpek spowodował reakcję po stronie producentów. Żabka wprowadzi na przykład do swojego asortymentu wódkę „Staromiejską” w butelkach o pojemności 350 ml. Tych nowe przepisy już nie obejmują.
Przede wszystkim jednak: wygląda na to, że opłata od małpek nie dość, że nie spełni pokładanych przez Ministerstwo Zdrowia nadziei, to jeszcze przyniesie państwu straty.
Zdaniem branży spirytusowej opłata od małpek to wynik rywalizacji z branżą piwowarską o mniej wybredną klientelę
Business Insider informuje o wyliczeniach branży spirytusowej. Wynika z nich, że budżet państwa straci na wprowadzeniu opłaty nawet 2 miliardy złotych. Wszystko dlatego, że jej wprowadzenie od 1 stycznia 2021 r. najprawdopodobniej rzeczywiście spowoduje spadek sprzedaży tego typu produktów. Mniej sprzedanych małpek to mniejsza wysokość należnego Fiskusowi podatku akcyzowego.
Ktoś mógłby stwierdzić, że to chyba dobrze. Problem w tym, że rynek nie znosi próżni. Jeżeli dorosły obywatel naszego kraju będzie chciał się napić alkoholu, to ma do wyboru także inne produkty. Takie jak na przykład piwo czy po prostu wódka w „pełnowymiarowych” opakowaniach. Warto przy tym pamiętać, że małpki swego czasu kupowały codziennie nawet 3 miliony Polaków. Głównie mniej wybredni i mniej zamożni konsumenci – studenci, pracownicy fizyczni, faktyczni alkoholicy.
Branża spirytusowa przekonuje zresztą, że to koledzy piwowarzy mieli jakiś swój udział w zwróceniu uwagi Ministerstwa Zdrowia akurat na małpki. Zapewne za pomocą typowego lobbingu. Sytuacja podatkowa piwa i wódek smakowych jest dość podobna. Trunki podlegają akcyzie, są za to zwolnione ze specjalnej opłaty cukrowej. Oferują również porównywalną ilość alkoholu za podobne pieniądze. To właśnie opłata od małpek zmienia sytuację wyraźnie na korzyść piwa.
Ministerstwo Finansów jakoś będzie musiało uzupełnić straty spowodowane przez kolegów z Ministerstwa Zdrowia
Założenie, że podkopanie pozycji rynkowej jednego rodzaju produktów alkoholowych pozwoli znacząco zmniejszyć rzekomą plagę pijaństwa w Polsce jest dosyć naiwne. Regularne podwyżki akcyzy na alkohol i papierosy jakoś nie wyeliminowało problemu pijaństwa i palenia.
Co z tego, że uzyskane dzięki opłacie fundusze zostaną przeznaczone na rozwiązywanie problemów alkoholowych przez gminy i NFZ? Utracone przez budżet państwa 2 miliardy złotych również mogłoby sfinansować ten sam cel. Tymczasem państwo w okresie epidemii koronawirusa bardzo potrzebuje zastrzyku dodatkowych pieniędzy.
Ministerstwo Finansów będzie musiało znaleźć sposób na uzupełnienie braków w budżecie. Łatwo się domyślić, kto tak naprawdę zapłaci za próbę zmiany nawyków obywateli przy pomocy podatków i opłat. Zapłacimy my wszyscy – niezależnie od tego, czy mamy w zwyczaju pić alkohol czy nie.