Tajlandia wojuje teraz z Kambodżą. Nie ma znaczenia to, że ma zdecydowaną przewagę
Jest na świecie kilka kierunków turystycznych, które w Polsce cieszą się niesłabnącą popularnością. Jednym z nich jest Tajlandia. Powodów jest wiele: wspaniała kuchnia, zapierające dech w piersiach widoki, egzotyczna kultura, względnie przystępne ceny oraz ciepła pogoda zachęcająca wręcz do wycieczek przez niemalże cały rok. Okazuje się jednak, że istnieją powody, by zrezygnować z wizyty w Tajlandii. Ostrzega przed nimi polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Spokojnie, MSZ nie sugeruje Polakom, by zupełnie omijali Tajlandię szerokim łukiem niczym Wenezuelę w przededniu cały czas możliwej amerykańskiej inwazji. Ton komunikatu jest dużo łagodniejszy. Zamiast "zaleceniem powstrzymania się od wszelkich podróży" mamy do czynienia jedynie z "odradzeniem podróży, które nie są konieczne". Do tego zalecenie dotyczące Tajlandii dotyczy jedynie konkretnych prowincji tego kraju. Przyczyna wystosowanego przez resort ostrzeżenia jest jednak do pewnego stopnia zbliżona.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza podróże, które nie są konieczne, do południowych prowincji Tajlandii: Pattani, Yala, Narathiwat, Songkhla, SaKaeo
A także prowincji graniczących z Kambodżą: Ubon Ratchathani, Sisaket, Surin, Buriram
Oraz obszarów położonych przy granicy lądowej z Kambodżą w prowincjach: Trat, Chanthaburi
Na pozostałym terytorium Tajlandii MSZ zaleca zachowanie szczególnej ostrożności.
Skąd ten nacisk na prowincje położone przy granicy z Kambodżą? Powód jest prosty. Chodzi o konflikt graniczny pomiędzy tymi państwami. Toczy się on z przerwami od maja tego roku. Jego przyczyną jest wytyczenie granic Kambodży po dekolonizacji tego państwa i zakończeniu w 1949 r. francuskiego panowania. Do tej pory walki toczyły się głównie o ruiny świątyni Preah Vihear położonej na spornym terenie.
Co ciekawe, na przełomie lipca i sierpnia udało się wynegocjować zawieszenie broni. Wydawało się nawet, że to jeden z tych konfliktów zbrojnych, które udało się zatrzymać prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi. Kilka dni temu doszło jednak do ponownej eskalacji. Władze w Bangkoku rozpoczęły nawet bombardowanie celów wojskowych na terytorium Kambodży.
To nie jest pierwsze ostrzeżenie MSZ o podróżach do Tajlandii
Nie da się ukryć, że na papierze zdecydowanym faworytem tego starcia jest Tajladnia. Ma kilkakrotnie większą armię, która jest do tego dużo lepiej wyposażona. Mamy też do czynienia z państwem większym, bogatszym i dysponującym znacznie większą populacją. Równocześnie jednak cywile giną po obydwu stronach granicy. Dotychczasowe szacunki sugerują do kilkunastu zabitych oraz kilkudziesięciu rannych mieszkańców obydwu państw. Właśnie dlatego turyści nie powinni wyprawiać się do obszarów działań wojskowych. Kolejnym powodem jest chaos wywołany ucieczką ludności z terenów przygranicznych. Z danych podanych przez RMF.fm wynika, że może chodzić o nawet 300 tys. osób.
Wróćmy jednak do ostrzeżenia MSZ dotyczącego podróży do Tajlandii. W grę wchodzi nie tylko wojna, ale także terroryzm i ogólne przestrogi przed czynnikiem politycznym. Ta część obowiązuje tak naprawdę co najmniej od 2024 r.
W południowych prowincjach Tajlandii (Pattani, Yala, Narathiwat, Songhkla) występuje wysokie ryzyko ataków terrorystycznych z użyciem bomb i broni palnej. Na niektórych obszarach w tych prowincjach wprowadzony jest stan wyjątkowy i obowiązują dodatkowe kontrole i ograniczenia w podróżowaniu.
Nie można wykluczyć możliwości przeprowadzenia ataku terrorystycznego w pozostałych częściach kraju. Zachowaj szczególną ostrożność zwłaszcza w rejonie atrakcji turystycznych, bazarów, obiektów kultu religijnego, budynków użyteczności publicznej oraz podczas udziału w imprezach masowych. Zwróć uwagę na przedmioty pozostawione bez opieki oraz zgłaszaj policji niepokojące sytuacje lub zachowania.
W związku z napiętą sytuacją społeczno-polityczną unikaj protestów, zbiorowych demonstracji oraz innych zgromadzeń o charakterze politycznym. Stosuj się do zaleceń miejscowych struktur bezpieczeństwa.
Warto przypomnieć, że w latach 2014-2019 władzę w Tajlandii przejęła junta wojskowa. Obecnie sytuacja nieco się unormowała, jednak wojskowi wciąż zachowali znaczący wpływ na rządy. Dobrym przykładem jest upadek rządu premier Paetongtarn Shinawatry, która w rozmowie z przewodniczącym kambodżańskiego senatu skrytykowała działania sił zbrojnych swojego kraju. Po kryzysie politycznym trwającym nieco ponad miesiąc od felernej rozmowy została usunięta z urzędu decyzją tamtejszego sądu konstytucyjnego.
Prawdę mówiąc, ostrzeżenie MSZ można w tym przypadku traktować uniwersalnie. Mieszanie się do zagranicznych protestów nie tylko niesie ze sobą ryzyko konsekwencji prawnych, ale jest też w złym guście niezależnie od kraju, w którym te mają miejsce.